O życiu, tworzeniu…O początkach. W nietypowy sposób opowiada Marta, właścicielka marki Patchwork House.
i po co mi to wszystko?
durne geny wojny chyba. wszystko się może przydać. przerabiaj. twórz nowe ze starego. bla, bla,bla.
i się zaczęło. spodenki dla lalki z moich własnych. na singerze z ciężkim, acz ozdobnym pedałem. nie mogłam zrozumieć czemu mają taki dziwny niespodniowy kształt przed zszyciem? ale jakoś wychodziło. i się barbie z pewexu i fleur z wczasów z jugosławii czy innej bułgarii, na które rodzice nie zabrali, taplały w gustownych ubiorach. ach ta babka. może myślała, że jak bachor ma 4 lata to lepiej go zająć szyciem, niż pozwolić żeby sobie znowu w tajemnicy obciął grzywkę za drzwiami.
plus wychowanie takie a nie inne.
weźmy matkę.
po chorobę uczyła na drutach i szydełku robić?
komu to w ogóle w życiu potrzebne? że co? że niby tylko szalik na zimę, ubranka dla lalek? to czemu przez pół podstawówki chodziłam w wieśniackich swetrach, które sama zrobiłam na druto-szydełku, porozciąganych do kolan? Czy wtłoczona przez niewiadomo kogo ciągota do subkultury punkowej to tłumaczy? mamo, a gdzie tu styl!!! gdzie kobiecość, tak przecież ważna w osiąganiu sukcesów życiowych!
mogłaś o to zadbać!
co za rodzina!
o ojcu nie wspomnę. jak nie w robocie, to w robocie. bo inżynier niby. bo pan kierownik. bo pan muzyk. bo zespół. bo granie. bo ptaki. no i ileż można pracować? no ileż można grać na gitarze i w pingla? z kolegami. na imprezach. gdzie wóda, laski i fajna zabawa. to, że grundig ze zmieniaczem płyt. to, że płyty zagraniczne i polisz dżez jakiś. i weź to potem pilnuj. bo tylko rysa i już się zacina. że niby co to w ogóle za pożytek z tej muzyki? jestem basistką? nie jestem!
i tak się męczę teraz, udając, że patchworki że mój świadomy wybór.
że nie konieczność, nie mus, moose , muse, music, szlus.
po co ja to piszę?
po co ty to czytasz?