„Magia mnie nie interesuje, interesuje mnie Bóg” oto zdanie, które Kari wypowiada podczas bisu na koncercie w warszawskim Basenie. Atmosfera jest gęsta i wyjątkowa. Wokalistka schodzi ze sceny i śpiewa wśród publiczności. To niesamowite wydarzenie otwiera polską trasę koncertową promująca rewelacyjny album Wounds and Bruises. Przed koncertem mamy okazję spotkać się z KARI w naszej siedzibie przy herbacie i porozmawiać o muzyce, modzie i zmianach.

3

 fot. Zuza Krajewska | Bartek Wieczorek

Kim jest Kari Amirian?

 

Myślę, że odpowiedzi będę szukać przez najbliższe 50 lat. Ciężko tak po prostu się zdefiniować. Na dzień dzisiejszy Kari Amirian jest osobą, która trochę dojrzała, dowiedziała się więcej o sobie i żyje bardziej „tu i teraz”. Zaczęłam więcej rozmawiać ze sobą. Zaczęłam dbać o siebie od środka, o swój pion, o duchowy rozwój. Występy, spotkania z publicznością to wielkie wyzwanie i intensywne przeżycia.Czuje ze musze być na to przygotowana. Nie tylko muzycznie, ale także od środka.

 

Jesteś kompozytorką. Czy było to Twoim marzeniem od dziecka, silnie obraną ścieżką, którą chciałaś iść, czy miałaś może inne marzenia?

 

Nie. Zawsze chciałam być kompozytorem, praktycznie odkąd pamiętam. Zaczęłam grać na fortepianie gdy miałam 6 lat i już od początku wiedziałam, że robię to żeby móc w przyszłości komponować.

 

Rozumiem, że to marzenie było tak silne, że przeprowadziłaś się ze Świnoujścia do Warszawy gdy miałaś zaledwie 13 lat?

 

Przywędrowałam do Stolicy z oddalonego o 700km Świnoujścia jako trzynastolatka. Chciałam dostać się do wymarzonej szkoły, wymarzonej klasie fortepianu u wymarzonego profesora i dostałam się! Tak właśnie się zaczęło. Zamieszkałam w internacie, więc bardzo szybko zostałam rzucona na „głęboką wodę” i tak zostałam tutaj – przez większość życia mieszkałam w Warszawie.

4

fot. Zuza Krajewska | Bartek Wieczorek

 

Współpracujesz z wieloma muzykami, czy to ci sami których poznałaś w szkole muzycznej ?

 

Najwięcej wydarzyło się kiedy studiowałam wokalistykę jazzowa. Spotykałam wtedy wielu niesamowitych muzyków, z którymi miałam przyjemność współpracować. Później były studia na Uniwersytecie Muzycznym, czyli powrót do muzyki klasycznej. Nauczyłam się instrumentować, pisać aranże na smyczki, a przede wszystkim zglebiłam techniki kompozytorskie oraz temat improwizacji. Poznałam tez wtedy czym jest praca w zespole i bycie liderem. Samo zjawisko liderowania jest dla mnie bardzo ciekawe a muszę dodać, że jestem liderką w zespole złożonym tylko z facetów. To ciekawe doświadczenie ale i wyzwanie.

Dziś współpracuje z muzykami z Wielkiej Brytanii. Gramy razem od roku, wspólnie tez stworzyliśmy ostatni album. Od jakiegoś czasu podchodzę do tworzenia muzyki bardziej projektowo. Mam milion pomysłów na sekundę i ciężko byłoby związać się ze stałym zespołem i tworzyć w tej samej konwencji przez 20 lat. Wolę dać sobie i muzykom swobodę, zobaczyć do czego nas zaprowadzi współpraca.

 

Chciałabym zboczyć na chwilę z muzyki w stronę mody. Zauważyłam, że tak jak ja, jesteś wielką fanką piór i pióropuszy. Czy ktoś Ci pomaga w Twoich stylizacjach czy zdajesz się na swoje własne przeczucie?

 

Stylizacja jest bardzo ważna bo traktuję ją jako część projektu. Strój, światło, wizualizacje, grafika – to wszystko musi się dopełniać, bo tylko wtedy przekaz będzie kompletny. Stylizacja musi wyrażać to co dzieje się na scenie. Choć nie jest na pierwszym planie, dopełnia muzykę. Przez długi czas współpracowałam z Maja Naskrętską. To ona pomogła zdefiniować mój wizerunek. Dziś na koncerty często stylizuje się sama. Znam się też z wieloma polskimi projektantami, których bardzo cenię. Widzę, że się rozwijam, a nasza współpraca inspiruje obie strony.

 

Nasz magazyn współpracuje na stałe z platformą Pakamera.pl, która zajmuje się promowaniem Polskich projektantów. Czy Ty masz może jakiś swoich ulubionych projektantów z którymi współpracujesz?

 

Tak, cały zeszły rok pracowałam z Pajonkiem, stworzył dla mnie frędzlowate tuniki. Świetnie wspominam tę współpracę bo Michał faktycznie doskonale wyczuł to jak wyobrażam sobie strój na scenie. Pracuje z wielkim sercem i oddaniem, kując sobie przy tym strasznie palce. (śmiech) Bardzo cenię sobie współpracę z Krasnalkom, uwielbiam jej biżuterię, bransoletki których nie zdejmuję od chyba pół roku, tak bardzo je lubię. Biżuteria jest integralną częścią mnie. Bardzo lubię też biżuterie Anny Orskiej, często zakładam jej projekty na scenę. Na co dzień, noszę to co bliskie ciału, np Wiolę Wołczyńską – bardzo przyjemne i dobre jakościowo, tkaniny pięknie się leją, czuje się w nich sobą.

 

2

 

Chciałabym Ci coś zacytować. Przygotowując wywiad sprawdziłam komentarze na You Tube pod Twoimi wykonaniami, choćby taki: „Dawno nie zbłądziłem na You Tubie szukając utworów jednego, nieznanego mi muzyka, dawno też nie miałem gęsiej skóry słuchając czegoś nieznanego mi zupełnie, coś cudnego, to jak śpiewasz, magia utworów, pomyślałem, ze jesteś ze Skandynawii a tutaj proszę, Polska.” Jak to możliwe, że ktoś z takim akcentem, tworzący w takiej estetyce jest z Polski? Jak wykształciła się w Tobie właśnie taka wrażliwość?

 

To bardzo miłe choć muszę przyznać, że samo pytanie mnie smuci. Wierzę w to, że żyjemy w trochę innych czasach, innej rzeczywistości, że moje pokolenie ma już dostęp praktycznie do wszystkiego, wychowaliśmy się na You Tubie. Nie żyjemy już w zacofanej rzeczywistości i to ma odbicie również w muzyce. Jestem fanką wielu polskich zespołów i generalnie uważam, że dobrze się dzieje. Więc takie podejście – jeśli coś jest muzycznie dobre – to nie może być Polskie, jest przykre, i wzbudza niepotrzebne kompleksy.

 

Jak myślisz dlaczego tak jest? faktycznie powstaje bardzo wiele dobrych zespołów. Wiele projektów udowadnia, że nie mamy czego się wstydzić. Tak naprawdę polska muzyka to fajny exportowy towar. Czy ten „kompleks”, o którym wspomniałaś może funkcjonować nadal tak silnie?

 

Chyba nie ma na to jednoznacznej odpowiedzi, subiektywnie mogę powiedzieć że faktycznie to może wynikać z kompleksów, pewnych niedociągnięć. Łatwo mogę to zaobserwować będąc w Anglii. Tam jest tak niewymuszony luz, dystans do życia, który sprawia, że każdy czuje się sobą. Każdy czuje się na swój sposób wyjątkowy. Nie ma tego zwyczaju porównywania się do innych, oceniania siebie przez pryzmat czyiś dokonań. Bardzo chciałabym, żeby ten sposób bycia, zaczął funkcjonować i u nas. Żebyśmy też przyzwyczaili się do dobrej jakości na rynku muzycznym i wypracowali swój własny „kolor”, który będzie się odróżniał na światowym rynku muzycznym. Trochę tak jak zjawisko muzyki skandynawskiej – my też mamy swój określony styl, jesteśmy bardzo melancholijni i bardzo to kocham. To jest właśnie ta wyjątkowość.

 

1

 

Jak sama określiłabyś swoją muzykę przez pryzmat gatunku, czy to bardziej indie czy może pop, któremu tak często się umniejsza.

 

Bardzo nie lubię tego robić dlatego, że dużo eksperymentuje i poruszam się po różnych gatunkach. Szukam swojego własnego języka i nie chcę być szufladkowana. Jednak jeśli muszę się zdecydować. Ostatnio podpisałam jeden z moich utworów tagami; indie, polar, oriental, pop. Bo jest we mnie pewna fascynacja muzyką skandynawską, jest to muzyka niezależna a na nowym albumie jest również wiele inspiracji orientem. Jednak wciąż wydaje mi się, że wpisuję się gdzieś w kanon muzyki popularnej.

 

Słuchając Twojej nowej płyty od razu zauważyłam, że o ile pierwsza była przepełniona taką pozytywną, radosną energią. To w drugiej pokazałaś swoje mocniejsze, agresywniejsze oblicze. Czym inspirowałaś się tworząc materiał na nową płytę?

 

Album „Wounds And Bruises” powstał w zbiegu różnych okoliczności i przeżyć, które staly się głównym impulsem do jego powstania. Nie planowałam wyjechać do Anglii żeby nagrać album. Chciałam jechać odpocząć, nabrać sił, tak po prostu. Sprawy jednak potoczyły się zupełnie inaczej, zagrałam tam jeden koncert i właśnie po nim poznałam muzyków z którymi współpraca nawiązała się tak naturalnie i spontanicznie, że nie miałam czasu zbyt wiele się nad tym zastanawiać Poczułam jedynie – tak, to się zaczyna, muszę to zrobić, to jest właśnie ten moment.

 

Rozumiem, że na podobnej zasadzie nawiązała się Twoja współpraca z Zuzą Krajewską i Bartkiem Wieczorkiem, którzy są odpowiedzialni za wizualną stronę albumu.

 

Poznaliśmy się przy okazji sesji zdjęciowej dla jednego z magazynów rok temu i to było fantastyczne doświadczenie. Od tamtego czasu wiedziałam, że jeśli będę potrzebowała sesji to właśnie z nimi chcę współpracować. Zuza ma wyjątkowo spójne wizje, dobrze wie czego chce. Widzi kadr zanim zrobi zdjęcie. Dzięki temu czułam się bardzo bezpiecznie. Zuza nie działa jedynie dzięki swojej świetnej intuicji ale bardzo wyraźnie widzi cel który chce osiągnąć. Doskonale się z Bartkiem uzupełniają. Zależało mi żeby zajęli się całą moją identyfikacją wizualną. Wprawdzie mam silne zdanie ale wiedziałam, że im mogę ufać i polegać na ich opinii.

Podobnie było z realizacją klipu. Zuza zaprosiłam do współpracy Jana Holoubka, co była dla mnie olbrzymim przeżyciem – Janek jest wyjątkowym operatorem. Bardzo dużo pracy w powstanie teledysku włożyła ekipa z 180 heartbeats, daliśmy sobie czas i kredyt zaufania, nim weszliśmy na plan zdjęciowy wymieniliśmy masę korespondencji przez blisko pięć miesięcy. Praca z nimi była dla mnie bardzo rozwijającym doświadczeniem. Kilka miesięcy przygotowań, ale to dało nam dobry fundament. Teledysk powstał w zaledwie jeden dzień zdjęciowy.

 

5

  fot. Zuza Krajewska | Bartek Wieczorek

 

Wolisz występować przed dużą, festiwalową publicznością czy w bardziej kameralnych miejscach?

 

Przyznam, że bardzo lubię występować w kameralnych przestrzeniach, dają mi możliwość zbudowania pewnej intymności z odbiorcą. Jednak muzyka, którą tworzę potrzebuje przestrzeni żeby wybrzmieć i z tego powodu wolę duże koncerty. Uwielbiam festiwale!

 

Czy coś cię łączy z BBC?

 

Moja muzyka jest grana w stacji , z czego bardzo się cieszę. Właśnie zostałam zaproszona na kolejny wywiad w BBC. Dobrze się dzieje. (uśmiech)

 

Dziękuję za rozmowę.

 

Z Kari rozmawiała Agnieszka Strzałkowska, edycja – Jakub Konrad Szewczyk