The Saturday Tea to warszawski zespół, składający się z trzech niezwykle utalentowanych i ambitnych chłopaków, którzy w tym roku wydali debiutancką płytę Shindig. Grupa mierzy wysoko i jestem pewna, że za kilka lat będzie o nich głośno nie tylko w Polsce, ale również poza granicami naszego kraju. Zapraszamy na wywiad z Janem, Aleksandrem i Antkiem!

Kto prowadzi Waszego fanpage’a?

Wszyscy jesteśmy administratorami, więc każdy z nas dodaje posty, Antek najrzadziej, bo w całej historii strony wrzucił może z dwa.

Pytam, bo w większości postów zwracacie się do dziewczyn: hej hej dziewczęta!, cześć dziewczyny, weźcie ze sobą koleżanki, dziewczyny nie płaczcie.

Pomyśleliśmy, że to będzie bardzo zwracać uwagę i wszyscy będą zadawać nam to pytanie i rzeczywiście tak jest. Nie każdy post adresowany jest do dziewczyn, raz napisaliśmy posta do dziewczyn i chłopaków i zebraliśmy dużo lajków (śmiech).

Pamiętacie swój pierwszy koncert?

No jasne! Nasz pierwszy koncert odbył się w Obiekcie Znalezionym, który już nie istnieje. Supportowaliśmy zespół Kumka Olik, który w tym momencie należy już do grupy polskich legend, dinozaurów wręcz, gitarowego grania. Koncert odbył się w ramach cyklu imprez Vintage INDIE Party, które wtedy się tam odbywały.

Jak Wam poszło?

Spoko, było zadziwiająco dużo ludzi, nie wiemy dlaczego, może przez Kumkę Olik.

Możemy też wspomnieć, że wcześniej zespół funkcjonował w innym składzie, graliśmy z basistą, ale w pewnym momencie rozwinęliśmy piosenki do takiego stopnia, że doszliśmy do wniosku, że potrzebna jest druga gitara, zaprosiliśmy Aleksandra, w między czasie nasz basista się wykruszył, no i zostaliśmy we trzech.

Jak wpadliście na Aleksandra?

Z Aleksandrem poznaliśmy się w czasach szkoły średniej. Spotkaliśmy się na jakimś przeglądzie, z tym że Aleksander grał wtedy w innym zespole. Okazało się, że mamy wspólnych znajomych i tak to się zaczęło. W momencie, w którym doszliśmy do wniosku, że potrzebna jest nam druga gitara, wiedzieliśmy, że Aleksander będzie najlepszym wyborem, bo jest naprawdę bardzo dobry.

Na warszawskiej scenie funkcjonujecie już dość długo, jesteście usatysfakcjonowani z miejsca, w którym Wasza kariera obecnie się znajduje?

Rzeczywiście gramy już bardzo długo.  Kiedy zaczynaliśmy byliśmy dzieciakami z gitarami, zawsze nas to jarało. W zespole uczyliśmy się grać, śpiewać i pisać piosenki, właściwie można powiedzieć, że The Saturday Tea to całe nasze życie.

Ostatnio zaczyna się więcej dziać. Jest to też proporcjonalne do ilości czasu, którą teraz poświęcamy zespołowi. Zaczęliśmy się bardziej angażować, zdecydowaliśmy, że zespół jest dla nas bardzo ważną sprawą i że chcemy to wszystko kontynuować w poważniejszym wydaniu. Tak naprawdę dopiero zaczynamy, w tym roku wydaliśmy płytę długogrającą, więc na dobrą sprawę historia zaczyna się teraz.

Czy muzyka to obecnie już jedyne Wasze zajęcie?

Pewnie minie jeszcze trochę czasu zanim będziemy mogli utrzymywać się tylko z muzyki.

Oddaliście swoją karierę w ręce menagera czy sami się wszystkim zajmujecie?

Nie mamy managera, trochę sami sobie managerujemy, dużo dobrego robią dla nas znajomi. Współpracujemy jedynie z agencją koncertową Lärm und Stille, ale wiemy, że potrzebujemy kogoś oprócz tego, kto mógłby nam pomóc ruszyć to w dobrym kierunku.

Jako zespół spędzacie ze sobą bardzo dużo czasu, jesteście w stanie powiedzieć, co cenicie we wspólnym graniu najbardziej?

Chyba to, że czujemy się ze sobą bardzo swobodnie, to jest coś, czego nie doświadczamy w żadnym innym miejscu. Rozumiemy się bez słów, jesteśmy bardzo mocno zgrani i świetnie się dogadujemy. Może to wynika z tego, że się przyjaźnimy i spędzamy ze sobą mega dużo czasu, a może jest tak dlatego, że mamy podobny gust.

Obecnie na rynku jest wiele młodych polskich zespołów. Śledzicie karierę, któregoś z nich?

Kaseciarz, Wild Books i The Stubs. Jest teraz wiele zespołów, ale mało który ma coś ciekawego do powiedzenia, wiele z nich stara się kogoś kopiować i słabo im to wychodzi, są mało interesujący. Kaseciarz i Wild Books wydali w tym roku dobre płyty.

Dlaczego zdecydowaliście się udostępnić swoją płytę na kilka dni w Internecie za darmo?

Janek jest fanem zespołu Deep Sea Diver, zobaczyliśmy, że oni tak zrobili, postanowiliśmy zrobić to samo i rzeczywiście to się sprawdziło, bardzo dużo ludzi ściągnęło naszą płytę.

Jaką korzyść z darmowego udostępnienia swojej muzyki macie Wy, jako zespół?

Na pewno promocyjną, więcej ludzi słucha naszej muzyki. Jeśli ktoś ma naszą płytę na komputerze lub jakimś przenośnym odtwarzaczu to jest szansa, że pokaże ją również swoim znajomym. Na tym etapie trudno rozmawiać o jakichkolwiek pieniądzach, więc teraz robimy dla sławy, a potem będziemy robić dla pieniędzy (śmiech).

Zarówno przy Waszej EPce jak i płycie współpracowaliście z Michałem Kupiczem, jak doszło do tej kooperacji?

Jak dwa lata temu kończyliśmy EPkę, to szukaliśmy osoby, która byłaby najlepsza do zmasterowania materiału, wtedy znajomy zaproponował nam właśnie Kupicza. Byliśmy tak zadowoleni z efektu naszej współpracy, że jak nagrywaliśmy płytę to doszliśmy do wniosku, że nie ma nikogo lepszego niż Michał.

Będziecie razem pracować nad kolejną Waszą płytą?

Są takie plany, właściwie to już chyba jest ustalone. Trochę nas korciło, żeby spróbować współpracy z kimś innym, ale wiemy, że z Michałem nie będzie lipy. W tej współpracy cenimy sobie aspekt swobody, bo nie należymy chyba do najbardziej wyluzowanych, jeśli chodzi o granie, ludzi na świecie.

Dlaczego zdecydowaliście się na tak minimalistyczną formę teledysków?

Obraz miał promować muzykę. Nie chcieliśmy zrobić klipu, który byłby taką typowa historią, jak zespół gra sobie w Łazienkach, para siedzi obok i się całuje, a potem wokalista podchodzi i dziewczyna idzie z wokalistą. Chcieliśmy uniknąć sztampowych rozwiązań, a przy okazji wykorzystaliśmy środki, które mieliśmy pod ręką.  Byliśmy też ciekawi czy da się zrobić teledysk w jeden dzień i okazuję się, że jest to możliwe.

Uważamy, że oba teledyski są spoko, ale pierwszy jest w jakimś stopniu nowatorski, nigdy wcześniej chyba czegoś takiego nie widzieliśmy. Poza tym, my to zrobiliśmy w styczniu, a Jack White zerżnął to od nas kilka miesięcy później (śmiech).

Zbieracie już materiał na drugą płytę czy na razie skupiacie się na promocji obecnej?

Oczywiście. Planujemy wydać następną płytę jak najszybciej, czyli prawdopodobnie w przyszłym roku. Mamy już demówki i wstępny zarys, kolekcjonujemy pomysły na piosenki. Myślimy, że zimą przejdziemy już do nagrywania.

Jakie uczucia towarzyszą Wam przed koncertem? Trema, stres czy może totalny luz?

Gramy już długo, więc trochę się już uodporniliśmy na stres, ale na pewno, kiedy wracamy do grania koncertów, szczególnie po dłuższej przerwie, pojawia się trema.

Jaka jest wasza definicja idealnego koncertu?

Każdy nasz koncert oceniamy w skali od 1 do 10, jak dojdziemy kiedyś do 10 to się rozpadamy. Przy czym z każdym koncertem, ta skala się trochę zmienia, koncerty, które kiedyś były ósemkami, teraz byłyby czwórkami.

Grając koncerty, staracie się odtworzyć dokładnie brzmienie z płyty czy Wasza muzyka na żywo nabiera zupełnie innego brzmienia?

Nie da się do końca odtworzyć brzmienia z płyty, chociażby dlatego że na płycie mamy bogatsze instrumentarium. Naszym koncertom towarzyszy element improwizatorski, nasze występy są żywe. Brzmieniowo na pewno chcemy się zbliżyć do płyty, ale to nie jest to samo. Uważamy, że koncerty nie powinny być powtarzaniem płyty 1 do 1, bo to się trochę mija z celem. Koncerty są do tańczenia, a płyty są do słuchania.

Jakie są Wasze najbliższe plany związane z zespołem?

W sobotę gramy na festiwalu Jabłka w Warszawie, a w między czasie, jak będziemy mieć chwilę to będziemy dopracowywać demówki. Myślimy, że powstanie też jakiś teledysk. Dwa dni temu wpadliśmy na pomysł na nowy klip do piosenki If My Dreams Come True, gdzie będzie się trochę więcej działo i chyba tym razem sami w nim wystąpimy, więc może być nieźle. Chodzi za nami również zrobienie klipu do Except For You, ale pomysł na klip do tego utworu przerodził się w Warsaw Sessions i granie na dachu.

Jest jakieś miejsce, w którym szczególnie chcielibyście zagrać?

Chcielibyśmy zagrać na Eurosonic, na który złożyliśmy aplikacje, mamy nadzieje, że nam się uda i odwiedzimy Holandię. Bardzo chętnie pojechalibyśmy na SXSW. Fajnie byłoby też pojechać na dobrze zorganizowaną trasę po klubach.

W jakim miejscu widzicie się za kilka lat?

W szufladzie ‘gdzie oni teraz są’ albo ‘one-hit wonders’ (śmiech).

Chcielibyśmy być już marką, zespołem rozpoznawalnym na świecie, mierzymy jak najwyżej, ale czas pokaże. Kiedyś marzyliśmy o tym, żeby wydać płytę i pojechać w trasę i to się udało. Apetyt jednak rośnie w miarę jedzenia.

 

CAŁĄ PŁYTĘ THE SATURDAY TEA MOŻNA PRZESŁUCHAC I KUPIĆ NA BANDCAMP.

 

 

rozmawiała: Aleksandra Mleczko

zdjęcia: Marcin Klinger, Michał Dąbrowski, Jarek Barański, Grzegorz Broniatowski