Zmieniliśmy płeć bohaterom Herberta

Zmieniliśmy płeć bohaterom Herberta. Co twórcy mają na myśli? Rozmawiamy z aktorką Adrianną Trefoń oraz reżyserem Mariuszem Korycińskim, producentami projektu Herbert.

Czym dokładnie jest projekt Herbert?
Adrianna Trefoń: Projekt Herbert to filmowa opowieść o młodych ludziach, ich problemach i marzeniach.

Mariusz Koryciński: To trzy krótkie historie, których wspólnym mianownikiem są silne kobiety. No i Herbert rzecz jasna, ponieważ każda z opowieści powstała na podstawie innego utworu tego autora.

To ciekawe, przecież kobiety nie były głównymi bohaterkami poezji Herberta?
AT: To prawda, jednak my chcieliśmy zmienić nieco perspektywę patrzenia na dzieło Herberta, zmieniając jego bohaterom płeć (śmiech). Przy czym przedstawione przez nas wizje kobiet są bardzo niejednoznaczne. Pani Cogito, w którą się wcielam w historii wyreżyserowanej przez Stefana M. Ronisza, odwodzi męża od udziału w proteście antykomunistycznym (rzecz rozgrywa się w czasach PRL-u), flirtując z nim. Kasandra w historii wyreżyserowanej przez Adriana Luzara chce za pieniądze otrzymane w spadku po matce rozkręcić salon piękności. Zapewne niektórzy określiliby obie bohaterki mianem „pustych lasek”, skupiających się na przyziemnych potrzebach. Ale wystarczy podstawić w miejsce postaci kobiecych mężczyzn, aby te same osoby zaczęły używać określeń typu „Casanova” czy „przedsiębiorczy młody człowiek” (śmiech).

MK: W gruncie rzeczy pytamy o atrybuty płci, role społeczne i sposoby ich postrzegania. Czy pewne zachowania i atrybuty przypisywane danej płci łączymy z tożsamością seksualną rozumianą fizycznie czy psychicznie? W wyreżyserowanej przeze mnie historii zatytułowanej „Wilk i owieczka” chciałem się przyjrzeć między innymi temu właśnie problemowi. Punkt wyjścia jest następujący: znajdujemy się w czarno-białym filmie z lat 30. (świadomie używam sformułowania „znajdujemy się” w kontekście filmu); w rolę Wilka wciela się postać kobieca, Owieczkę odgrywa zaś postać, która jest prawdopodobnie gejem. Te niejednoznaczne pod różnymi względami postaci wtłoczone zostają w jednoznaczną formę filmową (symbolizującą dla mnie po prostu konwencje społeczne), w której szamoczą się niczym zwierzęta w klatce czarno-białej taśmy. Zachowując się więc jak postaci z komedii slapstickowej, gdzie jeden gest warunkuje kolejny, są po trosze uczestnikami gombrowiczowskiego pojedynku na miny.

Kadr z filmu 'Wilk i owieczka’ w reż. Mariusza Korycińskiego

No tak, ale Herbert to mężczyzna, pisał często o świecie mężczyzn… Czy da się zrównać problemy kobiet i mężczyzn?
AT: Ale teraz na szczęście nie mówimy już o światach mężczyzn i kobiet, tylko o wspólnym świecie. Świecie, w którym jest wiele płci i punktów widzenia. Jasne, że nie chodzi o to, aby udawać, że wtedy, gdy żył Herbert, świat był stricte męski, a teraz jest bajkową krainą, w której wszyscy są szczęśliwi. Nadal borykamy się z różnymi problemami, i o nich właśnie chcemy mówić. Jeśli Herbert dotykał uniwersalnych problemów, jak twierdzi wiele osób, to nie jest ważne, czy o tych problemach opowie kobieta czy mężczyzna.

MK: Dokładnie. Wiele osób uważa, że rozwój nie istnieje, a wszyscy znajdujemy się w epoce wielkiego kryzysu. Uważam inaczej: rozwój istnieje zarówno np. w technice, jak i sztuce. I odbywa się on m.in. przez gromadzenie kolejnych doświadczeń, zdobywanych na przestrzeni lat. Dlatego śmieszą mnie oburzone osoby, sprzeciwiające się robieniu „Romea i Julii” w stylu zaproponowanym przez Luhrmanna, bo wg nich postaci Szekspira powinny latać w tych samych przepoconych rajtuzach, co przed kilkuset laty. I z tych samych powodów śmieszą mnie osoby, które twierdzą, że „Moonlight” to zwykła opowieść o miłości, w której równie dobrze mogliby się pojawić heteroseksualiści. Skoro jest zwykłą opowieścią o miłości, to nie powinno nikomu przeszkadzać, czy kochają się w niej faceci, kobiety czy pies z kotem!

Nie obawialiście się jednak statusu Herberta jako klasyka? To może blokować chęć eksperymentowania…
MK: W życiu! Założyliśmy, że nie podchodzimy do Herberta jako mistrza, tylko partnera. Partnerstwo zakłada, że jesteśmy równi – mamy te same prawa, obowiązki i przywileje.

AT: Dzięki przyjęciu takiej perspektywy nie czuliśmy żadnych kompleksów względem Herberta, ale też nie chcieliśmy w żaden sposób „rywalizować” z nim.

MK: Mój brat usłyszał ostatnio z ust pani od polskiego, otwierającej tomik poetycki, te oto słowa: „Spójrzmy, co pisali mądrzejsi od nas”. Jeśli wielu nauczycieli podchodzi tak do swoich uczniów, to nie mamy się co dziwić, że później, gdy gimnazjaliści i licealiści zaczynają samodzielne życie, są pełni kompleksów.

AT: I nienawidzą Herberta, bo ktoś im go obrzydził. Jak to niestety było w moim wypadku (śmiech).

Kadr z filmu 'Drugi pokój’ w reż. Adriana Luzara

O czym są więc wasze filmy?
MK: Nasze filmy są o uczuciu pożądania. Ale szeroko rozumianym. Pani Cogito pożąda swojego męża, jednak on pożąda ekscytującego życia, którego obietnicę dostrzega w protestach antyrządowych…

AT: …trójka rodzeństwa z „Drugiego pokoju” pożąda życia w zgodzie ze swoimi marzeniami…

MK: …Wilk natomiast pożąda dominacji, chce górować nad Owieczką, która z kolei zaczyna pożądać życia innego, niż wiodła do tej pory.

Kto jest odbiorcą ph? Czy wasze filmy zrozumieją tylko miłośnicy Herberta?
AT: Zobacz tę scenę, gdy Pani Cogito odwraca się do kamery i tłumaczy widzom, co znaczy zwrot „Per aspera ad astra”. Nasze filmy są dla wszystkich: gimnazjalistów, studentów, hipsterów i emerytów. Nie jesteśmy hermetyczni.

MK: Nie do końca się z tobą zgodzę. Nasze filmy nie są dla osób, które sądzą, że o Herbercie można mówić z pozycji kolan. Ostatnio rozmawialiśmy z kimś, kto stwierdził, że najlepszy film na podstawie Herberta to ten, w którym z offu dobiega oryginalny, niezmieniany tekst poety, ilustrowany jedynie ruchomymi obrazami. No bez żartów! Nasze filmy nie są dla intelektualnych niewolników… Oczywiście trochę się śmieję, gdyż chciałbym, aby projekt Herbert obejrzały także takie osoby. Nikogo nie wykluczamy, nie zakładamy, że ktoś jest „za głupi” na Herberta. Dla mnie wszyscy są poetami, tylko nie zdają sobie z tego sprawy.

Czy kierowanie filmów do tak wielu grup wiekowych nie spłyca nieco myśli Herberta?
MK: Nie! Jeśli twórczość danego artysty jest wielowymiarowa, to obroni się w każdej formie. O to przecież chodzi w wypadku dokonanych przez nas adaptacji: dostrzegliśmy w utworach Herberta bliskie nam idee oraz pomysły, i zaczęliśmy szukać odpowiedniej filmowej formy do ich ponownego wyrażenia. Trochę jak w filmie „Coś” Carpentera: tytułowa postać wnika w ciała kolejnych ofiar (śmiech).

Co chcieliście osiągnąć, tworząc projekt Herbert?
AT: Chcieliśmy stworzyć filmy, które będą bawiły i zapraszały do refleksji.

MK: Chcieliśmy podnieść rozmowę o Herbercie z pozycji kolan. Chcieliśmy się z nim posprzeczać, popolemizować z nim. Bo przecież partnerstwo, o którym wcześniej mówiliśmy, nie zakłada myślenia tak samo, tylko poszanowania odmiennych punktów widzenia. Tworzymy związek, bo się szanujemy i kochamy, ale nie ograniczamy siebie nawzajem.

AT: Jeszcze jedno. Chcieliśmy zaprosić do tego naszego dialogu z Herbertem widzów. Różnych widzów, także tych, którzy Herberta nie znają lub za nim nie przepadają.

MK: Stworzyć im przestrzeń do rozmowy po prostu.

Kadr z filmu 'Pan Cogito a perła’ w reż. Stefana M. Ronisza

Kto jest twórcą ph? Czy na co dzień jesteście związani z filmem, z teatrem?
AT: Producentami projektu Herbert jesteśmy ja z Mariuszem. Kierowniczkami produkcji są Kamila Sokołowska i Karolina Mendak, dwie pomysłowe, pełne energii i odpowiedzialności dziewczyny. Producentem wykonawczym i dobrym duchem całego przedsięwzięcia jest zaś Stefan M. Ronisz.

MK: Adzie nie wypada mówić o sobie, dlatego dodam, że to właśnie ona była pomysłodawczynią projektu Herbert. Cała nasza piątka spotkała się po raz pierwszy na planie mojego filmu „Puzzle Doc”, realizowanego dla Wydziału Polonistyki UW. Ada była wówczas przewodniczącą Teatru Polonistyki, natomiast ja wraz z Kamilą i Karoliną działaliśmy w Klubie Filmowym im. Jolanty Słobodzian. Połączyliśmy więc siły dzięki Herbertowi (śmiech). Ze Stefanem pracowałem natomiast już wiele razy, to wspaniały fachowiec i człowiek, można na nim zawsze polegać. Choć wiem, że dawaliśmy się mu we znaki (no dobrze, głównie ja), to jestem przekonany, że będzie naszą przygodę z Herbertem wspominać równie dobrze, co my.

Jakie są wasze plany na przyszłość?
AT: Zakładamy własne, niezależne stowarzyszenie i teatr, w którym na początku chcemy wystawić dwie sztuki. Pierwsza z nich, w reżyserii Maćka Miąska, przedstawi losy pewnej postaci z warszawskiego folkloru. Druga z nich będzie musicalem w reżyserii Mariusza, na podstawie jego opowiadania „Letnicy, ptaszki i mech”. Na scenie pojawią się niektórzy aktorzy z projektu Herbert, bardzo utalentowane i pełne charyzmy osoby.

MK: To będzie zupełnie zwariowana opowieść o szalonej miłości, sztuce i śmierci. Będą różne gatunki zarówno teatralne, jak i muzyczne. Zależy mi na stworzeniu odjechanej w kosmos wizji, totalnie angażującej zarówno aktorów, jak i widzów. Wspaniałą, różnorodną muzykę komponuje Mateusz Lewandowski, który zagra również jedną z kluczowych ról w tym musicalu.  Mateusz ma niezwykłą muzyczną wrażliwość, i bardzo się cieszę, że możemy współpracować.

AT: Zakochacie się w naszych spektaklach tak, jak w naszych filmach (śmiech). Obiecujemy wam to!

Premiera projektu Herbert odbyła się w grudniu 2018 roku. 25 marca 2019 roku w Muzeum Polskiej Wódki oraz Barze WuWu na terenie Centrum Praskiego Koneser odbędzie się pokaz inaugurujący wiosenny cykl seansów projektu Herbert, połączony z panelami dyskusyjnymi i innymi atrakcjami. Więcej szczegółów na profilach Teatru Polonistyki oraz Klubu Filmowego im. Jolanty Słobodzian.