Mało kto potrafi opowiadać tak pięknie o wielowymiarowości kobiecej natury i  życiowej energii. Obserwowanie ich na scenie, gdzie przy pomocy dojrzałości twórczej, możliwości ciała i umysłu pobudzają do życia instrumenty, jest prawdziwą ucztą wolności, która płynie z muzyki. Uczestniczyliśmy w pełnej uniesień trasie koncertowej, podczas której mieliśmy okazję towarzyszyć zespołowi w Warszawie i Gdańsku. W nadchodzących tygodniach Quintet rusza w kolejną trasę, by serwować muzyczne wrażenia płynące z najnowszych kompozycji na płycie Polka. W trakcie jednej z prób rozmawiamy z Wojtkiem o domu, podróżach, Polce i kompozycjach, obok których trudno przejść obojętnie.

Jaki jest twój Gdańsk? Mnie dziś momentami zaskoczył i zafascynował na nowo.

Ja lubię zaskakiwać, więc to dobrze, że moje miasto cię zaskoczyło. Dla mnie to dom. Mam ciepłe uczucia związane z Gdańskiem, w którym nauczyłem się świata i które pchnęło mnie w świat. To także ludzie, których tu poznałem, ci, którzy mnie czegoś nauczyli, byli dla mnie inspiracją, dali mi siłę do tego by działać, by poznawać to co jest wokół. Ludzie w tym mieście zawsze mieli wielkie pragnienie wolności i byli otwarci. Kiedyś to było w ogóle wolne miasto. Mieszkali tu bardzo różni ludzie, wzajemna tolerancja, szacunek i  wolność kwitły właśnie na tej ziemi.

Jak to się stało że po punku zacząłeś tworzyć jazz? Coś siedzi w tej muzyce znad morza, taki oddech.

Wspólnym mianownikiem punku i jazzu jest przede wszystkim wolność. Po prostu powstawały w innych okresach historii muzyki, ale ich pierwotna potrzeba wyrażenia siebie wynika z potrzeby wolności i sprawiedliwości. U mnie wydarzyło się to płynnie. Nie było żadnej przemiany. To był naturalny rozwój jako muzyka, jako człowieka. Po prostu tak jest nie widzę w tym nic specjalnego.

Bo ty to robisz.

Jeśli się wychowujesz w pewnych warunkach to przyzwyczajasz się do tego, czerpiesz z otaczającej cię rzeczywistości jak najwięcej i uczysz się.

Jak skompletowałeś skład, z którym grasz na co dzień?

Powstanie kwintetu to były moje ponowne narodziny muzyczne. Wcześniej miał miejsce poważny zakręt życiowy, w którym zastanawiałem się nad tym jak dalej będę funkcjonował. Musiałem się też zastanowić nad tym, jakie miejsce w moim życiu będzie miała muzyka. Kiedy zdecydowałem, że będzie ona wciąż w stu procentach moim życiem, pomyślałem, że muszę zrobić coś nowego dla siebie i bliskich, coś co zbuduję od podstaw. Co będzie bardzo czułe, wrażliwe. Coś co pozwoli mi spokojniej funkcjonować w świecie rock and rolla (śmiech).

(Śmiech) Taak. Na pewno… Kogo ty chcesz nabrać?

To znaczy, mówię o pierwotnej idei, jaka przyświecała mi kiedy zakładałem kwintet. Dużo czasu spędzałem w lasach, nad morzem, nad jeziorami i analizowałem jak widzę swoje życie przez najbliższe miesiące, lata. Stwierdziłem, że potrzebuję spokoju, harmonii i zacząłem szukać zespołu. Ludzie, z którymi się będę dobrze czuł. Postanowiłem jako bazę potraktować płytę, którą nagrałem z całą plejadą polskich muzyków. Płyta nazywała się Grzybobranie i była takim eksperymentem artystycznym. Wychodząc z tamtego materiału,  pomyślałem, że mógłbym zebrać zespół, który stworzy ten materiał na nowo. Już tylko w pięć osób. Takim kluczowym momentem, w trakcie powstawania zespołu, było zaproszenie do projektu Asi. Wspaniałą, utalentowaną, ciepłą i serdeczną przyjaciółkę. Jest między nami ogromna chemia artystyczna, obojętnie co robimy. Jak się spotykamy, każdy z nas wskakuje na pewną orbitę, a kiedy zaczynamy grać  to to naprawdę pali jak zło, jeśli rozumiesz o co mi chodzi…

I na tej płycie też czuć dzikość, wolność. Jako kobieta, słuchając całej Polki, mam wahania nastrojów w ciągu godziny, co mnie momentami wkurza i pobudza (haha).  Tytuły świadczą o historiach zaczerpniętych z podróży? Berlin, Gdańsk, Paris. Opowiedz mi o tworzeniu i koncepcji na Polkę.

Pomysł na tę płytę rozpoczął się od momentu kiedy poczułem moc słowa „Polka”. Uznałem, że to świetny tytuł na płytę i na ogranie wokół tego różnych tematów. Mi się od początku podobało jako wyraz. Jest takie… Proste, mocne i jeszcze do tego międzynarodowe. Podoba mi się jego wieloznaczność. Bardzo lubię tworzyć takie struktury znaczeniowe, w których nie do końca wszystko jest tym czym się wydaje na początku, okazuje się, że ma jakieś dodatkowe znaczenie. Po nagraniu płyty Wojtek w Czechosłowacji miałem pierwotnie inny pomysł,w którą stronę pójść z kwintetem, ale zacząłem sobie przypominać różne kompozycje, które napisałem wcześniej, takie jak Roma i zdałem sobie sprawę, że kwintet jest zespołem, który będzie w stanie wykonać te utwory.

Roma…?

Na płycie zrobiliśmy ją dwa razy: na początku i na końcu, w zupełnie inny sposób.

Romę jak Polkę można czytać w zupełnie inny sposób.

Tak… Istnieje wiele kluczy do otwarcia znaczenia i siły tego utworu. Zaczęliśmy coraz więcej jeździć, grać koncerty. Ostatnie lata to ciągłe życie w trasie, jak nie z kwintetem to z zespołem Pink Freud. Wracam i za chwilę, trzeba napisać muzykę do filmu, teatru czy audiobooka. A człowiek też potrzebuje od czasu do czasu robić coś innego. Przyjąć zaproszenie od Denisa Gonzaleza, pojechać do Stanów Zjednoczonych, spróbować czegoś z zupełnie innej beczki. Poznać innych ludzi, zobaczyć coś nowego, po to żeby wrócić, jak z takim workiem prezentów, do swojej bandy, rozdać je i cieszyć się tymi nowymi mocami.

Podróże dużo dają. Czy faktycznie jest tak, że poszczególne utwory na płycie miały oddać charakter danych miejsc, czy to przypadkowa gra?

Punk-T Gdańsk jest pewnego rodzaju hymnem i hołdem złożonym temu miejscu i energii ludzi, którzy w nim mieszkają. Jest to utwór totalnie zawieszony w jednym miejscu i jego mocy. Jeśli chodzi o resztę, to wybrałem sobie klucz, że tak będę chciał tworzyć (choć istnieją małe wyjątki). Chciałem tym razem bardzo prostolinijnie nazwać utwory. Nie dodając dodatkowego kosmosu tytułami. Nie chciałem zabierać nazewnictwem uwagi muzyce, aby na niej była pełna koncentracja.

Dlatego też cała oprawa graficzna jest bardzo prosta?

Tak. Muzyka ma być tutaj takim bijącym sercem w tej prostej oprawie. Czujesz, że to żyje, że to jest coś nowego, coś ważnego, że to jest nowy świat. Wybierając utwory do płyty, sugerowałem się tym gdzie powstawały, gdzie je najlepiej zagraliśmy. Nie zawsze utwór powstał w miejscu o którym opowiada. Tylko na przykład pierwszy raz zagraliśmy go w danym mieście, tak że włosy stanęły nam dęba, że obudził się w danej przestrzeni tak jakbyśmy tego oczekiwali. Utwór Bangkok akurat powstał w tym miejscu, ale w dużej mierze nawiązywał do innych doświadczeń duchowych, które miały miejsce podczas naszej trasy koncertowej w Indiach. Słuchaczom staram się podpowiedzieć, że mogą sobie do tych utworów ułożyć własne historie i ulokować w dowolnym miejscu. Bo tak naprawdę język muzyki jest uniwersalny, a to jest najważniejsze.

Które momenty na tej płycie są tobie najbliższe?

Bardzo bliska jest mi Roma, bo była pierwsza. Powstała tak naprawdę zanim zaczął istnieć kwintet, ale czekała na swój moment, na swoje towarzystwo. Ciesze się z tego, jaki ostatecznie przybrała kształt, bo jest w niej właśnie ta przestrzeń by przeżyć w niej swoją miłość. Cieszę się również, że to się udało zachować. Tę delikatność, harmonię, w której po prostu jest miejsce na myśli innych. Paris, bo rzeczywiście powstał w Paryżu po bardzo silnych i ważnych doświadczeniach. Podoba mi się też jego forma. To jest jedyny utwór na całej płycie, gdzie każdy gra solo. Co najlepsze zrobiliśmy to w utworze, który ma formę piosenki rockandrollowej. Bardzo lubię utwór Berlin, szczególnie teraz kiedy go gramy na koncertach. Jest takim wielkim płaszczem, który otula wszytko i przenosi nas w inny świat. Pamiętam jak zafascynowany muzyką minimal techno przybiegłem na próbę i mówię: „Mam pomysł na utwór, mam pomysł na utwór!”. Dzięki tej kompozycji przychodzą nam do głowy coraz to nowe pomysły. Daje nam nowe narzędzia.

Jak samo miasto.

Nawet zastanawiałem się, czy się tam nie przenieść na chwilę. Często jeżdżę tam do znajomych, więc czuję się związany z tym miastem. Kocham Polkę, bo  jest bardzo ciekawie skonstruowana i rozszyfrowanie jej stanowi pewną trudność, a jednocześnie jest bardzo lekka, swobodna. Taki rodzaj podania ambitnej muzyki jaką jest jazz, improwizacja, w ogóle muzyka instrumentalna, bardzo mnie interesuje. Jazz jest specyficzny. Coś nie tak jest z konstrukcją utworu, przy którym słuchacz musi się zastanawiać czy aby na pewno da radę i wytrwa w wysłuchaniu do końca.

Nie każdy może się chyba znać na jazzie? To chyba trzeba czuć.

Słowem kluczem w tym przypadku może być jeszcze wrażliwość. Wymagam tego od swoich muzyków absolutnej otwartości. Im bardziej muzyk się otworzy, tym więcej z niego wyciągnie i tak samo jest z odbiorcą. My się oddajmy w stu procentach. Ryzykuję czasami tym, że naprawdę nie przetrwam i oddaję wszystko, co mam. Wielu ludzi pyta: „Jak jesteś w stanie przeżyć tak długą trasę, kilkanaście dni pod rząd?”. Tylko dlatego, że oddajesz się w pełni, ale ludzie też. I ta energia się wymienia. Jeśli przyjdziesz na koncert bez obaw, oczekiwań i tak dalej, to zasypiemy cię dobrą energią i złotymi myślami.

I wolnością…

Taka jest moja motywacja, żeby dawać ludziom poczucie wolności. Drogowskazem do niej jest energia twórcza i należy pamiętać, że każdy z nas jest wspaniały, że każdy z nas miał marzenia i chciał coś w życiu zrobić i że jeżeli teraz tego nie robi, to powinien do nich wrócić. Każdy z nas ma jakiś dar i powinien, z niego korzystać, mając takie wspaniałe warunki. Musimy pamiętać, żeby korzystać z tego potencjału.

Dziękuję.

Idę do roboty. Ha ha…

Najbliższe koncerty:

11.04 – Wojtek Mazolewski Quintet – Klub Muzyczny „Młyn”, Gniezno

12.04 – Wojtek Mazolewski Quintet – Studio Agnieszki Osieckiej, Warszawa

19.04 – Wojtek Mazolewski Quintet – Jazz Club „Hipnoza”

22.04 – Wojtek Mazolewski Quintet – Klub „Od Nowa” – Toruń

 

Rozmawiała: Agnieszka Strzałkowska / example.pl

Zdjęcia: Filip Blank