Surrealistyczny i niedosłowny w większości swoich produkcji Tim Burton zaskakuje swoim najnowszym tytułem. 24 grudnia na ekranach światowych kin pojawi się film kontrowersyjnego reżysera, w którym ciężko doszukać się cech wspólnych z poprzednimi ekranizacjami. Chyba, że na warsztat weźmiemy budżet, który tak w tym jak i w poprzednich przypadkach nie ograniczał ekipy produkcyjnej. Obraz nosi tytuł Big Eyes i co zaskakujące, nie ma nic wspólnego z faworyzowaną przez Burtona fikcją czy animacją.
Big Eyes, to nie mroczny komiks ani bajka dla dorosłych. Film porusza historię malarki Margaret Keane, której obrazy otaczały dorastającego Tima Burtona. Jak sam mówi, jako dziecko widział je wszędzie – u lekarza, dentysty, w supermarkecie. Już wtedy zafascynował go sposób w jakim artystka przedstawia oczy malowanych na płótnie postaci – I was fascinated by their huge, sad, Big Brother–ish eyes. Jednak tak wtedy jak i długo później, Burton i cała reszta świata nie wiedziała o istnieniu Margaret, a domniemanym artystą stojącym za dziełami sztuki z serii Big Eyes, które podziwiały rzesze miłośników sztuki, stał mąż Margaret – Walter Keane. Film to poruszająca historia, która pokazuje z jaką łatwością mąż – również malarz, ale obnażony z talentu, wykorzystuje swoją żonę i jej talent podpisując się pod wszystkimi jej dziełami. Zastraszana Margaret Keane, w obawie o siebie i córkę przez większość życia ukrywała prawdę nawet przed najbliższymi aż zdobyła się na odwagę wyjść z cienia swojego męża.
Amy Adams w roli Margaret Keane i Christopha Waltza jako toksycznego męża malarki będziemy mogli zobaczyć w polskich kinach od 2 stycznia.