Historia ciekawa, aż dziw, że prawdziwa, na pewno zainteresuje wiele osób, które są zmęczone bezosobową komercją i marzą o szalonych podróżach i pracy z pasją. O argentyńsko – polskim duecie Intika, zdobywaniu wulkanów i bogu słońca. Przeczytajcie wywiad!
Opowiedzcie, proszę, co dzieje się kilkanaście tysięcy kilometrów za oceanem w Argentynie, gdy powstaje torebka marki Intika?
Dzieje się bardzo dużo! Na początku rodzi się pomysł, czasem spontanicznie i bezboleśnie, czasem wymaga długich tygodni pracy, konsultacji i niekończących się poprawek. Następnie rysownik, modelista wykonuje szablon techniczny, czyli molde. W tym czasie wybieramy rodzaj skóry, podszewki i akcesoriów. Wachlarz możliwości mamy ogromny, bo Argentyna to skórzana Mekka, a skóra argentyńska jest sama w sobie marką ze znakiem jakości. Nasze ulubione miejsce to dzielnica Boedo w Buenos Aires, gdzie w sklepach w stylu vintage, można nabyć skóry bydlęce, cielęce, kozie, stylizowane plus miliony wersji broszek, zapinek i klipsów kaletniczych. Zakupy materiałów to dużo fizycznej pracy, przeglądania, przekładania i wybierania konkretnych kawałków skór, ale zawsze to dobry pretekst do wypicia café con leche i zjedzenia słodkiego rogalika – medialuna, w jednej z starych, klimatycznych kawiarenek. Zgromadzone materiały wędrują do pracowni, do kolejnych stanowisk kaletników. El Cortador czyli krojczy, wykrawa precyzyjnie poszczególne części. El Rebajador szafuje, czyli ścina brzegi elementów, które następnie zszywa el Costurero. Dlaczego el-on? Dlatego, że kaletnictwo to tutaj zawód typowo męski. Nie ukrywam, że jesteśmy już znane w środowisku. Kobiety, Polki i do tego jedna blondynka! To tak w dużym skrócie. Wydaje się banalnie proste, a jednak… Każdy etap to ciężka, ręczna praca, wymagająca czasu i precyzji. Na szczęście dla nas to urok tego przedsięwzięcia.
Skąd pomysł na taki biznes?
Pomyśl zrodził się z czystej potrzeby tworzenia, a konkretniej tworzenia klasycznych produktów skórzanych wysokiej jakości. Azjatycka fala zatopiła niestety większość pracowni kaletniczych w Europie, gdzie jeszcze nie tak dawno używało się narzędzi, nie maszyn, materiałów naturalnych, zamiast syntetycznych, a prace wykonywano z zaangażowaniem. W efekcie bardzo ciężko jest dzisiaj znaleźć piękna torebkę czy pasek skórzany z duszą.
Dlaczego jedna z Was jest w Polsce a druga w Argentynie?
W 2013 roku trzy szalone Polki wybrały się w podróż do Peru: ja, Ania czyli duet Intika i Ewa – nasza bratnia dusza. Z plecakami, małym budżetem i duchem odkrywczyń. Niesamowity czas, niezapomniane przygody. Ania i Ewa wróciły do Polski. Ja też wróciłam, tylko do Argentyny, na trochę dłużej niż planowałam. Dlaczego? Jest niewiele powodów, dla których ktoś postanawia zamieszkać 12.326 tys. km od rodziny, znajomych, ulubionego kina i Polski;)
Kto wymyśla projekty Waszych produktów?
Projekty torebek tworzymy same – wyobraźnia nie zna granic, ale fakt, przyznajemy, ze śledzimy uważnie trendy w modzie i szeroko pojętym designie. Wielokrotnie konsultujemy miedzy sobą i z ekspertami branży wszystkie szczegóły danego modelu, od koloru nici dla poszczególnych elementów, po rodzaj suwaka i opakowanie gotowego produktu. Dodam, że przy pracy dzielnie towarzyszy nam perro-pies Juana i mimo że pracuje w dziale security zawsze nosi eleganckie akcesoria skórzane.
Skąd pomysł na nazwę?
Cała historia jest dość magiczna, dlatego lubimy ją opowiadać. Jak już wspominałam, pomysł własnej marki zrodził się podczas wspólnej podróży do Peru. Inspiracją dla nazwy były peruwiańskie określenia bóstw, miejsc i przedmiotów. Konkretny pomysł powstał podczas zdobywania wulkanu El Misti (5 822 m n.p.m.), co było nie lada wyzwaniem, ale udało się! Na szczycie nasi przewodnicy, mimo objawów choroby wysokościowej i zmęczenia uczestników wspinaczki, wznosili rytualne toasty, polewając ziemię szampanem na cześć kolejnych bóstw inkaskich: słońca, księżyca, ziemi, wody, ognia. Już na nizinach ukształtowała się nazwa Intika – wywodzi się od słowa Inti, które w języku keczua, oznacza Boga Słońca. Dwa boczne elementy to nawiązanie do strzał aborygeńskich łuczników.
Jaka jest dziewczyna, która nosi Waszą galanterię? Gdzie i do kogo trafiają torby Intiki?
Nie tylko dziewczyna, bo są też produkty dla Panów. Nasi odbiorcy to osoby ceniące szlachetność i trwałość materiałów, lubiące połączenie najnowszych trendów z tradycyjną, wypracowaną przez dziesiątki lat w pracowniach kaletniczych, jakością wykonania. Tworzymy tylko kolekcje limitowane, więc na pewno trafiamy do grona osób szukających produktów unikalnych, wyjątkowych.
Co w branży modowej jest dla Was wyzwaniem?
Pomijając oczywiste kwestie biznesowe, naszym największym wyzwaniem jest odświeżenie wizerunku tradycyjnych produktów skórzanych, które mogą być postrzegane, jako babcine lub harcerskie. Mocno wierzymy, ze uda nam się to osiągnąć. Chcemy, żeby nasi klienci nosząc nasze torby i akcesoria czuli się stylowo, elegancko i pewnie.
Jakie macie plany na przyszłość?
Plany są bardzo ambitne. Aktualnie pracujemy nad e-commerce. Rozpoczęłyśmy właśnie premierę kolekcji letniej– tu jak zawsze nieoceniona współpraca z blogerkami – Marcherry i Ewą Michalik. Czekają nas kolejne sesje sezonowe i produktowe z naszym wspaniałym fotografem Jerzym Dziedziczakiem. Poszukujemy butików, które będą chciały udostępniać produkty Intika. W przyszłości chcemy otworzyć własny. To wszystko oczywiście wizja długoterminowa, ale już samo planowanie, przygotowywanie i praca nad realizacją kolejnych projektów sprawia ogromną radość. Efekt? Jeśli coś robi się dobrze, stale i z sercem to efekt przyjdzie sam!
Źródło zdjęć: marka Intika, Jerzy Dziedziczak, Marcherry, Ewa Michalik.