Jeden z ciekawszych debiutów muzycznych tego roku. Człowiek polany, Fismoll wpadł porozmawiać o muzyce i życiu. Jest o wzruszeniach, zdziwieniach, o sztuce minimalizmu, sensie tworzenia do szuflady i o tym, czy tworzenia można się nauczyć w szkole. 

DSC_0943

Ludzie naprawdę zwracają się do Ciebie Fismoll?

Nieee, to tak dla żartu.

Fisiu?

Już prędzej, „Fisiu”, jest takie miłe.

Uważasz, że mniej znaczy więcej?

To zależy w jakim pojęciu.

W życiu, w muzyce.

To są dwie strony tarczy. „Mniej”, czyli efekt końcowy, który się słyszy, to jest minimalizm, nie czuć nadmiaru dźwięków. Z drugiej strony jest „więcej” – wchodzi w to cała praca, kreacja, skupianie się, przesłuchiwanie. Chociaż bywa i tak, że pierwszy pomysł jest najlepszy. Kiedy usłyszy się coś w głowie, jakoś to dogra i zostawia się w tej pierwotnej formie. Żeby jej nie popsuć.

O to mi chodzi. Prostota. Żeby nie przekombinować.

Ja trochę się boję, że można przekombinować. Życie też można przekombinować. Czasami lepiej mniej powiedzieć i mniej zrobić, ale konkretnie. Ani nikt cię za to nie oskarży, ani nikt nie powie, że się narzucasz. Raczej jestem za tym „mniej”. Chociaż pracować akurat lubię dużo. Kompletnie nie potrafię się nudzić, na przykład.

Inteligentni ludzie się ponoć nigdy nie nudzą. Szkoła muzyczna była Twoją inicjatywą, czy rodziców?

Mając 10 lat nie myśli się o takich rzeczach. Rodzice popchnęli mnie do szkoły.

 

DSC_0965cb

 

Gdyby nie oni, byłbyś muzykiem?

Zawsze działa taka zależność… gdy zajmujesz się tym samym co rodzice, łatwiej jest wam nawiązać porozumienie. Gdybyśmy wszyscy byli plastykami, byłoby podobnie. Mieszkając wspólnie, żyjąc z nimi, wspólne zajęcie i wspólna pasja nas scala. Nie trzeba bać się wrażliwości, emocjonalności, oglądając film czy słuchając czegoś, to jest takie naturalne. Oczywiście, bez popadania w skrajności, nie podcinamy sobie razem żył oglądając film, nie, nie tak to wygląda. Jednak sam w wieku 10 lat myślałem raczej o tym, żeby wyjść z kolegami, pograć w piłkę i odrobić matematykę, do której nie mogłem się zabrać.

Czy szkoła muzyczna ukształtowała Cię na tyle, że ma wpływ na muzykę, którą robisz w tej chwili?

Zawsze podkreślam, że szkoła jest po to, żeby dać ci warsztat do czegoś. Chodzę do niej dziesiąty rok, dziesiąty rok gram na gitarze, mam ją codziennie w dłoniach. To jest spory kawałek czasu. Szkole zawdzięczam warsztat, to, że mogę szybciej coś zagrać, albo jednocześnie śpiewać. Jest mi łatwiej, niż komuś kto próbuje sam. Mnie pokazano jak trzymać akordy, żeby nic nie brzęczało, jak grać palcami. Kształtowano mnie w stronę tego co robię. W szkole jednak nikt nie uczy tworzenia. No chyba, że chodzisz na kompozycję. Zasadniczo jest to czyste odtwórstwo. Dostajesz nuty, masz je zagrać. Jedyne co możesz stworzyć, to emocje na scenie. To jedyna rzecz. Nie chciałem iść na kompozycję, bo nie chcę się ograniczać. Wszystko czego się uczysz daje bardzo dużo, ale z drugiej strony masz wrażenie, że bardzo cię też ogranicza.

Myślisz, że włożyliby cię w jakiś szablon twórczy?

Nie, myślę, że po prostu bym się tam nie nadał. Ja robię tonalne piosenki, a nie atonalną niezrozumiałość. A utwory, które się tworzy w szkole, na Wydziale Kompozycji są często robione do szuflady. Byłem na wykonaniach kilku ludzi z Akademii Muzycznej i przyznaję, że zdarzało się usłyszeć coś ciekawego. Ale bywało i tak, że po 15 minutach chciało się wyjść. Zwyczajnie nie rozumiem tworzenia dla samego tworzenia, rozpisania nutek, tutaj, osiem, dziewięć, tutaj trzy, tutaj damy ćwierćnutę żeby coś się zmieniło. To jest takie matematyczne podejście do muzyki. A to jest jednak sztuka. Rozumiem, że liczy się skupienie, jakiś konkretny zamysł, forma, ale z drugiej strony dobrze dać się ponieść, odpłynąć i dodać partię smyczków w którymś momencie.

A czego ty sam szukasz w muzyce? Dla siebie?

Szuka się siebie. Jak się gra. Grając sprawdza się to, na co akurat jest się wyczulonym, co najbardziej wzrusza. Jest też inna świadomość – że to, co tworzysz może pójść dalej w świat, że ktoś będzie tego słuchał. Aż chciałoby się jakoś zakodować tą muzykę swoimi emocjami. Żeby odbiorca czuł to samo, co ja czułem. I to staram się uaktywniać.

Jakie jest twoje największe marzenie związane z muzyką?

Nigdy nie miałem parcia, żeby dotknąć kogoś, kim się fascynuję, stanąć pod barierkami. Staram się unikać tego typu sytuacji i staję raczej na końcu, za tłumem. Najlepsza akustyka jest na końcu, nie dudni bas, nie ma przesterowanego dźwięku, ludzie nie krzyczą. A największe marzenie? Tworzenie muzyki do filmów.

Trudne.

Jeszcze nigdy nie miałem okazji się tym zajmować, ale chciałbym. Zobaczyć obraz, do którego mógłbym stworzyć muzykę, żeby go nie popsuć. W tej chwili dobrze mi jest z tym, że gram, że śpiewam. Jednak muzyka filmowa jest taka bardziej „open mind”. Słuchasz i możesz sobie wyobrazić cokolwiek zechcesz. Nawet jeśli to jest film wojenny, ty możesz sobie wyobrazić, że się z kimś kochasz.

Słyszałam, że jak nagrywasz to starasz się nie słuchać muzyki przez jakiś czas? Na jakiej zasadzie działa?

Nie potrafię słuchać muzyki, która mnie nie dziwi, nie zadziwia. Jak popowe piosenki w sztampowych radiach, które można usłyszeć w każdej taksówce. Po kilku dźwiękach doskonale wiesz, jak ona będzie brzmieć. Jesteś w stanie domyślić się o czym będzie tekst, niczym cię nie zaskoczy. A ja wolę się zdziwić, nawet tym, co ja sam czasami robię. To działa trochę na takiej zasadzie, że kiedy nie słucha się ulubionego zespołu przez dłuższy czas, poniekąd się zapomina i zastępuje tą muzykę czymś innym. Kiedy mam parcie, żeby coś zrobić, odkładam słuchanie na bok, bo nie chcę, żeby moja twórczość była podobna do czegoś, co aktualnie mi się podoba. Najgorsze co można zrobić, to stworzyć coś wtórnego. A tak, zaczynam grać i myślę:, „to nie jest podobne, ani do tego, ani do tego”. To jest jak najbardziej moje i jak najbardziej nowe”. Zwieńczenie emocji, jakiegoś stanu albo historii, wspomnienia. I to jest piękne, czyste nie skażone niczym z zewnątrz. Absolutnie uwielbiam słuchać muzyki. Wręcz odczuwam zapotrzebowanie słuchania, po kilku dniach. Z drugiej strony zaczynam wtedy czuć, że muszę coś zrobić. Głowa się oczyściła. Za dużo jest pięknej muzyki dzisiaj i trudno się jest od tego uwolnić, mimo wszystko.

DSC_1013

Masz jakieś swoje ulubione miejsce, w którym najlepiej się czujesz? I które być może cię inspiruje?

Bardzo lubię grać w studiu, w którym nagrywaliśmy płytę, u Roberta. Ma jakiś dziwny klimat, to taka piwniczka pod domem, nastrojowe oświetlenie i niesamowity spokój. Świetnie się tam gra, wymyśla partie, czy gitarowe, czy wokalne. Natomiast najbardziej inspirujące? Chyba polana. To nasze miejsce, w które chodzimy bardzo często. Faktycznie inspirują nas miejsca, ale niekoniecznie konkretne. Tu chodzi o momenty. Jak jest zachmurzone niebo w górach i nagle pada mocne światło. To są chwile, momenty. Ludzie też moga być inspirujący. Obserwowanie ich. Jestem wyczulony i dobrze mi z tym.

Często słyszę, że jesteś niezwykły, magiczny. Odbiorcy twojej muzyki naprawdę są ci wdzięczni za to, że jesteś i mają Cię za bardzo wrażliwego człowieka. Co cię najbardziej wzrusza?

Bardzo proste… miłość. To uczucie jak się tęskni, jak się spotyka kogoś, jak się jedzie do kogoś autobusem tylko po to, żeby tą osobę zobaczyć, nawet na parę chwil, gdy się tą osobę poznaje, poznaje jej głowę, jej ciało, to jest najbardziej wzruszające. Kiedy się nagle odkrywa takie chwile, kiedy widzisz jakąś słodkość tej osoby i tak dalej. To są mikromomenty tego. Uczucie tęsknoty jest bardzo wzruszające, zawsze jak oglądam jakiś film, albo jak czytałem swojego czasu sporo, to to uczucie gdy ktoś kogoś nie widział przez pięć lat i nagle te dwie osoby się spotykają po takim czasie i czują to samo co przed rozstaniem, mi to strasznie daje po głowie.

Płyta już przez chwilę jest dostępna na rynku. Powiedz, jaki masz do niej stosunek w tym momencie? Uważasz, że jest taka jak miała być, czy w tej chwili coś byś w niej zmienił?

Nagrywając tą płytę starałem się pomieszać na niej różnego siebie. Te myśli, teksty mogą się wydawać chwilami abstrakcyjne. Przez długi czas przesłuchiwałem ten album. Czasem potrzebowałem się wyłączyć w którymś momencie, przypomnieć sobie jak to się nagrywało, albo pomyśleć o nowej aranżacji. Nie, nie zmieniłbym nic. Jestem z niej zadowolony. Myślę, że gdybym nie był zadowolony z płyty, która ma za chwilę zostać wydana, to po prostu bym jej nie wydał. Jestem w pewnym sensie perfekcjonistą, jeśli coś ma wyjść, moim zdaniem, dobre, to zrobię wszystko żeby tak było. Żeby potem nie żałować. Dziecko też bardzo chciałbym mieć, ale nie teraz.

Jest coś o co muszę cię spytać – o Kasię Nosowską. Granie przed nią jest niewątpliwie wyróżnieniem, jak to się stało?

Ja nawet nie wiem jak to się stało. Jeszcze przed wydaniem płyty spotkałem się z Robertem, żeby coś dograć. Wtedy dowiedziałem się o tych pięknych słowach, które pani Kasia napisała, odnośnie naszej twórczości. To było wielkie zdziwienie, że jak to, autorytet muzyczny mówi o nas takie rzeczy, to było piękne. Jakiś czas później zadzwonił Robert i oznajmił, że będziemy supportować Kasię Nosowską. A teraz to już jest pewne. Wtedy szczęka mi opadła, byłem w szoku i nie bardzo wiedziałem jak zareagować. Radość w głowie, dla mnie to bardzo magiczna rzecz, sama myśl o tym, że tak świetna wokalistka bierze za support anglojęzycznego chłopaka, który śpiewa swoje pioseneczki. Myślałem sobie: „kurcze, jej podoba się moja płyta”, byłem przekonany, że ona słucha rzeczy których ja nie znam. A tu nagle taka wiadomość.

Lepiej czujesz się grając na dużych scenach czy małych klubach?

Tak naprawdę miałem okazję zagrać jeden koncert na dużej scenie – Na Openerze. To było jedno z najpiękniejszych przeżyć. Tłum uśmiechniętych ludzi, fantastyczny kontakt. Chociaż lubię kameralne koncerty. Pamiętam jeden w Krakowie, w Magazynie Kultury. Wspaniała atmosfera, świetne nagłośnienie, delikatne światło. Niedawno odkryłem też, że lubię grać w radiu. Graliśmy teraz, zupełnie bez nagłośnienia, same mikrofony.

Muszę jeszcze spytać o następną płytę. Czy już powstaje, masz już jakąś wizję, na to jak ma wyglądać?

Jest dużo pomysłów. Następną płytę chciałbym wydać jesienią, nie wiem czy tą za rok czy jeszcze następną. Ona będzie jeszcze bardziej jesienna, niż ta.

DSC_0968cb

 

rozmawiała: Paula Kufel / example.pl

zdjęcia: Katarzyna Chilimoniuk / example.pl

miejsca użyczyło Ministerstwo Kawy (https://www.facebook.com/MinisterstwoKawy?fref=ts)