„Ten moment jest dla nas pewnego rodzaju klamrą w naszej działalności artystycznej. Dziś mija rok jak zagraliśmy nasz pierwszy koncert, po którym wszystko tak naprawdę się zaczęło. A było to tutaj w Pałacu Kultury, podczas Co Jest Grane 2013, na małej scenie” – podkreśla szczęśliwy Kuba, producent muzyczny, tegoroczny maturzysta i jedna druga zespołu, który w ostatnim roku wyjątkowo namieszał na polskim rynku muzycznym.
Podczas tegorocznej edycji targów CJG, The Dumplings otwierają swoim występem drugi dzień koncertów, tym razem na głównej scenie Teatru Dramatycznego. Pomimo wczesnej godziny sala momentalnie zapełnia się ludźmi. Spotykamy się w holu głównym kilka chwil przed występem, by się przywitać i życzyć powodzenia. Towarzyszy im trudna do opisania energia, która przypomina momentami lekką tremę. To właśnie w nich uwielbiamy: świeżość, przejęcie i zaangażowanie na najwyższych obrotach, które pomimo roku w trasie towarzyszą im przed każdym koncertem. Podobne emocje zauważyłam miesiąc wcześniej przed występem z okazji 5. urodzin 1500m2, gdzie zagrali wyśmienity koncert. Tego dnia poznaliśmy się, by porozmawiać o wyjazdach, nowych projektach i kompozycjach. Tym razem, podobnie do Pierożków, mam małą tremę pomimo dziesiątek przeprowadzonych wywiadów. Kuba, patrząc na mnie, uśmiecha się i mówi „nie denerwuj się” i wszystko idzie gładko.
Cieszę się, że udało nam się spotkać pomimo Waszego napiętego grafiku. Opowiedzcie o swoich początkach. O Waszym poznaniu.
K: Będzie trzy lata odkąd się znamy. Wszystko przez szkołę. To ludzie ludziom zgotowali ten los.
J: Niestety wszystko przez szkołę (śmiech), a muzycznie poznaliśmy się na konkursie piosenki. Poznawaliśmy się dwa razy i naturalnie doszło do tego, że dwa lata temu zaczęliśmy ze sobą grać. Na początku robiliśmy covery, potem uznaliśmy, że skoro nam dobrze idą własne interpretacje, to musimy zrobić coś swojego. I tak małymi kroczkami…
Co tworzyliście sami zanim doszło do totalnej symbiozy?
K: U mnie przygoda z muzyką elektroniczną zaczęła się od tego, że zespół Architecture in Helsinki ogłosił konkurs na remiks. Ja, który wcześniej grałem w zespole metalowym na perkusji, słuchałem co prawda elektroniki, ale nic nie robiłem w tym kierunku.
Ty też? Chłopaki z zespołu Kamp! podobnie zaczynali.
K: Mój brat przyszedł do mnie i mówi: „Ej Kuba, ogarniasz to, weź spróbuje remiks zrobić, to jest fajne.” Podrzucił mi Fruity Loopsa i powiedział „rób to”. Strasznie męczyłem się z tym programem, potem podrzucił mi inne. Przyszły wakacje, cały czas siedziałem przy komputerze, ogarniałem produkcję i wszystkie tematy z tym związane. Zacząłem sam komponować , interesowała mnie też muzyka filmowa. Najważniejsze było, aby nad tym dużo pracować. Potem jak zgadaliśmy się z Justyną i przestaliśmy robić covery, siedząc któregoś dnia na przystanku mówimy do siebie: „Załóżmy jakiś zespół żeby robić coś innego”. Pojechaliśmy razem na wakacje i zaczęliśmy tworzyć.
Jesteś samoukiem?
K: Tak, w stu procentach.
A w twoim przypadku wchodziła w grę edukacja muzyczna.
J: U mnie była, ale zupełnie nie w kierunku śpiewania.
Grasz na…
J: Na gitarze klasycznej.
To był bardzo intensywny rok. Za sprawą trampoliny sukcesów Wasza kariera rozwija się w zawrotnym tempie. Na pewno towarzyszy Wam wiele momentów zastanowienia, w którą stronę to idzie. Co w tym wszystkim przynosi Wam najwięcej frajdy?
K: Najwięcej frajdy – koncerty.
J: Koncerty. Uwielbiam też ten moment, kiedy siadamy i zaczynamy robić nowy kawałek, kiedy można usłyszeć ten zaczątek nowego utworu. To jest super uczucie.
K: Tak, jak już jest jakiś materiał do obrobienia. Tak naprawdę rozwinięcie się w najlepsze przyszło, kiedy byliśmy w Liverpoolu na festiwalu Sound City. W ciągu trzech dni obejrzeliśmy ponad trzydzieści koncertów. Niesamowite porównanie polskiej sceny do brytyjskiej. Tam jest naprawdę bardzo dużo wyśmienitych muzyków na bardzo wysokim poziomie, którzy utrzymują się z grania. Spotkaliśmy się z bardzo szerokim spektrum muzycznym. To nam podało kilka pomysłów i pomogło odnaleźć stronę, w którą chcemy iść. To jest jeden z tych festiwali, na których debiut gwarantuje świetlaną przyszłość. Chociażby Florence Welch z Florence and The Machine grała tu swój pierwszy koncert.
J: Ten festiwal był rzeczywiście totalnie przełomowym momentem.
K: Tak… Zobaczyliśmy poziom, który od początku był gdzieś w naszej głowie. Po powrocie stwierdziliśmy, że chcemy wnieść nasze produkcje na wyższą półkę. Podpatrywaliśmy muzyków, ich patenty, rozwiązania i konfiguracje, w jakich grają. Bardzo dużo nam to dało.
Towarzyszy Wam coś takiego jak trema? Tego nie widać, pomimo tak młodego wieku.
J: Towarzyszy, ale motywująca.
K: Chyba się z nią już oswoiliśmy. Koncert, który zmienił dużo?
J: Kulturalna w Warszawie.
K: To było takie wow. Rok temu. Tam się nie można było pomieścić
K: Tak, my byliśmy zaskoczeni…
J: … Że tyle ludzi przyszło.
K: Coś się podziało, śmieszna sytuacja… Tam nie ma backstage’u i musieliśmy przechodzić przepychając się przez wszystkich ludzi.
J: To było niesamowite.
K: Ja jeszcze z tym komputerem. Taki totalny las rąk!
Opowiadałeś mi kiedyś, że przez to, iż jesteś długo wpatrzony w kompa to ludzie…
K: … Myślą, że siedzę na Facebooku. Tak, tak… Tym bardziej, że była kiedyś taka sytuacja w Poznaniu, że korzystałem tylko z komputera, bo reszta sprzętu akurat się spaliła zaraz przed rozpoczęciem i też dowcipy krążą na ten temat, ale czasami tak jest, że trzeba improwizować.
Na kim się wzorujecie?
K: Zanim zaczęliśmy grać tak na sto procent, to dla mnie takim wzorcem muzyki elektronicznej był zespół Rubber Dots.
J: Coverowaliśmy ich nawet.
K: Próbowaliśmy, ale to nigdzie nie wyszło.
J: Spotkaliśmy się z nimi.
K: To była śmieszna sytuacja, bo na festiwalu Spring Break w Poznaniu była rozpiska dzienna i my byliśmy gwiazdą wieczoru , a Rubber Dots grali przed nami.
J: To dla nas było wielką traumą.
K: To było na zasadzie: Ale co? Co się dzieje? Jeszcze ich przepraszaliśmy.
J: Tak… Powiedzieliśmy im, że my się na nich wzorowaliśmy.
Co oni na to?
K: Spoko.
J: Bardzo fajni i mili ludzie.
K: Więc dogadaliśmy się od razu.
A poza Rubber Dots, mam tu na myśli również scenę zagraniczną… Jakiej muzyki słuchacie na co dzień?
J: Na początku bardzo mocno się inspirowaliśmy AlunaGeorge.
K: Ale to się zmienia bardzo, wszystko zależy od humoru i od tego co się dzieje. Czasami wracamy do starych zespołów.
Czego ostatnio słuchaliście?
K: Ja dużo Cheta Faker’a, Twin Shadow to przez cały czas, Mylo, Jamie T.
J: Ja mam fazę na Grimes . Płakałam ostatnio, jadąc pociągiem, że nie jestem nią. Wyobraziłam sobie i miałam ją latającą przed oczami. Ona jest taka kochana i autentycznie zaczęłam płakać. Ludzie w przedziale mówili: „O co chodzi? Słucha muzyki i płacze.” Jakaś dziwna sytuacja.
Jesteście jeszcze w liceum. Przed Tobą niebawem ważny egzamin.
K: Nie wiem o czym mówisz… (śmiech)
Haha, czyżby nie był Ci już potrzebny? 😉 A take serio. Chyba trudno jest połączyć szkołę z tak ciężką pracą.
J: Do tej pory myśleliśmy, że jakoś dajemy sobie radę… i nagle kryzys.
K: W tym roku, po tych wakacjach, jest ciężko.
J: Tak… To znaczy jest OK, ale mamy takiego dołka, że po tym cudownym weekendzie koncertowym zawsze trzeba wrócić do szkoły.
K: Intensywność pracy jest też dużo większa. Bardziej się przykładamy do wszystkiego, żeby nie dać ciała.
Jest winyl?
JiK: Chcielibyśmy.
Który utwór na płycie jest Wam szczególnie bliski, najważniejszy? To musi być mega trudne, w szczególności dla wokalistki, otworzyć się przed ludźmi i przyjąć taki artystyczny ekshibicjonizm.
JiK: Właśnie ostatnio o tym rozmawialiśmy!!!
J: Bo ja na przykład bardzo nie lubię śpiewać tekstów bezpośrednio zwróconych do kogoś, lubię opowiadać jakąś historie i przekazywać ją pokrętnie, wypowiadać zdania, które składają się w pewną całość. Np. Freeze, jest taką dziwną piosenką, którą krępuję się śpiewać. Zastanawiam się, co ona robi w naszym repertuarze chociaż jest super, ale a propos tekstu, to zupełnie do nas nie pasuje.
K: To też zależy przez kogo dany tekst jest pisany. Bardzo słychać ten podział na płycie. Jeżeli tekst jest napisany naokoło i trzeba się zatrzymać, żeby zrozumieć jego sens, to jest właśnie Justyna. A ja piszę takie bardziej dosłowne, dla mnie to jest proste, bo tego nie śpiewam, nie mam tego przełożenia emocjonalnego.
J: Często mówię do Kuby: „Kuba ale przecież ja tego nie zaśpiewam, przecież ja nie będę miała takiego spojrzenia w oku, kiedy to będę śpiewać…”
Próba za próbą praca wre. Kto więcej pisze?
K: Tu panuje dowolność. Często siadamy obok siebie i każdy pisze swój. Wybieramy relacje muzyka – teksty i patrzymy, które do siebie pasują. Często jest tak, że wystarczy kilka sekund tej chemii i już wiemy, nie trzeba się długo zastanawiać, a utwór powstaje w jeden dzień. Pod tym względem jesteśmy bardzo płodni. Potrafię o 2 wstać, zapisać coś jeszcze i jak nie jestem pewien, słucham jeszcze rano żeby stwierdzić, czy to jest to. W wakacje zaczęliśmy pracować nad nowym materiałem. Po ośmiu dniach powstało 5 utworów na nową płytę.
Dzwoni do Ciebie o tej 2 i krzyczy do słuchawki : „Mam coś, mam coś!”?
J: Pisze i wysyła najczęściej, żebym mogła posłuchać. Jak nie posłucham, to czasami rano tysiące wiadomości dostaje, w stylu: „Przesłuchałaś już? Przesłuchałaś?!”
K: Dużo prób, więc automatycznie spędzamy ze sobą dużo czasu. Postanowiliśmy też prywatnie ze sobą mniej się widywać.
Ale lubicie się?
Tak, tak. Mimo, że tyle czasu ze sobą spędzamy, to bardzo się lubimy.
Ale wróćmy do tego utworu, bo jestem ciekawa.
J: Dla mnie najważniejszy jest utwór Men Pragnent .To była pierwszy tekst który napisałam, no i Shameless opowiada ciekawą historię.
K: Wszystkie chyba są ważne. Singiel Color Yawn napisałem po zerwaniu z dziewczyną. To jest coś uniwersalnego, do czego wiele osób może się odnieść. Mój przyjaciel napisał mi kiedyś: „Stary, to się sprawdza u każdego”. Właśnie o to chodzi, że piszesz tekst, który pasuje do czyjejś sytuacji życiowej i można się z nim utożsamiać. To jest super, bardzo lubię to robić.
Poza kompozycjami i przyjacielską relacją dbacie również o swój wizerunek. Zwracacie uwagę i bawicie się modą?
K: W przerwach między graniem sam lubię robić zdjęcia, również związane z modą. Ale my nie korzystamy z usług stylistów. Moda nas jara i jest dopełnieniem.
Zmieniając temat. Justyna czy to prawda, że piszesz scenariusze?
J: O matko boska… Nie. To znaczy moim super marzeniem jest, by pójść na reżyserię. Jednak idąc za starą szkołą, jestem zdania, że trzeba najpierw ukończyć jedne studia, żeby na nią zdawać. Mam w planach pewne studia, ale tego nie zdradzę. Marzyłam o tym jak byłam dzieckiem, więc decyzji raczej nie zmienię. A co do pisania, to ja ogólnie bardzo dużo piszę. Wiersze, opowiadania… Ale na razie dla siebie.
Teraz chwila oddechu. I jakie plany na 2015 rok?
K: W wakacje chcemy skończyć drugą płytę i ją wydać. I znowu trasa.
JiK: Tak, tak.
A co ze szkołą?
K: Jest. (śmiech) Ja kończę, całe szczęście.
Planujecie już wyjazdy?
K: Targi Co jest grane są taką kolejną okazją i pomogą nam w poważnych zagranicznych występach. Wszystkie nasze dotychczasowe koncerty zagranicą działy się za sprawą CJG. Rok temu dowiedzieliśmy się kilka dni przed festiwalem, że będziemy grać z boku targów przy stoiskach i to zaowocowało koncertem w Londynie, festiwalem Liverpool Sound City i Great Escape w Brighton. Mamy ambitny plan odwiedzić kilka europejskich imprez. Ważne by zaistnieć nie tylko na festiwalach showcase’owych. Wspiera nas po części Instytut Adama Mickiewicza, ale trzeba działać przy wsparciu menagera. My po prostu gramy. To brzmienie koncertowe musi się teraz obronić, by zaistnieć na większych scenach. Mieliśmy dużo szczęścia nie zastanawiałem się nad tym co zrobić. To była kwestia jednej wiadomości, która przyszła do głowy totalnie z kosmosu i się podziało. To znaczy jak nagrywaliśmy to mówiłem, że wyślemy demo do wytwórni, zobaczymy co się zadzieje… A teraz, kurde, to się serio stało!
A jak reagują na to wasi rodzice i bliscy. Nie martwili się ?
K: Na początku trochę się martwili, ale z czasem odpuścili, bo widzą, że robi się z tego poważna sprawa.
J: Moi rodzice nie interesują się szkołą. Oni mi ufają i wiedzą, że jestem na tyle obowiązkowa, że nie muszą się wtrącać.
Super, czyli świat wyluzował. A zespół jest jak rodzina?
K: Jak jedna wielka patchworkowa rodzina. Wiesz, ostatnio wychodzą kwestie związane z różnicą charakteru, nic więcej. Trudno jest się nie droczyć, przebywając z kimś tak długo. Spięcia są zabawne i zazwyczaj wychodzą nam na plus.
J: Trochę sobie pokrzyczymy i się bijemy 😉
Bijesz ją?
K: Takie kuksańce, czasem są potrzebne (śmiech).
J: Ale ja muszę zaznaczyć jedną rzecz: uważam, że taka głupawka i wyładowanie emocji są nam czasem potrzebne. Nie no, żarty.
Wychodzicie poza Dumplingsową działalność na inne pola eksploatacji muzycznej. Gdzie można usłyszeć wasze solowe projekty?
J: Zrobiłam kawałek z Łukaszem z Sonar Soul. Bardzo fajnie nam się pracowało. Zrobiliśmy też epkę z remikasami dla Fair Weather Friends. Pojawiam się też gościnnie w trzech utworach na najnowszej płycie Fisza. Kuba produkuje dużo remiksów.
K: Dostaje różne propozycje producenckie, o których na razie wolałbym nie mówić.
J: Kuba napisał również muzykę do spektaklu Ealing w Teatrze Śląskim. Sama sztuka bardzo ciekawa, a muzyka stanowi o jej niebywałej sile. Polecam.
Jak tworzy się muzykę do teatru?
K: W samolocie (śmiech). Był maj , bardzo gorący okres. Propozycja zbiegła się z nagraniem i premierą płyty. Samolot i pociąg to były jedyne miejsca, gdzie mogłem się skupić i to zrobić. Działałem na bazie fragmentów scenariusza. A jeszcze z takich ciekawych sytuacji… Oostatnio w Warszawie miała miejsce akcja narodowe czytanie. Aktorzy czytali „Potop”. Miałem niecały tydzień, żeby zrobić muzykę do „Potopu”, która była tłem do czytania. Tutaj też trzeba przekazać emocje, to było dla mnie ciężkie bo Potopu nigdy nie czytałem. Również działałem na fragmentach i miałem okazję poznać świetnych aktorów takich jak Jan Peszek czy Izabela Kuna.
Na koniec porozmawiajmy o marzeniach.
K: Myślę, że fajnie byłoby zagrać pełną wymiarową trasę po Europie z taką rozpiską, po prostu na cały plakat, czterdzieści koncertów, codzienne granie. Takie coś mi się marzy. Chciałbym to przeżyć.
J: I żeby granie stało się naszą pracą, i sposobem na życie.
Tego Wam życzę.
JiK: Dzięki.
Rozmawiała: Agnieszka Strzałkowska
Zdjęcia: Filip Blank