RASMENTALISM x WYSZLI COŚ ZJEŚĆ x STO LAT RAS

Ras i Ment XXL –  duet, który równie mocno stąpa po ziemi, co z głową bywa w chmurach, zabierając nas dzięki temu w najciekawsze muzyczne przestrzenie. Ich koncerty to za każdym razem show nabuzowane niesamowitą dawką energii. Tłumy wypełniające kluby po brzegi z naturalnym urokiem mogą pochwalić się znajomością błyskotliwych tekstów Rasa  i niegrzecznym tańcem przy smacznych produkcjach Menta. 

Albumem „Wyszli coś zjeść” puścili oczko do czasów, kiedy powstawał ich ulubiony rap. Kanye West nie chodził z lustrem pod ręką, chłopaki z Outkast byli świeży i czyści, Talib Kweli i Hi-tek mieli wspólny tok myślenia, Dorzucili do tego sporo Rasmentalismu i poszli coś zjeść. Korzystając z okazji, my również ustawiliśmy się na pogaduchy i wspólną degustację w sercu warszawskiego Muranowa, klubie towarzyskim Państwomiasto.

Zdjęcia: Warsaw Streets / Piotr Książek i Filip Blank

Zdjęcia w Państwomiasto: Greg Kulkowski

 

Zakładam, że pytania na temat tego, jak się poznaliście są waszą bolączką, natomiast na pewno nie są bolączką waszych fanów. Pogadajmy trochę o tym.

R: Znowuuu?

Wiedziałam, że to padnie. Nasi czytelnicy muszą wiedzieć!

M: Poznaliśmy się z Arkiem w Lublinie w jednym ze studiów zajawkowo-amatorskich. Arek nagrywał utwór, ja byłem tam z naszym wspólnym znajomym i kiedy wyszedł z kabiny, rzuciłem się na niego i powiedziałem „Jezu, brzmisz jak Pezet!”

A jak się znaleźliście w tym Lublinie?

R: Przyjechaliśmy na studia. Musieliśmy je skończyć… Żeby później mogły nam się w życiu nie przydać.

M: Ja studiowałem dziennikarstwo.

R: A ja jestem z wykształcenia prawnikiem.

Yyyy… (śmiech) Grubo… Co się stało po drodze, że jednak wyszła muzyka?

R: Robiliśmy muzykę, od beznadziejnej po trochę lepszą. Wydawaliśmy płyty: od dobrych, po jeszcze lepsze.

Płyty? Brzmi pokaźnie.

R: „Dobra muzyka, ładne życie”, „Duże rzeczy”, „Hotel trzygwiazdkowy”, „Za młodzi na Heroda” i teraz „Wyszli coś zjeść”.

M: Pierwsze płyty wydane własnym sumptem.

A potem przyszedł Asfalt.

M: Tak, spotkaliśmy się z Tytusem. Wiedzieliśmy wspólnie, że będzie nam się dobrze współpracowało, zawsze lubiliśmy tę wytwórnię. Tytus miał świadomość, że jesteśmy zespołem, który się nadaje na wydanie, pokazanie szerszej publiczności. W ten sposób ukazała się nasza pierwsza legalna płyta: „Za młodzi na Heroda”.

Bardzo podoba mi się okładka. Robił ją Forin?

R: Tak, Grzesiek jest generalnie bardzo solidnym wykonawcą wszystkich naszych konceptów. Wiedzieliśmy, jakie zdjęcie, jaki kadr i co ma być na głowach.

Jakie emocje towarzyszą Wam od momentu wyjścia płyty „Wyszli coś zjeść”?

M: Osiągnęliśmy to, co chcieliśmy osiągnąć, jeśli chodzi o jakość nagrań. Dostaję bardzo fajny odzew od ludzi, po których się tego nie spodziewałem, a zajmują się muzyką.

Przesłuchałam nową płytę kilka razy. Jak wiecie, dla mnie bliska jest pierwsza płyta, lepiej ją znam. To, co zaskakuje mnie na nowej płycie, to zaproszeni goście. Na przykład Sławek Uniatowski? Wow.

R: Ze Sławkiem znamy się i lubimy już od paru lat, dla nas było to zaproszenie bardzo naturalne. Jesteśmy fanami jego wokalu. Potrzebowałem takiego męskiego bluesa/rapu. I duet ze Sławkiem bardzo do tego podpasował. W tym momencie mamy nieograniczone możliwości. Jak nagrywamy kawałek, to od razu wiemy, kogo chcielibyśmy zaprosić. Tak samo było z Klaudią z Xxanaxxu. U nas zazwyczaj wychodzi to tak, że nagrywamy z ludźmi, z którymi się znamy.

Ile czasu zajęło wam zrobienie płyty od A do Z?

R: Będziemy upierać się nad tym, że zaczęliśmy pracę nad tą płytą w momencie, gdy skończyliśmy poprzednią. A jeśli chodzi o fizyczne produkowanie , to intensywna praca trwała przez jakieś 5, 6 miesięcy. Najgorsze jest pisanie tekstów, nie mogę się nigdy do tego zabrać, to zajmuje najwięcej czasu.

Zrezygnowaliście z sali sądowej i kariery dziennikarskiej, ale możecie chwalić się tym, że spokojnie utrzymujecie się z tego, co kochacie. Prawda?

R: Tak, dokładnie.

Wiele zespołów musi dodatkowo pracować w agencjach, tułać się.

R: Tułałem się 6 lat, spłaciłem swój dług streetkredytowy, teraz mogę robić to, co kocham. Zobaczymy, ile to potrwa.

Jak określilibyście gatunek muzyczny, który proponujecie? Jest bardzo różnorodny.

M: To są elementy soulu, funku, momentami nawet disco, które są oparte na rytmice hiphopowej, na mocnych bębnach, które są charakterystyczne dla rapu.

R: Nie mamy potrzeby nazywania gatunku.

M: Mamy frajdę z tego, że tworzymy pozytywne piosenki, że nie wypluwamy z komputera kolejnych kawałków, tylko tworzymy kompozycje, nieraz oderwaną od hip hopu, ale taka muzyka właśnie miała na mnie wpływ.

Jakie były wasze inspiracje?

R: Inspirowaliśmy się lirycznymi raperami, nieoczywistymi wersami. Jak miałem 16 lat, to słuchałem Sokoła. Teraz jest u mnie na płycie. Potem przerabiałem cały Nowy York. Mentos podrzucał mi później dużo muzy, był założycielem takiego portalu wersalka.com, bardzo cenionego, który wypluł bardzo dużo dobrych dziennikarzy muzycznych.

M: Mieliśmy swoje ukryte inspiracje, o których wtedy nikt nie wiedział. W przeszłości słuchałem wszystkiego, całego niekomercyjnego hip hopu, trip hopu, też Massive Attack, Trickiego, Bonobo, które robiło kiedyś inne rzeczy, Shadowa, formacji Gorillaz, którzy byli totalnym sztosem. Zawsze jak myślę o inspiracjach to wracam do płyt, których lubię słuchać na siłce. Jest tam Talib Kweli, czy stary Kanye West. Pierwsze dwie płyty Black Eyed Peas też są świetne. Dużo ludzi nie wie, że takie płyty powstały. Wszystkie stare rzeczy, zahaczające o melodię, bardzo mnie cieszą. Mam też fetysz z tym jak powinny brzmieć te płyty, w szczególności mówię o stopie i werblu, poza tym  ja nie słucham tekstów w kawałkach.

R: Tak moi koledzy z zespołu Ment i Tort nie słyszą tekstów.

Często się kłócicie?

R: Jest ferment twórczy. Jak nie byłoby kłótni, to byśmy nie stworzyli nic fajnego. Mamy różne charaktery, kłócimy się, uważamy, że to bardzo, bardzo fajne.

A na tytuł najnowszej płyty kto wpadł?

R: Jakoś wspólnie. To nie jest tak, że nasze tytuły niosą za sobą jakąś filozofię czy odnoszą się do zawartości płyty. Coś nam po prostu wpada do głowy i ustalamy, że to będzie tytuł. Podobnie jest z tytułami numerów, które znajdują się na płycie.

Któryś z waszych utworów jest wam szczególnie bliski albo było przez niego trudno przejść produkcyjnie?

R: Nie no, jak przestaje wychodzić i zaczynasz rzeźbić, to odpuszczamy. Moim ulubionym kawałkiem jest ten ze Sławkiem Uniatowskim.

M: Była jedna „rzeźba”, w której nie chodziło o to, że nie potrafiliśmy tego zrobić, tylko o dążenie do perfekcji. Był to kawałek z chórem, dość nietypowy refren.

Pogadajmy o tym teledysku. Wasz pomysł, czy ktoś wam to zaproponował?

R: Pomyśleliśmy, żeby zatrudnić Piotrka z BDV, który robił nam wszystkie teledyski do tej płyty. Piotrek powiedział, że ma taki pomysł, na który nikt z raperów się nie zgodzi, więc dlatego dzwoni z tym do nas. „Przebieram Was za beatboysów, kupujemy koszule u Ptaka pod Łodzią, potem zrobimy z Was Beatlesów, pomalujemy Wam twarze, będzie git.” Wszystko to pomysły BDV, bardzo dobra ekipa i świetne produkcje.

Na początku nie zauważyłam nawet Mentosa na perkusji, przez te peruki!

M: Czemu nikt tego nie je? To jest smalec?

Nie, to tatar ze śledzia, jeszcze lepszy niż wołowy! Mega smaczne spróbuj. Tak samo, jak zapytałam was o utwory, chciałabym się zapytać, o który moment waszej pracy – chodzi o trasę, czy koncert – był dla was przełomem. Co sprawiło wam największą przyjemność?

R: Przyjemność? Ja to jestem zesrany przed każdym koncertem na dwie godziny przed, aż do startu koncertu. Tak już zawsze będzie. Podobno są na to jakieś tabletki… Nie wiem, czy to strach, ale po koncercie lubię zapalić i bardzo dobrze śpię , bo jestem zmordowany.

M: Sama kasza jaglana?

M: To jest anchois czy śledź? Przypomniałem sobie, jak kiedyś jadłem bardzo dużo anchois, jak byłem malutki.

Ras: Anchois w Hajnówce? U nas był chleb.

M: Jadłem chleb z masłem i z anchois.

R: Kiedy? W 84?

M: Nie no, w 92. Mieliśmy też Pewex, może to było stamtąd. Nie wiem. Pamiętacie pizzę na spodzie drożdżowym? To też jest mój smak dzieciństwa. Plus mortadela, ser, zajebiste.

Anchois wjechało w Hajnówce – to będzie tytuł wywiadu. To co z tymi koncertami? Czuliście w pewnym momencie takie konkretne ŁAŁ, teraz się dzieje? Ja tak miałam na waszym koncercie na Openerze. Zdjęłam nawet koszulkę.

R: Co ty gadasz!

No, byłam w pierwszym rzędzie.

R: Jest dużo takich koncertów, które pamiętam. Wrocław, Poznań. Wszystkie pierwsze koncerty, pierwszych sześć zagraliśmy w Lublinie. Pierwsze kilka miesięcy były sztosem, wyprzedane bilety. Zawsze było pod sufit ludzi. Za pierwsze koncerty płacił nam nasz kolega, Albert, menadżer zespołu Chonabibe, który bookował nam różne rzeczy w Lublinie.

Czy ja dobrze pamiętam, że byliście na jakimś bardzo ciekawym wyjeździe promocyjnym?

R: Byliśmy w Algierii na zaproszenie konsulatu Polski na Festiwalu Kultury Europejskiej. Graliśmy dla ludzi w garniturach i jakiejś dziesiątki zaproszonych spoza urzędu. Zagraliśmy tam dla ludzi, którzy nie kumają polskiego. To było bardzo nietypowe.

Skontrastujmy sobie płytę Heroda z płytą jedzeniową, z menu.

R: Nie wiem, nie chciałbym porównywać tych płyt. Są to dwa różne albumy, które wyszły w zupełnie innym czasie. Kolejne też pewnie będą inne, nie chciałbym tego jakkolwiek do siebie odnosić. Ludzie mają prawo słuchać, czego chcą i oceniać jak chcą. Fajnie by było, gdyby im się to generalnie podobało, ale na to już nie mamy wpływu. Łaska fana na pstrym koniu jeździ. Czy jest tu jakieś ciasto? Ej, ten koleś, który nam robił zdjęcia, jest podobny do Marcina Dowbora.

Chyba Macieja. Ale Greg? No co ty.

R: Macieja. Może do Katarzyny?

Zbuduje ci dom na nowo w Hajnówce.

R: Ej, uwielbiam ten program w wersji amerykańskiej. Wzrusza mnie to.

Liryczny jesteś, co? Co się tak krzywisz? Niedobre?

M: Słone anchois, gorzka kawa. Brakuje jeszcze czegoś kwaśnego.

Skoro was jest zawsze dwóch, to gdzie reszta? Tort, sekcja dęta?

R: Tort jest członkiem zespołu Rasmentalism koncertowo, natomiast nie jest członkiem zespołu studyjnie.

Ras, robisz jeszcze jakieś projekty poza Rasmentalismem?

R: Teraz z RedBullem mamy trasę koncertową  z Sokołem, Kosim z JWP, Stasiakiem, DJ Steezem, Mr Krimem. Pod szyldem „Wspólna Scena”. Na 20-lecie hip-hopu. Inne gościnne występy wychodzą na bieżąco.

Teraz tak przychodzi mi do głowy… Zadzwonił do Was Piotrek, od teledysku, mówiąc, że tylko wy zgodzicie się na taki format. Słyszycie głosy ze środowiska, że jesteście…

R: Że jesteśmy odszczepieńcami?

Tak, trochę. Trochę wychodzicie przed szereg.

R: Zawsze tak robiliśmy, nie do końca zależy nam na opinii jakiegokolwiek środowiska. Robimy, co chcemy. Nie głowimy się nad tym, co mamy zrobić, tylko robimy to, na co mamy ochotę. Ukroi Pani duży kawałek tego ciasta?

A teraz jakieś pytanie nie związane z muzą.  Gdzie byście wyjechali na stałe, gdybyście mogli?

R: O, to ja mogę powiedzieć, że wyjechałbym do Australii i oddaję głos Mentosowi, on na pewno odpowie o podróżach.

M: Chciałbym mieszkać w każdym miejscu po trochu. Nie wiem, gdzie jest najfajniej, bo nie byłem w wielu miejscach. Chciałbym pojechać do Ameryki Południowej i Afryki, ale czy chciałbym tam mieszkać? Na pewno w RPA na końcu kontynentu, gdzie świat się kończy. Nie chciałbym zostać w zarozumiałej Europie. Europa i ja to za dużo (śmiech).

Śpiewacie o tym, żeby mieć dobre życie, spokojne życie. Co to dla was znaczy? Wiem, że to górnolotne pytanie, ale nigdy się o tym nie rozmawia.

R: Czy ja wiem, czy górnolotne? Ważne jest, żeby mieć spokój. Chcę móc robić to, na co mam ochotę. Trochę krępujemy się o tym mówić.

Myślicie, że za 10 lat nadal będziecie robić muzykę?

R: Ja raczej nie. Chyba, że nauczę się śpiewać. Może będę pisał, albo zostanę woźnym w sądzie, w Australii czy łowcą kangurów (śmiech).

M: Myślę, że tak. Może w nieco innej formie. Chodzi o to, że za 10 lat będę robił muzykę lepszą niż teraz, będę mógł brać udział w innych projektach, zapraszać starszych od nas artystów, chodzi też o poszerzenie horyzontów.

 

 

 

rozmawiała: Aga Strzałkowska / example.pl

Wysoka piątka i wielkie podziękowania dla kawiarni Państwomiasto!