Spotkamy się w Paryżu x wywiad z Kasią Frąckowiak

Z Kasią Frąckowiak jest tak, że trudno nie traktować jej jako postaci z bajki. Patrzę na nią i mam wrażenie, że kiedy się śmieje, z jej oczu lecą iskierki, a kiedy płacze – łzy są kolorowymi kryształami. Ma 24 lata, napisała książkę, prowadzi bloga i opowiada o magii. O czarach w jej życiu, o jej pasjach, podróżach, o sztuce i modzie. Powieść Kasi Nie boję się ciemności przypomniała mi o tym, czym jest wrażliwość i bezwarunkowa miłość. Przypomniała mi, że słabości są okej i każdy ma do nich prawo. Dziś z Kasią, autorką bloga .coeurs de foxes rozmawiamy o marzeniach, polskiej modzie i pomocy innym.

Jesteś szafiarką czy pisarką?

Jestem Tildą Frank.

Co zmieniło się w Twoim życiu po wydaniu książki?

Hm, na pewno uporządkowałam swoje życie, stałam się trochę inną osobą. Przez kilka miesięcy od wydania książki, ludzie zaczęli rozpoznawać mnie na ulicy i pytać czy to ja napisałam Nie boję się ciemności, co za każdym razem wprawia mnie w zakłopotanie. Najważniejsze jest chyba to, że moja misja „pomocy innym” odnosi małe sukcesy.

Misja pomocy innym? W jaki sposób?

Opisując swoją historię, chciałam pokazać innym, którzy są/byli w podobnych sytuacjach życiowych, że ze wszystkim można sobie poradzić, z każdej sytuacji jest wyjście. Nie ważne jak ciężka ona jest… Chciałam też pokazać jak bardzo ważne jest wsparcie bliskich i jaką siłę mają marzenia..

Twoja książka opowiada głównie o przeżywaniu swojego życia pod rękę z chorobą. Nie obawiałaś się krytyki? Głosów, że Twój sukces uzależniony jest od tego, że jesteś chora, a ludzie się „litują”.

Myślę, że nie obawiałam się takich komentarzy. Od czterech lat prowadzę bloga o modzie, który przez jakiś czas traktowałam także jako pamiętnik. O swojej chorobie napisałam tam dopiero chyba po trzech latach, kiedy byłam na tyle popularna i odważna, że wiedziałam, że moi czytelnicy lubią mnie za to, kim jestem. Byłam w gorszym stanie i miałam potrzebę wyrzucenia wszystkiego z siebie. Teraz czuję się ok 😉 . Podobne odczucia miałam z książką.

Pojawiasz się w mediach: wywiady w radio i telewizji to teraz chyba dla Ciebie nic nowego, co? 😉 Co Cię zaskoczyło najbardziej w tym świecie?

Fakt, media istnieją w moim życiu od bardzo dawna. Chyba cały czas zadziwia mnie to jak niektóre osoby, bo nie chcę wrzucać wszystkich do jednego worka, inaczej zachowują się przed i za kamerami.

„Obserwuję Cię” od dłuższego czasu, czytam bloga i wpisy na Twoich kanałach. Ubierasz się bardzo dziewczęco, wybierasz często kolorowe printy, rzucające się w oczy dodatki. Masz delikatną urodę, filigranową budowę ciała. Na pierwszy rzut oka – bardzo „grzeczna” osoba. Z drugiej strony oglądamy snapy z imprez, z przekleństwami w tle, papierosami. Jak to z Tobą jest? Wierzę, że jesteś idealną hybrydą tych dwóch wizerunków, jakie mogą być odbierane przez Twoich czytelników.

Czytając to pytanie mam wrażenie, że sama na nie odpowiedziałaś i wyrobiłaś sobie zdanie na mój temat. Nie lubię oceniania, ale uważam, że każdy powinien sam poukładać w swojej głowie czy jestem taka czy owaka. Wierzę, że ludzie, którzy mnie obserwują są na tyle inteligentni, żeby zdawać sobie sprawę, że jestem tylko człowiekiem. Nie publikuję w social media 24/7, a to co pokazuję to tylko ulotna chwila z mojego życia. Zawsze powtarzam, że to jak się ubieram, co robię, to odzwierciedlenie tego, co akurat przeżywam w środku. Uważam, że jestem najzwyklejszą na świecie dziewczyną, która ma zalety i wady.

Blogerki modowe w Polsce. Co sądzisz o tej branży? Czujesz się częścią tego dość specyficznego świata?

Hm, myślę, że nie, ponieważ mój blog nie jest stricte modowy. Pokazuje na nim moje życie, a moda to jego wielka część.

Jest jakaś granica blogowania? Chodzi mi o to, że pokazujesz swoje życie, opowiadasz o nim. Towarzyszymy Ci w różnych jego momentach. Gdzie mówisz STOP?

Myślę, że ta granica to indywidualna kwestia każdego blogera. W moim przypadku bywa różnie. Ostatnio zauważyłam, że kompletnie chyba nie zdaję sobie sprawy, ile osób czyta moje teksty, ogląda Instagram czy Snapchat i przez to się zapominam. To wszystko to wynik mojej wrażliwości i szczerości, których czasami u siebie nie znoszę.

Skąd wziął się Twój pseudonim: Tilda Frank?

Oh, z Tildą jest długa historia, którą chciałabym zachować dla siebie ;).

Rozmawiałyśmy już kiedyś chwilę o Twojej książce. Powiedziałam Ci, że kilka razy podczas czytania czułam, jakbyśmy wychowywały się razem, że jesteśmy bardzo do siebie podobne. Trudno mi to wytłumaczyć. Jakie wiadomości dostałaś od czytelników po premierze książki?

Jestem w szoku, ponieważ wszystkie wiadomości jakie dostaję, są bardzo pozytywne, miłe i wzruszające. Piszą do mnie zarówno nastolatki jak i dorosłe kobiety. Dziękują mi za książkę, zwierzają mi się. To cudowne uczucie, kiedy wiem, że tak naprawdę nic nie zrobiłam, a jednocześnie pomogłam tylu osobom.

Czy Tilda Frank napisze jeszcze jedną powieść? A może zaprojektuje linię ubrań?

Tilda Frank jest taką osobą, która nie wie, co będzie robić za pięć minut. Pewne jest, że nigdy nie przestanie marzyć.

Gdzie najczęściej wędrujesz w swoich marzeniach?

Wysoko w chmury ;).

Współpracujesz i wspierasz polskich projektantów. Co myślisz o niezależnej polskiej modzie? Czyje projekty są Ci najbliższe?

Po raz kolejny muszę użyć tego określenia; nie chcę wrzucać wszystkich do jednego worka. Niestety wchodząc do butików, w których polscy projektanci są zmieszani między sobą, widzę jedynie szarość i ten sam materiał. Jest jednak wiele marek, które pokochałam i świetnie się w nich odnajduję, choćby Horror!Horror!, Goes To M, Illesta, Kombokolor, Kas Kryst, projekty Kasi Góreckiej czy Yeah Bunny. Ostatnio zakochałam się też w Nenukko.

Gdzie zobaczymy Cię za kilka lat?

Mam nadzieję, że w Paryżu.

 

Zdjęcia: .coeurs de foxes