Something to Lose - Better Person | Premiera 23 października

Something to Lose to tytułowy utwór z pierwszego albumu długogrającego autorstwa Better Persona, którego premiera zapowiedziana jest na 23 października. Płyta ukaże się nakładem wytwórni Arbutus Records i Mansions &Millions.

 

Utwór, zmiksowany i wyprodukowany przez Bena Goldwassera z MGMT, ukazuje świeży kierunek polskiego artysty.Byczkowski delikatnie śpiewa przy swoim charakterystycznym połączeniu keyboardów i maszyn perkusyjnych, tym razem okraszonym również gitarą akustyczną, kongami i harmoniami wokalnymi, które rozjaśniają kompozycję,przenosząc brzmienie utworu w rejony letniego yacht-popu.

Something To Lose to pierwsza wesoła piosenka, jaką kiedykolwiek napisałem. Początkowo chciałem uchwycić ekstatyczne uczucie świeżej miłości, ekscytacji i podniecenia, które jej towarzyszy. Ale z czasem ten prosty utwór nabrał dla mnie coraz większego znaczenia.Zakochanie tak głębokie i silne obudziło mnie z apatycznego, przepełnionego cynizmem stanu. Radykalnie zmieniło moje spojrzenie na świat i na całe moje życie.Niezwykle trudno jest dzisiaj wierzyć w ludzkość. Euforyczne uczucie pojawiające się między dwiema istotami ludzkimi jest momentem słodkiego odwrócenia uwagi, na które każdy człowiek zasługuje.Coś stającego się sensem życia, bezpiecznym miejscem. Wiatr we włosach, wieczorna, letnia bryza, czuły dotyk drugiej osoby. Miłość jest najsilniejszą bronią wobec nienawiści. Jest pierwszym krokiem do pozytywnej zmiany i dla niej żyję.Teledysk nakręcony w Montrealu podczas pandemii jest prostym, wizualnym komunikatem.Okoliczności pandemii zaprowadziły mnie do spędzenia kilku miesięcy w Montrealu. Wtedy musiałem improwizować i stworzyć teledysk do utworu. Mój kolega Geoff Meugens i ja wybraliśmy się na wieczorną przejażdżkę na drugą stronę wyspy i ciągłym ujęciem nagraliśmy jak śpiewam. Postanowiliśmy się ustawić na małym kawałku trawy nad wodą, tuż przy szlaku rowerowym. Dziwnie wyglądające rodziny rowerzystów ubranych od stóp do głów w rowerowe kostiumy i kaski zatrzymywały się, żeby popatrzeć jak śpiewam, myśląc, że to spontaniczny koncert. Na początku trochę mnie to zawstydziło, ale z czasem dodało mi odwagi, pozwoliło śpiewać głośniej i wykonać utwór bardziej szczerze.Później wysłałem materiał Maxowi Winterowi i Moritzowi Fraudenbergowi – dwóm utalentowanym panom, którzy pomogli mi stworzyć okładkę płyty i wizualny świat, w którym się znalazła. Zmontowali teledysk i dodali napisy. Myślę,że skończyliśmy z czymś, co oddaje atmosferę piosenki w miły i prosty sposób – mówi wokalista.