SIESTA: zwolnij

Za Siesta Studio stoją Zuzia i Marcin z Mokotowa. Z pozoru dwie różne osoby, ale kilka minut rozmowy wystarczyło, żeby przekonać się, że to symbioza idealna – jedna dusza w dwóch ciałach. Projekty Siesty, poza oryginalnością i najwyższą jakością wykonania wyróżnia idea. Rozmawiamy o bardzo prawdziwej idei, slow lifie, planach na przyszłość, miłości do siebie, designu i zwierzaków na tle naturalności w najczystszej postaci. 

Wasz znak firmowy. Szczerze, jak myślę sobie o Waszym znaku firmowym od razu kojarzą mi się porcelanowe baby, ale wiadomo w Waszym odczuciu może to być coś innego.

Marcin: Gdy powiedziałaś o znaku firmowym od razu pomyślałem nie o produkcie a o logo i naszym serduszku. Wydaje się może trochę banalne ale zawiera bardzo wiele części składowych. To marka stworzona z pasji, miłości do świata, siebie i natury. Dużo wartości ukrytych w takim prostym symbolu to jest coś, co jest takim naszym znakiem firmowym.

Zuzia: Jeśli chodzi o to, co według nas jest takim flagowym projektem, to jednak my pewnie prędzej postawilibyśmy na Green lamp niż Baby. Lampa jest może w Polsce nieco mniej popularna, może też mniej dostępna, ze względu i na rozmiar i cenę. Jednak jest to nasz pierwszy, wspólny projekt i to od niej stwierdziliśmy, że to wszystko ma sens. Dzięki temu, że jest przewrotnym połączeniem natury i użytkowości nabiera tak wielu cech, że jest idealnie tym, czym chcemy się zajmować. Baby są trochę bardziej „żartem” i produktem odrobinę bardziej komercyjnym, chociaż niezmiennie je uwielbiamy.

Pomysł na markę w jednym zdaniu.

M: Jeżeli ma to być zdanie wielokrotnie złożone, to myślę, że dam sobie radę. Pomysł na SIESTA, to chęć tworzenia użytecznych i pięknych przedmiotów inspirowanych naturą, skierowanych do świadomych odbiorców, ale bez zbytniego napuszania się i używania wyświechtanej designerskiej terminologii. Chcieliśmy zrobić naprawdę fajną, prostą markę, ale z bardzo dużą ilością wartości w sobie.

Mówicie, że staracie się, aby każdy z Waszych produktów opowiadał jakąś historię. Jakie historie kryją się za projektem lampy i baby?

M: Może zacznę od tego, o co chodzi z naszą misją. Chcemy, żeby wszystkie rzeczy, którymi się otaczamy opowiadały dobre historie. Tą historią są między innymi ludzie, z którymi pracujemy. Wszystkie projekty robimy lokalnie, pracując ze wspaniałymi rzemieślnikami w ich manufakturach. Z tym się wiąże cały proces produkcyjny, w którym nie ma anonimowych trybików. Każdy element jest bogaty, dobrze zaplanowany i przemyślany. Analizujemy wszystkie szczegóły, od opakowania, po najmniejsze detale, kto to zrobi jak i z czego. Myślimy nad tym, żeby produkcja miała jak najmniej negatywny wpływ na środowisko. Historia, o której tu mówimy polega na tym, że nie ma przypadku – czy w procesie koncepcji, czy samej produkcji. Spędzamy dużo czasu w manufakturach, np. w czasie nakładania grafik na Baby. Zajmujemy się też niektórymi elementami w lampie, pod kontrolą specjalisty, czasami ze wsparciem taty. To wszystko generuje kolejne, ciekawe historie. Cały czas coś się dzieje, staramy się, żeby nasze produkty w całości przepełniała dobra energia. Wszystkie te elementy pochodzą z dobrych źródeł, od dobrych ludzi, którzy sami w sobie są fajni i też lubią tę pracę. To wszystko tworzy dobrą, dopełniającą się całość.

Inspirujecie się naturą. Co to tak naprawdę znaczy? Inspiruje Was wiatr, kwiaty? Patrzycie na kwiaty i powstaje Baba w kolorystyce kwiatów polnych? Jak to wygląda?

Z: Po prostu czujemy bardzo dużą potrzebę, żeby otaczać się naturą. Oboje wychowaliśmy się w Warszawie i nie mieliśmy za dużo zieleni wokół siebie. Staramy się uciekać do prawdziwej, dzikiej natury a prawda jest taka, że strasznie lubimy jej wszelkie możliwe przejawy – zarówno jeśli chodzi o rośliny czy zwierzęta. Jest nam to niezwykle bliskie a jednocześnie jesteśmy mocno empatyczni na ten aspekt naszego świata.

M: Czasem ludzie pytają, gdzie inspiracja naturą w Babie. Tutaj naturą jest materiał, z którego jest wykonana, czyli ceramika, która jest bardzo naturalna i ekologiczna. Ma niezwykłe właściwości a jest naprawdę w pełni naturalnym materiałem.

Z: Odnosząc się do lampy, konkretna historia była taka, żeby do każdego nawet najmniejszego wnętrza móc wprowadzić trochę zieleni. My przez długi czas mieszkaliśmy w bardzo niskiej, 24 metrowej kawalerce, z psem. Ta lampa była naprawdę taką drogą, żeby dodać sobie więcej zieleni, natury do wnętrza.

Czyli rozumiem, że to była konsekwencja Waszej indywidualnej potrzeby.

Z: Tak, absolutnie! To się zbiegło z naszą wewnętrzną potrzebą a także zaobserwowaną potrzebą ludzi wokół. Potrzebujemy tej natury, zwłaszcza mieszkając w dużym mieście. Czasem trudno jest ją sobie jakoś wprowadzić do domu, więc Green lamp jest rozwiązaniem.

Take it slow to idea, która rzeczywiście absolutnie towarzyszy każdej dziedzinie Waszego życia? Czy w sferach niezwiązanych z projektowaniem też się nią kierujecie?

Z: Staramy się żyć według ogólnie pojętego slow life’u. Na pewno jak porównamy sobie statystyczną, pracującą osobę w naszym wieku, to nasz tryb życia jest trochę inny. Pracujemy w domu, mamy własną markę i firmę, więc działamy po swojemu. Nie musimy wstawać o konkretnych godzinach a robimy to, bo chcemy. Też nie jest tak, że się obijamy albo mamy cały czas luz. Zdarzają się sytuacje stresujące i takie, w których musimy się naprawdę sprężać i spieszyć, ale głównie chodzi o to, że spieszymy się, ale to jest nasz pośpiech, który narzucamy sobie sami.

M: Preferujemy i staramy się promować ideę szeroko rozumianego slow life’u chociaż wchodzimy w jakieś wyświechtane określenie, za którymi nie przepadam. Naszym manifestem tego (po)wolnego życia jest to, że staramy się żyć świadomie. Nie odnosi się tylko do projektowania i różnych jego etapów, lecz także wielu wyborów, których dokonujemy na co dzień – co kupujemy, co jemy, jakich kosmetyków używamy. To jest jeden z elementów naszego manifestu. Kolejny to promocja podejścia jakościowego. Otaczajmy się mniejszą ilością rzeczy czy osób, ale skupiajmy się na tym, żeby te relacje były wartościowe i przemyślane. Hasło take it slow to jest takie nasze „ok, zwolnij, zobacz co masz fajnego, kogo masz fajnego, pomyśl i zastanów się co i jak możesz zrobić”.

Nie jest tak, że po powstaniu Siesty zmieniliśmy nasze życie. Siesta powstała konsekwentnie z tego w jaki sposób żyliśmy. Długo szukaliśmy takiego punktu wyjścia, wspólnego mianownika, żeby zebrać wartości, idee i spróbować w jednym miejscu dać im upust.

Wcześniej zajmowaliście się czymś zupełnie innym?

M: Tak, chociaż dalej się zajmujemy, bo w tym momencie Siesta jest jedną z wielu rzeczy, którymi się zajmujemy, jedną z gałęzi. Mamy konkretne plany i marzenia jak zrobić z tego nasze główne zajęcie i rozwijać na wiele różnych sposobów. Od kilku lat prowadzimy studio kreatywne, gdzie tworzymy strategie marketingowe, komunikacyjne, wizerunkowe dla rożnych marek, angażując się w inicjatywy, w  które wierzymy .

To wszystko również razem?

Z: Zazwyczaj razem, chociaż często zdarzają się nam projekty osobne. Ja zajmuję się projektowaniem i grafiką, a Marcin stroną marketingową. Czasami pracujemy również z innymi ludźmi w zależności od potrzeby, ale zawsze robimy rzeczy w zgodzie z naszą ideą. Czasem współtworzymy różne akcje społeczne, wydarzenia kulturalne. Bardzo to lubimy. Jeżeli angażujemy się w projekty komercyjne, co się oczywiście zdarza, to też są to projekty, w które sami wierzymy i chcemy je wesprzeć. Jakiś czas temu np. tworzyliśmy branding i promocję studia jogi, którą bardzo lubimy. Wierzymy w jej dobry wpływ na ludzi i przez to na środowisko. Nie podejmujemy się projektów, które są sprzeczne z tą ideą. Obecnie współtworzymy też zupełnie nowy sprzęt do uprawiania sportów wodnych.

Teraz jesteście na etapie tworzenia?

Z: Tak. Tzn. współpracujemy z firmą, która tworzy ten produkt, a my zajmujemy się identyfikacją i strategią wprowadzenia tego produktu na rynek.

Można już mówić co to za sprzęt?

Z: Niestety, jeszcze nie. Ale możemy zdradzić, że jest to bardzo ciekawa koncepcja i na pewno będziemy dawać znać jak ujrzy światło dzienne. Mamy nadzieję, że jak wyjdzie na rynek, to naprawdę wszystkich zaskoczy.

Byliście na prestiżowych targach dizajnu w Londynie, ale też w Berlinie. Czym odróżniają się od polskich targów? Co szczególnie Wam się podobało? Czego brakuje polskim targom?

M: Ciężko porównywać targi warszawskie czy łódzkie z targami londyńskimi czy berlińskimi. To jest zupełnie inna skala. Bardziej lokalne i miejscowe targi, jakie coraz częściej spotykamy w Warszawie również odbywają się w różnych miejscach na świecie. Wielkie, międzynarodowe targi jak te w Londynie i Berlinie to imprezy, na które przyjeżdżają dziennikarze, klienci, producenci, którzy szukają kontaktów do współpracy. Główna różnica chyba polega na odbiorcach.

Nie chodzi o to, żeby narzekać jak to strasznie jest źle w Polsce, ale  prawdą jest, że tam (za granicą) łatwiej spotkać klientów, którzy są w stanie docenić taki przedmiot za którym stoi historia, ludzie i drobna produkcja. Przychodzi tam człowiek, który potrafi to docenić i widzi różnice pomiędzy takim projektem a rzeczą produkowaną w setkach tysięcy sztuk. Naprawdę to czujesz, że on chce z Tobą porozmawiać i docenia Twoją pracę. W Polsce najczęściej jest tak, że 90% decyzji zakupowej to cena. Mniej ważne są inne wartości. Pewnie minie jeszcze trochę czasu zanim zbliżymy się do takich miejsc. Nie tylko w kwestii zarobków ale i pewnej świadomości.

Z: I tak należy zwrócić uwagę ile się zmieniło np. od czasu moich studiów, kiedy to dopiero powstały „Przetwory” i to był wtedy ewenement. Teraz mamy naprawdę duży wybór tych targów i są one coraz lepsze. Same „Przetwory” też niesamowicie się rozkręciły. Szybko się to zmienia i jest to bardzo fajne.

Kim są artyści, którzy projektują grafiki na Wasze baby?

Z: Część grafik tworzymy my jako studio projektowe Siesta. Jak na razie współpracowaliśmy z Magdą Łapińską, która zaprojektowała grafiki na Baby Estery. Planujemy kolejne współprace z naszymi znajomymi ilustratorami bądź grafikami, których prace nam się podobają i chcemy z nimi współpracować, bo czujemy, że zrozumieją naszą ideę.

M: Wierzymy, że BABY będą ubierane grafikami coraz większej grupy ilustratorów. Chcemy, żeby BABA była nośnikiem różnych ciekawych ilustracji, ale też i wielu idei. Mamy konkretne pomysły na takie BABY, które będą coś więcej opowiadały niż tylko były ładne. Mamy nadzieję, że to taki projekt, który będzie funkcjonował przez wiele lat zmieniając się, rozwijając i nabierając nowych znaczeń.

Wiem, że macie w planach produkcje kolejnych produktów. Zdradzicie co to będzie?

M: W planach mamy produkty na wiele lat. Najgorsze jest to, że pomysłów zawsze jest dużo więcej niż da się zrealizować.

To będzie coś zupełnie innego?

Z: Na pewno nie porzucimy ceramiki. Uwielbiamy ją i mamy już kilka wykonanych prototypów. W kontekście wprowadzenia produktu na rynek bierzemy pod uwagę wiele elementów. Tutaj stawiamy sobie bardzo wysoko poprzeczkę, chcemy, żeby każdy element był dopracowany. Jesteśmy małą marką, więc nasze decyzje muszą być bardzo dobrze przemyślane. Jednak mimo wszystko myślimy, że nowy produkt światło dzienne ujrzy już niedługo. Sami czujemy ogromną ochotę posiadania kolejnego projektowego dziecka. Możemy zdradzić, że na pewno pojawi się ceramika i korek. Mamy też pomysł na produkt wspierający akcje społeczną o której myślimy. Chcemy polepszyć los psiaków w mieście i zrobić kampanię, której adresatami będą psy i ich właściciele. Od dłuższego czasu rodzi się w nas taki pomysł i mamy nadzieję już niedługo wyjść z tym szerzej. Chcemy poza samymi produktami szerzyć dobry klimat i filozofię slow life.

Widzę, że Wasz pies odgrywa ogromną rolę nie tylko w Waszym życiu prywatnym, ale też tym związanym z marką Siesta. Czy myśleliście o produkcji akcesoriów lub mebli dla zwierzaków?

Z: Akcesoria tak, jak najbardziej. Elementem akcji, o której mówiliśmy wcześniej ma być produkt dla zwierzaków. Psy są nam bardzo bliskie. Nasz pies, Inka, na której punkcie szalejemy jest zdecydowanie wyjątkowym stworzeniem i niezwykle ważnym elementem naszego życia.

M: Niedługo chcemy oficjalnie przeznaczyć część naszych dochodów na schronisko. Chcemy, żeby to się wiązało ze sprzedażą i żeby odbiorcy wiedzieli, że też biorą w tym udział. Regularnie bierzemy też udział w świetnej akcji „Design dla zwierząt”. Mamy totalnego fioła na tym punkcie. Jak ktoś wejdzie na nasz fanpage zobaczy, że regularnie pojawiają się tam zwierzęta.

Byliście w Nowym Jorku. Jak ze slow life’m w takiej metropolii?

M: Zależy gdzie. Na Manhattanie może być ciężko, ale jest tam kilka miejsc, w których można się zaszyć. Na pewno ta idea jest tam popularna, nawet bardziej niż u nas. W Polsce z założenia życie jest zdecydowanie bardziej slow, a Nowy Jork jest tak szybki i tyle się tam dzieje, że dla pędzących ludzi idea zwolnienia jest konieczną odskocznią. Marki i korporacje czują, że slow jest modne i próbują te elementy nieco sztucznie wciągnąć do swojej komunikacji. W samym mieście jest dużo miejsc, gdzie można odpocząć. Manhattan jest wspaniały ale lepiej czuliśmy się na spokojniejszym Brooklynie a wystarczy pół godziny jazdy za Nowy Jork i ląduje się w niesamowitej naturze.

 

Produkty Siesta Studio dostępne na pakamera.pl

 

 

rozmawiała: Iza Gawelowicz /example.pl

zdjęcia: własność projektantów