Skąd pomysł na to miejsce, Maniek chciał restaurację, bo zawsze marzył o własnej lodówce pełnej Coca-Coli!. Kuba… Kuba od zawsze gotował. Nawet, jak jeszcze nie gotował, to tłukł garami we wszystkich domach, w jakich się znalazł.
Jak już to, co zrobił mały Kubuś, było zjadliwe, uznanie było na tyle duże, że dostał od rodziców deseczkę z kramu z suwenirami z podpisem „Kubusiowi – Mistrzowi patelni i patery, Rodzice”. Tak duży ładunek słodyczy i przaśności nie mógł się zmarnować, więc przy wymyślaniu nazwy dla miejsca od razu poleciało PATELNIA i PATERA wraz z głośnymi parsknięciami śmiechem. Ale zabrzmiało to też – o dziwo – spoko i …chyba się broni. No i cieszy. Dumna mama też jest.
Zanim zbudowaliśmy menu, szukaliśmy produktów, na których bazie będziemy gotować. Nie zależało nam na eko-certyfikowanych rzeczach, wiemy jak, to brzmi, ale miały być tylko najlepsze, które uda nam się znaleźć z danej kategorii (subiektywnie oczywiście, bo to nasza restauracja, więc my jesteśmy jury). Tak trafiliśmy na różnych małych, lokalnych producentów serów, czy sękacza. Ludzi od jabłek, pomidorów, krówek i kawy – można by wymieniać i wymieniać. Większość z nich znaleźliśmy przez wypytywanie znajomych, czy znają kogoś, kto coś robi i – o dziwo – znali! Świat jest mały. Rodzice Kuby, jak się dowiedzieli o pomyśle restauracji, kupili 50 kur – jajka muszą być pyszne, tu nie ma miejsca na kompromisy.
Co się najlepiej sprzedaje? Schabowy.
W Polsce kuchni polskiej nie da się otworzyć bez schabowego. Ludzie by tego nie ogarnęli. My długo się broniliśmy przed umieszczeniem schabowego w karcie. Kompromis miał być taki, że jak ma on tam być, to ma to być najlepszy schabowy, jakiego potrafimy zrobić. Taki spełniony sen o schabowym. Taki schabowy ostateczny. Taki, po którym nie można spojrzeć babci w oczy. Taki, po którym babcia też nie spojrzy sobie w oczy. Jedna rzecz powstrzymuje ludzi przed poproszeniem o dokładkę – jego rozmiar. 200g mięsa rozklepane nie za cienko i nie za grubo – tak w sam raz – robi swoje. Skoro „Patelnia Patera”, to i schabowy wjeżdża na stół na dużej patelni, a desery na słodziutkich małych paterkach. Ale trzymajmy się kotleta – moczony nie w mleku, a w maślance, żeby mięso bardziej skruszało i było mega soczyste. Minimum 24h, maks 48 z czosnkiem, cebulą, solą, pieprzem i świeżym majerankiem. Maślanka łączy i przewodzi to wszystko idealnie, bo zawiera też tłuszcz, który jest doskonałym przewodnikiem smaku. Po takiej długiej kąpieli i odsączeniu, żeby związać resztę maślanki pozostałą na mięsku, obtaczanko w mące. Potem już tylko jazda bez trzymanki – jajka wiejskie z odrobiną mleka i na koniec ląduje on w ususzonej chałce, którą sami wypiekamy, zmieszanej z suszonymi grzybami. Tak wspaniale panierowany kotlet trafia na patelnię z głębokim, rozgrzanym smalcem. Bezkompromisowo. Nie boimy się głębokiego tłuszczu – to jedyna szansa na nie obniżenie temperatury smażenia przy wrzuceniu tam zimnego mięsa. Dzięki temu nie wchłania ono tłuszczu, a cząsteczki pary z jedzenia tworzą poduszkę powietrzną, odpychającą tłuszcz i sprawiającą, że wszystko pięknie się w tym tłuszczu piecze. To tak krótko o schabowym…
Jak planowaliśmy restaurację i menu, to wykorzystywaliśmy sezonowość pandemicznego roku i hurtowo zaopatrywaliśmy się w duże partie owoców i warzyw, zamykając w słoiki dżemiki, konfiturki, czy marynaty i kiszonki. Nareszcie możemy wykorzystać je w kuchni i teraz – gdy już mamy restaurację – kupujemy je w szczycie sezonu jeszcze więcej, z myślą o następnym roku.
Od niedawna, serwujemy również lunche, które podajemy 5 dni w tygodniu od 12:00 do 16:00
Facebook -https://www.facebook.com/Patelnia-Patera-100443501545971/ (https://www.facebook.com/PatelniaPatera/)
Instagram – https://www.instagram.com/patelniapatera (https://www.instagram.com/patelniapatera/)