Ile deszczu by nie spadło nikt nie zabierze nam Openera! Parafrazując słowa OSTR, no właśnie czy nikt nie zabierze? 16ty Opener już za nami, czas na podsumowanie, nie lubię tego słowa, ale warto to zrobić. Jak było w tym roku?
Z pewnością w tym roku pogoda nas nie oszczędziła, zamiast kolorowych ubrań i wianków openerowicze prezentowali najbardziej zmyślne formy kamuflażu i ochrony przed deszczem. Gwiazdami tegorocznego Openera zaraz po deszczu, to nie wykonawca, tylko zjawisko, byli Radiohead, Foo Fighters i śmiem twierdzić także The Weeknd. Mam wrażenia, że doszło do wymieszania dwóch pokoleń na, tych, którzy przybyli specjalnie by doświadczyć festiwalu na żywo i tych którzy chcieli mieć jego zapis w komórkach
Preludium do środowych występów był koncert Solange w Tent Stage, który mógłby swobodnie się odbyć na dużej scenie. Piosenkarka, która cały czas jest bardziej kojarzona jako młodsza siostra Beyonce wydała bardzo ważny album „A Seat at the Table” nie tylko ze względu na warstwę muzyczną, ale przede wszystkim tekstową. Nastrojowo zaplanowany spektakl sceniczny był zmysłowy, kobiecy i soulowy. Dopracowany w każdym szczególe nie zabrakło jednak w nim miejsca na funkowy luz. Szkoda tylko, że sam występ trwał tak krótko, bo zaledwie godzinę.
Niewątpliwie gwiazdą tegorocznego Openera był zespół Radiohead. Myślę, że każdy kto postanowił stawić się na koncercie legendarnej grupy po cichu, liczył na usłyszenie tych najbardziej legendarnych kawałków, niestety zespół poszedł w zupełnie inną stroną ale za to zahipnotyzował rzeszę fanów na prawie dwie godziny. Cisza jaka zapadła w trakcie koncertu tworzyła atmosferę podniosłości, miało się poczucie, że publiczność spijała słowa Thoma Yorke’a we wzruszeniu. Sam Yorke pomiędzy piosenkami nie był zbyt rozmowny i kontaktowy. Jednak ku zaskoczeniu na sam koniec występu zespół zagrał „The Nationale Anthem”, gdzie została zmiksowana audycja radiowa poświęcona polskiej służbie zdrowia. Lokalny akcent na sam koniec koncertu. Niemniej przeżycie było magiczne, był to jeden z lepszych występów podczas Openera o którym szybko nie zapomnimy.
Czwartek na scenie głównej na pewno należał do The Kills, Alice Mosshart przywitała publiczność słowami: „it’s fucking good to see you again”! Wraz z Jamiem Hincem rozbroili publiczność, nastąpił iście elektryzujący przepływ energii. Absolutnie po raz drugi na Festiwalu dali genialny koncert, słysząc piosenkę „Doing it to Death”, openerowicze zmartwychwstali, a jednak garaże-punk nadal sprawdza się w takich okolicznościach.
„Yo Poland!”, tymi słowami rozpoczęła w scenie namiotowej Maya Arulpragasam aka M.I.A jedna z niewielu gwiazd, która natychmiastowo połączyła się z publicznością, niestety gdy chciała wskoczyć i połączyć się z tłumem więcej osób wolało trzymać w ręce telefon i mieć nagranie.
Czwartkowy headliner, czyli Foo Fighters rockowy zespół, którego energia zawsze się sprawdzi i nigdy nie zawiedzie. Bezapelacyjnie zdobył serca publiczności i zgromadził tłumy pomimo uwaga tutaj nastąpi powtórzenie, jakże niesprzyjającej pogody. Wszystkie przeboje zespołu zostały entuzjastycznie odśpiewane przez publiczność a Dave Grohl jako ostatni wykonawca na Scenie głównej powiedział„Nie potrzebujemy wychodzić na bis, możemy grać jak długo chcemy” . Oprócz tego gościnnie wystąpiła Alice Mosshart z zespołu The Kills.
Piątkowe występy na scenie głównej otworzył polski zespół The Dumplings z akompaniamentem Orkiestry, pomimo deszczu zebrali sporą publikę. Piosenki z electropopowego klimatu zespołu kompletnie zmieniły swój charakter. Niezwykle miło jest oglądać rozwój tak młodych i zdolnych artystów jakimi są Justyna Święs i Kuba Karaś, którym gorąco kibicuję i z przyjemnością obserwuje jak dorastają muzycznie.
Miss Brodka w skrupulatnie zaplanowanym entourage’u oraz stroju iście nieziemskim podkreśliła mocno swoją pozycję na Festiwalu. Brodka doceniona również przez zagraniczną publiczność, to profesjonalizm sam w sobie. W czasie koncertu pojawiły się nie tylko piosenki z najnowszego albumu „Clashes”, ale również starsze piosenki,które zostały zaprezentowane w nowej aranżacji. Z pewnością jest to jedna z polskich wokalistek, która ma szanse zyskać rozgłos poza granicami Polski, czego ogromnie jej życzymy.
The Weeknd, zgromadził duża liczbę publiczności przed Sceną Główną w szczególności tą młodą. Kanadyjski wokalista Abel Tesfaye wystąpił w Polsce po raz pierwszy, swój występ rozpoczął od jednego ze swoich hitów piosenki „Starboy”. Uporczywy deszcz nie przeszkodził mu w prawdziwym show z fajerwerkami, które wybuchły podczas wykonywania piosenki The Hills.
Tego samego dnia w scenie namiotowej wystąpił kobiecy 4-osobowy zespół z Los Angeles o nazwie Warpaint, dziewczyny grają muzykę z pogranicza rocku połączonego z dream popem oraz domieszką psychodelli. Idealnie wpisały się w nastrój jaki panował na Openerze, marzycielsko-senny, tak właśnie było. Perkusistka zespołu Stella Mózgawa mająca polskie korzenie, próbowała nauczyć resztę zespołu jak powiedzieć Kocham Cię, co brzmiało bardzo zabawnie w przerwie między piosenkami.
Mocnym espresso na sam koniec piątkowych występów, był zespól Moderat na Głównej Scenie, żywa elektronika była cudownym akcentem na zakończenie trzeciego dnia festiwalu.
Z sobotnich występów na Main Stage w stan melancholii wprowadził nas The XX. Intymna elektronika zespołu pozwoliła oderwać się od rzeczywiści, jak powiedział wokalista Oliver Sim „chcemy żebyście zapomnieli o tym co zostawaliście za sobą, odłóżcie komórki dajcie się porwać’ na pewno udało im się uzyskać ten efekt.
Z lekkiego stanu, w scenie namiotowej wybiła nas energiczna wschodząc gwiazda Dua Lipa. Publiczność była rozśpiewana i roztańczona a sama wokalistka nie ukrywała swojego zdziwienia, znajomością tekstów piosenek jaką reprezentowała publiczność.
Na sam koniec nie muszę już przypominać w jakiej aurze, wystąpiła na scenie głównej Lorde. Jej występ uważam za jeden z gorszych w trakcie trwania całego festiwalu. Młoda wokalistka z Nowej Zelandii, wiła się na scenie i tryskała energią, jednak sam głos niestety bardziej by pasował do sceny w Tent Stagu.
Poza licznymi koncertami, których jak co roku było wiele. Opener nie tylko zadbał o strawę muzyczną, ale także kulturalną. W czasie trwania festiwalu, można było obejrzeć film w ramach cyklu Alterkino, sztukę Nowego Teatru z Warszawy, kobiecą wystawę Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie lub obejrzeć kolekcje zdolnych projektantów na Fashion Stage. Niezmiennie mnie cieszy, że festiwal karmi nas nie tylko samą muzyką.
Jak mówią organizatorzy, dziękujemy za obecność i widzimy za rok!
Zdjęcia: opener.pl