W listopadzie odbył się pierwszy koncert promujący płytę Oliviera A Different Life. Mało brakowało, a w ogóle nie poszłabym tego wieczoru do DZiKa (tak moi znajomi spragnieni są nowych dźwięków), na szczęście w ostatnim momencie udało mi się wyciągnąć nieco chorego kolegę z domu i posłuchać Oliviera na żywo. Co tu dużo mówić, było warto, gdyby nie było, nie czytalibyście dziś tego wywiadu.

Byłam na Twoim koncercie w Dziku, było naprawdę świetnie, przyszło bardzo dużo ludzi.

Cieszę się, że tyle ludzi przyszło, bo przed koncertem nigdy nie wiadomo jak będzie z frekwencją. Oczywiście starałem się promować koncert, aby jak najwięcej ludzi się o nim dowiedziało, ale to mój nowy projekt, więc tym bardziej jestem szczęśliwy, że publiczność była tak liczna.

Jak minęła reszta trasy?

Tydzień temu byłem w Katowicach i Krakowie, właśnie wróciłem z Poznania i Wrocławia. Wszystkie koncerty były bardzo udane, przyszli ludzie, sprzedałem trochę płyt. Graliśmy w bardziej kameralnym składzie niż w Dziku, tylko z dziewczyną na klawiszach. Było świetnie!

Wracając do koncertu w Dziku. Miałeś tam jakieś problemy z dźwiękiem. Osobiście, bym się nigdy nie zorientowała, ale powiedziałeś o tym ze sceny. Zastanawia mnie jak takie sytuacje wpływają na artystę podczas występu.

Zazwyczaj już podczas próby dźwięku wiesz, że mogą być problemy podczas koncertu. Kiedy czekasz na coś bardzo długo, szczególnie jeśli jest to Twój koncert rozpoczynający trasę i promujący płytę, to takie rzeczy są bardzo stresujące. Najgorsze, że jest się wtedy trochę poddenerwowanym, a nie chcesz przenieść tej złej energii na swój występ. Podczas koncertu w Dziku, udało mi się wyłączyć negatywne myślenie i dobrze się bawić, a to jest najważniejsze.

Czyli po prostu zawsze starasz się dać z siebie wszystko?

Tak, staram się tym wszystkim cieszyć i dobrze się bawić. To był świetny wieczór, wiele osób przyszło, a kiedy atmosfera jest dobra, ludzie nie zwracają tak dużej uwagi na idealne brzmienie.

A niektórzy, jak ja, w ogóle tego nie zauważają.

Dokładnie! Właściwie to całkiem sporo ludzi nic nie zauważyło. Dopiero kiedy stoisz na scenie i jesteś bardzo skupiony, wtedy zaczynasz zwracać uwagę na wszystkie szczegóły, których publiczność nie musi koniecznie dostrzec.

Ostatnio udzielasz sporo wywiadów. Jestem ciekawa, czy jest pytanie, którego masz już dość?

Cały czas odpowiadam na pytanie dlaczego mieszkam w Warszawie i co lubię w Polsce, to się staje trochę nudne, zawsze odpowiadam w ten sam sposób, bo powód jest ciągle ten sam. Powtarzam tę samą odpowiedź i zaczynam nudzić samego siebie. Czasem staram się wymyślić jakieś nowe powody, dla których lubię Polskę, żeby to było interesujące również dla mnie (śmiech).

Kiedy występowałeś jako Anthony Chorale powiedziałeś takie słowa: Oczywiście mógłbym użyć swojego imienia, ale ponieważ bardzo lubię pracować w grupie, nie chcę aby cała uwaga skupiała się tylko na mnie, chcę aby uwaga była skupiona na zespole. Co się zmieniło od tego czasu?

Hmm… kiedy zacząłem projekt Anthony Chorale miałem 21 lat, czyli to było jakieś 7 lat temu albo nawet trochę więcej. Nigdy nie chciałem kłaść na to dużego nacisku, to była bardzo kameralna inicjatywa. Całą energię i ambicje skupiałem na très.b, zespole w którym grałem. Przez ten rok zmieniłem perspektywę na to co chcę od muzyki, odszedłem od postrzegania siebie jako części tria très.b, a zacząłem widzieć siebie bardziej w roli niezależnego artysty, między innymi także dlatego, że jako zespół zawiesiliśmy działalność. Decyzja aby wydać nowy album pod moim imieniem i nazwiskiem, to całkiem świeża sprawa. Kiedy album był gotowy, zacząłem niejako nowe życie jako muzyk, spotkałem nowych ludzi, którzy zajmują się tym projektem, podpisałem kontrakt z wytwórnią Lado ABC. Poczułem, że jestem niezależnym artystą i że powinienem wydać album pod swoim nazwiskiem, żeby wszystko było jasne.

Jaka jest Twoim zdaniem największa zaleta w byciu artystą solowym?

Największą zaletą jest to, że możesz decydować samemu o wszystkich elementach projektu, nie musisz iść na żadne kompromisy. W très.b zawsze miałem jakąś wizję, podobnie jak Thomas i Misia. Nasze pomysły się ze sobą mieszały, dlatego efekt końcowy był tylko częściowym spełnieniem wizji każdego z nas. To mnie zawsze trochę męczyło, ale również sprawiało przyjemność, bo robiliśmy to wszystko razem, jako grupa. Teraz jestem szczęśliwy, że mogę stawiać sobie własne cele i dawać z siebie wszystko jako muzyk.

Po tylu latach doświadczenia na scenie, pewnie jesteś już na to w pełni gotowy.

Tak, chyba można tak powiedzieć.

Zauważasz jakieś minusy w samotnym graniu?

Jasne, taką negatywną sprawą jest to, że cała odpowiedzialność spoczywa tylko na tobie. Musisz zmotywować się do ciężkiej pracy na wielu płaszczyznach. Nie chodzi tylko o pisanie piosenek czy granie koncertów, ale także o ogólne pojęcie jak to wszystko działa. Kiedy współpracujesz z innymi, chcesz żeby każdy czuł się komfortowo i miał swoje miejsce, ale też cała praca rozkłada się na więcej osób. Wszystko ma swoje plusy i minusy. Bywa ciężko, ale po tylu latach grania w zespole cieszy mnie poczucie niezależności, na pewno można się dzięki temu rozwinąć.

Porozmawiajmy o Twoim występie w Dzień Dobry TVN. Wielu muzyków, grających muzykę alternatywną nie zdecydowałoby się na wystąpienie w telewizji śniadaniowej. Miałeś wątpliwości czy powinieneś brać w tym udział?

Przeszedłem to już wcześniej z très.b, bo graliśmy w takich programach. Na początku myślałem, że programy tego typu są kiepskie, ale jestem z natury bardzo otwarty, wolę czegoś spróbować przed wydaniem opinii. Panuje kultura nielubienia pewnych rzeczy tylko z zasady, a tak naprawdę jeśli czegoś nie robiłeś, nie wiesz jak to jest. Z très.b próbowaliśmy nawet programów, w których gra się z playbackiem, ale szybko zdałem sobie sprawę, że to zdecydowanie nie dla mnie. Jednak kiedy myślę o graniu w telewizji na żywo, to wydaję mi się, że jeżeli masz szansę zagrać swoją muzykę dla publiczności jakiegokolwiek programu, który ogląda wiele ludzi, a tak jest w przypadku Dzień Dobry TVN, to nie widzę w tym nic złego. Być może nie wszystkim moja muzyka się spodoba, ale wśród widzów znajdą się i tacy, którzy ją docenią. Program może być do dupy, jednak jeśli muzyka jest dobra, to też jakoś podnosi jego poziom. Postrzegam to jako możliwość dotarcia do publiczności, do której normalnie bym nie dotarł. Myślę, że to jest problem wielu artystów, szczególnie tych alternatywnych, mają znacznie mniej możliwości do zaprezentowania swojej muzyki. Jest publiczność dla każdego rodzaju muzyki, tylko pytanie jak do niej dotrzeć, jak się komunikować z ludźmi, którym może spodobać się twoja muzyka. Dzień Dobry TVN był szansą na dotarcie do nowych odbiorców i pokazanie im, że istnieje.

Niektórzy mogą się zastanawiać czy publiczność śniadaniówek, to aby na pewno ta, do której chcesz dotrzeć?

Moim targetem jest każdy kto może zainteresować się muzyką. Nie mam żadnej idei, że tylko określony typ osób, może słuchać mojej muzyki. Są muzycy, którzy nie chcą aby osoba słuchająca na co dzień komercyjnej muzyki, słuchała ich twórczości – dla mnie to zupełnie absurdalne. Wiele ludzi, których spotykam na koncertach, mówi mi jakie zespoły lubią i często nie są to artyści, których sam słucham, ale dla mnie to jest ok, każdy ma swój gust. Jestem pewien, że niektórym widzom Dzień Dobry TVN moja muzyka się podobała, patrząc np. na komentarze pod nagraniem. Lubię łączyć się z ludźmi, którym podoba się to co robię, to główny powód, dla którego warto brać udział w takich programach.

Zgadzam się. Masz bardzo dobre podejście.

Dziękuję.

Na kilka dni przed Twoim koncertem w Dziku, Michał Biela, który towarzyszył Ci na scenie, na swoim fanpage’u napisał: W sobotę zagram na basie na premierowym koncercie Oliviera Heima, który ma fajne piosenki i jest spoko gościem, zupełnie innym niż na zdjęciach. Ale co ja tam wiem o nowoczesnej promocji.

Rozmawialiśmy o tym z Michałem. Moje podejście do promowania muzyki jest zupełnie inne niż Michała, co się zdarza i zupełnie mi nie przeszkadza. Często ludzie, którzy mają bardziej ideowe podejście do bycia muzykiem, są przekonani że muzyka obroni się sama, że nie trzeba jej promować.

Nie zrobiłbym wszystkiego dla promocji płyty, oczywiście też mam swoje granice, ale dla mnie jest jasne, że nikt nie czeka na moją muzykę, nikt nie przeszuka całego internetu, żeby mnie odnaleźć. Jeśli ludzie nie wiedzą kim jestem, to po co mają mnie szukać? Musisz ułatwić odbiorcom dotarcie do twojej muzyki, bo oczywiście możesz ją umieścić online, ale skąd ludzie mają wiedzieć, że ona tam jest?

To właściwie trochę smutne, bo być może znalazłoby się wielu entuzjastów twojej muzyki, ale jeśli nie chcesz jej promować, to wiele osób nigdy się o niej nie dowie. Promocja jest bardzo ważna, dla rozwoju danego projektu i dla samej muzyki.

Myślisz, że można funkcjonować jako artysta bez managmentu?

Myślę, że tak. Nie ma jednego przepisu na sukces. Może jedynie pieniądze, które możesz wpompować w promocję i uczynić wszystko popularnym. Jak długo jesteś szczery sam ze sobą, nie udajesz kogoś kim nie jesteś i nie robisz czegoś co Ci nie pasuje, co mnie też irytuje, to nie widzę żadnego problemu.

Masz jakieś ulubione polskie zespoły?

Na pewno Enchanted Hunters, Pictorial Candi, Jerz Igor, Adam Repucha, Kristen i Better Person, który do tej pory nagrał tylko jedną piosenkę, ale czekam na jego nowy materiał.

Gdybyś mógł stworzyć supergrupę z polskich muzyków, kogo byś wybrał?

Hmm… jest sporo muzyków, których szanuję i cenię, szczęśliwie mam okazję z nimi pracować. Na pewno dziewczyny z Enchanted Hunters są świetne, cały zespół Pictorial Candi jest super, Masecki gra na klawiszach, jest Candi, która ma świetny głos, Tomek Pop jest świetnym perkusistą. Uwielbiam Michała Bielę, robi świetną muzykę. Oczywiście Adam Byczkowski aka Better Person, który grał na basie na mojej nowej płycie. Igor Nikiforow, który gra ze mną na perkusji, jest również niesamowity. Tobiasz Biliński z Coldair, z którym też miałem okazję grać kilka razy. To są Ci najbliżsi muzycy wokół mnie, z którymi kocham pracować. W każdym zestawieniu są świetni.

Twoją płytę masterował Joe Lambert, który był nominowany do nagrody Grammy. Opowiedz jak doszło do tej współpracy?

To był pomysł Michała Kupicza, który wyprodukował moją płytę. Szukaliśmy kogoś kto zrobi mastering, który jest zawsze trudny, bo pomaga sprawić aby dźwięk był zbalansowany. Często jeśli osoba za to odpowiedzialna nie czuje tej muzyki, płyta może brzmieć gorzej niż po miksowaniu, a to zawsze bardzo rozczarowujące, bo poświęcasz czas i pieniądze, aby wszystko było dobrze zrobione. Michał Kupicz słyszał o tym realizatorze dźwięku, który pracował przy świetnych płytach m.in. Cass McCombs, Toro y Moi, The National, czy Dirty Projectors, które były w trochę podobnym stylu do mojej muzyki. Michał po prostu napisał do niego maila pytając czy byłby zainteresowany zrobieniem masteringu tej płyty, wspomniał, że nie mamy dużo pieniędzy, ale bardzo zależy nam na współpracy i Joe Lambert się zgodził. To nie jest takie trudne jak wielu ludziom się wydaje, aby pracować ze znanymi producentami. Oczywiście potrzebujesz trochę pieniędzy, ale nie mówimy tu o nie wiadomo jakich kwotach.

Trzeba po prostu próbować.

Tak, trzeba próbować, nie można się bać. Wielu realizatorów dźwięku, ma sporo dużych projektów, ale może pomiędzy tymi zleceniami mają 1 albo 2 dni przerwy i mogą sobie pozwolić na robienie mniejszych rzeczy, bez żadnej presji, dla mniej znanych artystów.

Może po prostu wierzył w Ciebie i Twoją muzykę i nie robił tego tylko dla pieniędzy?

Może (śmiech). Napisał do mnie na Facebooku, kiedy pracował nad moją płytą, że właśnie masteruje kawałki i bardzo mu się podobają, więc chyba naprawdę je polubił.

Czytałam, że prowadziłeś warsztaty dla dzieci w Zachęcie?

Tak, razem z moją dziewczyną, artystką Zuzą Golińską, która właśnie kończy studia na ASP, robimy warsztaty dla dzieci Słucho Stwory, podczas których łączymy sztukę z muzyką. Na jednym z warsztatów pokazywałem dzieciakom różne instrumenty, zastanawialiśmy się razem jak powstaje dźwięk i dlaczego brzmi w taki sposób. Zuza zajmowała się stroną kreatywną, pokazując jak i z jakich materiałów można wykonać coś co później wydaje dźwięk. Na innych zajęciach dzieci grały na tych zrobionych przez siebie instrumentach i nagrywaliśmy to wszystko na płyty. Później z pomocą Zuzy, tworzyły do swoich płyt oprawę graficzną. Świetnie się bawiłem. Mam nadzieję, że w przyszłości poprowadzimy więcej takich zajęć.

Cudowny pomysł!

Świetny pomysł i świetna zabawa. Dzieci są bardzo zainteresowane i entuzjastyczne.

To dla nich pewnie coś zupełnie nowego?

Zazwyczaj podczas pierwszego kontaktu dzieci z muzyką wszystko jest bardzo teoretyczne, a ja myślę, że bardzo ważne jest aby pokazać dzieciom, że muzyka jest całkowicie wolna i otwarta. Możesz robić co tylko chcesz, nie musisz grać na dobrym instrumencie w odpowiedni sposób, możesz wymyślać melodie jak tylko Ci się podoba. To daje więcej radości niż uczenie się skali cały dzień.

Jakie są Twoje plany na przyszłość?

Chcę się skupić na graniu jak największej ilości koncertów w Polsce i może pojechać też do Niemiec i Holandii.

Myślisz już o jakiś letnich festiwalach?

Tak! Chciałbym zagrać na kilku festiwalach. Mam nadzieję, że w tym roku będzie szansa aby zagrać na Open’erze. Tego lata grałem na OFFie, to też bardzo fajny festiwal. Jest wiele świetnych miejsc. Slot Art Festiwal, gdzie grałem ponad rok temu, to jeden z moich ulubionych festiwali, chętnie bym tam wrócił. Zobaczymy co będzie możliwe.

 

 

zdjęcia:  Zuza Golińska/Magdalena Łazarczyk

rozmawiała: Aleksandra Mleczko