Najważniejsza jest konsekwencja x wywiad z Krzyśkiem Zalewskim

Z Krzyśkiem spotkaliśmy się w dzień premiery jego solowego longplaya Złoto. Na album czekaliśmy 3 lata. Po świetnie przyjętym albumie Zelig dostajemy płytę, która jest świadectwem dojrzałości artysty i niewątpliwie jedną z najlepszych premier tego roku. Gadaliśmy o tym, jak walczyć z patosem, o przyjaźni i o tym, czemu nigdy nie zostanie aktorem. Każdą swoją artystyczną decyzją pokazuje swój niesłychany talent i pokorę. Wszystkich tych, którzy nie mieli jeszcze okazji posłuchać nowych nagrań Krzyśka, zapraszamy na showcase wytwórni Kayax w ramach Europejskich Targów Muzycznych Co Jest Grane, już w tę sobotę o 20:00.

Dziś premiera płyty Złoto. Mogłeś spać w nocy?

Niespecjalnie, ale to z powodu występu w „telewizji śniadaniowej”. Bałem się, że zaśpię, więc nie spałem do trzeciej.

Jakie emocje towarzyszą tym kilku dniom „przed”. Jest stres?

Nie tyle stres, co lęk przed pustką, którą trzeba będzie szybko wypełnić nowymi piosenkami. I znów do roboty (śmiech).

Na jakie reakcje odbiorców liczysz? Da się to jakoś przewidzieć?

Liczę, że po przesłuchaniu płyty przyjdą na koncert. Ja nie umiem przewidywać takich rzeczy. Następuje lekka huśtawka nastrojów, od hurraoptymizmu do wizji pustych sal, pustych ulic i sklepów,radioaktywne deszcze, sceneria w głowie postapokaliptyczna. Staram się studzić emocje i powtarzam sobie jak mantrę, że najważniejsza jest konsekwencja i trzeba spokojnie iść swoją ścieżką a to jest kolejny na niej krok.

Wiem, że sam piszesz teksty piosenek. Jak to jest z intymnością w takiej sytuacji? Nie ma oporu przed dzieleniem się z publiką ciężkimi, prywatnymi tematami? Nie boisz się obnażać emocjonalnie?

Te najcięższe tematy zawsze są trochę zawoalowane, a pisząc o miłości nie wymieniam przecież nazwisk, więc nie mam z tego tytułu problemów. No i znowu się zasłaniam… Tak naprawdę czasem próbuję pisać o czymś zupełnie innym, ale spod ręki wychodzą mi takie a nie inne frazy… Jakbym sam sobie coś chciał powiedzieć. Potem rzeźbię wokół tych fraz. Materiał czerpię ze swoich doświadczeń. Nie umiem pisać historii o Panu X i Pani Y. To w Głowie o zamachu w metrze to szczera prawda. Czytam jednakowoż sporo książek, otaczam się dobrze piszącymi kolegami, więc może nauczę się „bajkopisarstwa”. Czasem boję się, że wpadnę w patos, więc gdy widzę objawy takiej sytuacji wołam na pomoc przyjaciół, by mój tekst „odpatosowili”. Tak było w przypadku bardziej „zaangażowanych” piosenek (Uchodźca i Polsko), gdzie pisałem wspólnie z Michałem Wiraszko i Jackiem Szymkiewiczem (Budyniem).

Klip do piosenki Miłość Miłość, który nagraliście wspólnie z Natalią Przybysz to świetny projekt artystyczny, który został bardzo dobrze przyjęty przez odbiorców. Jak czułeś się w roli performera? Jak przebiegała praca na planie? Performance Mariny Abramović jest bardzo osobisty i – wydaje mi się – bardzo wyczerpujący emocjonalnie. Dało się odczuć na planie teledysku magię i mistykę tej artystki?

Planu bałem się strasznie. Chory byłem już na tydzień przed. Na szczęście okazało się, że sam „happening” jest tak pochłaniający, że zapomniałem o niewygodzie i o kamerach. Były momenty gdy znienacka się rozpłakiwałem, przypominały mi się dawno zapomniane sceny z życia. Myślę też, że po takiej dawce wpatrywania się w siebie nawzajem, jeszcze bardziej się z Natalią zaprzyjaźniliśmy. Chwała Marinie i (reżyserowi) Piotrowi Onopie!

Brałeś udział w różnych projektach muzycznych, grałeś m.in. z zespołami takimi jak Hey, czy Muchy. Czy podczas pracy w tych przedsięwzięciach dojrzewała w Tobie myśl o solowych projektach, pomysły rysowały się w głowie, a muzycy inspirowali?

Cały czas komponowałem do szuflady, ale musiałem dojrzeć do momentu, gdy stwierdzę, że jestem gotowy. I oczywiście wszyscy z którymi grałem inspirowali mnie na swój sposób.

Od finału Idola minęło już ponad 10 lat. Jesteś nadal chłopakiem z talent show? Jak zmieniło się Twoje postrzeganie muzyki przez tę dekadę? W jaki sposób dojrzewałeś jako artysta? Nadal słuchasz tych samych rzeczy, jak wtedy, kiedy miałeś 19 lat?

Rozszerzyłem swoje muzyczne „menu”. To na pewno. Dojrzewałem grając. Najwięcej dały mi występy solowe, kiedy byłem sam na sam z publicznością. Czasem w wielkich salach, częściej w maleńkich klubach. To hartuje charakter. Jest to też świetny test dla piosenek. Jeśli utwór “działa” w wersji mikro, zadziała też z neonami i wodotryskiem.

Twój wizerunek również trochę się zmienił. Nie masz długich włosów, nie widujemy Cię w skórzanych kurtkach. Jak z tym jest?

Próbowałem nawet kiedyś zapuszczać z powrotem, ale nie mogłem przebrnąć przez etap „przejściowy”, a skórę zgubiłem lata temu i jakoś nie znalazłem do tej pory następnej.

Pochodzimy z tych samych stron. Jak wspominasz dorastanie w Lublinie? Wpływa na to, co robisz?

Bardzo zielone osiedla, mnóstwo miejsca do gry w piłkę, do tego piękna Starówka, Teatr Lalki i Aktora, Teatr Osterwy, Szkoła Muzyczna. Dzieciństwo w Lublinie miałem piękne. Czy wpływa? Pewnie w jakiś sposób wpływa. Może troszkę zaciągam, może mam lekko wschodnie podejście do czasu i pieniędzy? Kto wie? Bardziej niż samo miejsce wpłynęli na mnie ludzie. Moja mama, rodzina, przyjaciele i nauczyciele, np. pani Gruszka, która w szkole muzycznej prowadziła chór i zaraziła mnie miłością do śpiewania. Miała pasję, była świetną nauczycielką – koła kwintowego nauczyła mnie w pięć minut i pamiętam do dziś.

Twój tata jest aktorem. Nie chciał, żeby syn poszedł w jego ślady? Wiem, że masz za sobą debiut w filmie. Będziesz kontynuował tę ścieżkę kariery? Jak wspominasz pracę na planie?

Absolutnie nie chciał. To bardzo niepewny zawód. Nie sądzę też, żebym wrócił na plan filmowy. Może kiedyś, jakiś epizod, ale wolałbym w czymś weselszym, a na planie – mało spałem, dużo strzelałem.

Okładka płyty Złoto jest powalająca. Jak powstał ten koncept?

Bardzo dziękuję. A było tak, że Brodka jechała zagranicznym pociągiem z koncertu na koncert i nudziła się przeokrutnie. Wcześniej wysłałem jej kilka zdjęć (autorstwa Yulki Willam), z prośbą żeby pomogła wybrać to okładkowe, bo wiem, że ma świetne oko do takich spraw. Monika wybrała i za pomocą bodaj tabletu, przeprowadziła na nim operację, której finał (po fachowej obróbce przez grafika) znamy jako okładkę Złota. Taka historia.

 

 

zdjęcia: agencja gazeta, materiały prasowe