Miejskie Pszczoły

Fakt wymierających pszczół jeszcze do niedawna nie spotykał się z większym poruszeniem ze strony społeczeństwa. Chociaż część z nas ciągle nie zdaje sobie sprawy z powagi pszczelej katastrofy i utrzymuje stanowisko dość niezobowiązujące, ale jednocześnie bardzo charakterystyczne – Mnie to nie dotyczy. Nic bardziej mylnego. Bez pszczół szybko możemy zniknąć z powierzchni świata.

Z myślą o odbudowie pszczelej populacji w Warszawie powstała inicjatywa Miejskie Pszczoły, której działacze postawili sobie jasny cel – Chcemy, aby w Warszawie hodowla pszczół była czymś oczywistym i rozpowszechnionym. Żeby widok śródmiejskiego dachu i postawionego na nim ula był czymś naturalnym. O pomyśle na Miejskie Pszczoły, ulach na dachach Warszawy i wzlotach bez upadków rozmawiamy z inicjatorem akcji – Wiktorem Jędrzejewskim.

 

Skąd pomysł na taką inicjatywę?

Pszczoła to fascynujące zwierzę. Niby udomowione, ale wciąż dzikie. Zwierzę, którego mechanizmy biologiczne, sposoby komunikowania się, zbiorowego podejmowania decyzji nie są wciąż znane do końca. Jednak to, co już wiemy sprawia, że trudno obok tego przejść obojętnie. Wielkie, sprawnie zarządzane, podejmujące demokratycznie decyzje wspólnoty. Do tego pszczoła to zwierzę szczególnie ważne dla nas ludzi. Zwierzę, bez którego znany nam świat przestałby istnieć i zwierzę, które ma dramatyczne kłopoty związane z naszą ludzką działalnością. Nie są dziś odosobnione głosy naukowców stwierdzające wprost, że jeśli nie zatrzymamy pewnych procesów i działań niszczących liczebność populacji pszczół, to na całych kontynentach za kilkanaście lat przestaną one istnieć jako gatunek. Hodowla pszczoły to taki pomysł, żeby jej pomóc. Można wpłacić 2 zł na szlachetną akcję Greenpeace Poska, ale można iść krok dalej i po prostu zacząć je hodować. Do tego miód! Szukałem od dłuższego czasu miejsca na hodowlę pszczoły. Szukałem na Warmii, na odległym Mazowszu. To jednak absurdalne, aby raz w tygodniu wsiadać w samochód i jechać 400 km –tylko po to, żeby sprawdzić czy u pszczół wszystko w porządku. Po tej refleksji pomysł na hodowlę ich blisko domu po prostu musiał przyjść.

Spotkaliście się z reakcją na Miejskie Pszczoły, która Was totalnie zaskoczyła?

Na początku roku spotykaliśmy się z zarządami wielu wspólnot mieszkaniowych. Proponowaliśmy ustawienie pszczół na dachach zamieszkiwanych przez nich bloków. W zasadzie efekty tych spotkań były marne – bo rzadko udawało nam się przekonać mieszkańców do tego, że jest to bezpieczne, a na pewno nie umieliśmy ich przekonać do legalności tego przedsięwzięcia. To były trudne, ale ciekawe rozmowy – bo pokazywały całą gamę obaw których się często nie spodziewaliśmy. Pamiętam takie spotkanie z pewną wspólnotą w Śródmieściu Południowym. Przez pół godziny przekonywałem że warto. Ze mną siedziały cztery osoby. Przekonywałem, przekonywałem, ja mówiłem dużo, oni milczeli i ja kończąc strasznie obawiałem się ich reakcji. Zapadła cisza. Po chwili odezwała się Pani w dojrzałym wieku mówiąc: Byłam w Tel-Awiwie i tam mają baseny na dachach, skoro oni mogą mieć baseny to my możemy mieć pszczoły, potem jedyny na spotkaniu Pan skomentował pomysł: Mówił Pan o tych brytyjskich odmianach, że bezpieczne i łagodne, ja się nie zgadzam, jeśli pszczoły to tylko rasy nasze, polskie. Na koniec młoda dziewczyna, która cale spotkanie nie odrywała wzroku od ekranu laptopa powiedziała: To niewiarygodne, jak Pan o tym opowiadał wydawało mi się to niedorzeczne, ale grzebię w internecie i widzę, że ludzie to robią na całym świecie. Zaskoczyła nas tez reakcja ludzi w Parku Królikarnia. Ule stoją tam na skarpie wiślanej, pod zabudowaniami pałacu. Nie są dyskretnie ustawione. Widoczne są doskonale. Dołem pod skarpą przebiega parkowa ścieżka prowadząca do dużego placu zabaw. Każdego dnia przemierzają nią pewnie setki dzieci, ich rodziców, dziadków. Sam plac zabaw jest nie dalej niż 100 metrów od tych uli. Wiedzieliśmy, że to bezpieczne, ale liczyliśmy się z tym, że jak pojawia się silne głosy sprzeciwu to jeśli nam się nie uda przekonać ludzi do tego, że to bezpieczne, będziemy musieli te ule usunąć. Nic takiego się nie stało. Podczas przeglądania uli byliśmy nawet pewną atrakcją. Rodziny przystawały i uważnie obserwowały nas i chmurę latających wokół nas pszczół. Uważnie, ale bez strachu i obaw.

Jakie są efekty inicjatywy? Jesteście np. w stanie zweryfikować ile nowych pszczół dzięki Wam pojawiło się na świecie?

Efektem naszej inicjatywy jest przede wszystkim to, że pojawiła się silna grupa osób które chcą zacząć swoją przygodę z miejskimi pszczołami. Chcą je samodzielnie hodować, równocześnie wiedząc o nich tyle, aby było to bezpieczne i przyjazne dla otoczenia. Jesień to nie jest czas na zaczynanie przygody z pszczołami. Liczymy jednak, że ta grupa oraz Ci którzy do niej dołączą już na wiosnę zapszczelą całą Warszawę. Pod naszą opieką w Warszawie znajduje się prawie 1,5 miliona pszczół. To całkiem sporo.

Gdzie obecnie w Warszawie znajdują się miejskie ule?

Jest ich więcej niż mogłoby się wydawać. Do tej pory ich opiekunowie nie dzielili się chętnie informacjami o tym, gdzie się znajdują. Groźba mandatu i potencjalnych kłopotów odstraszała. Wiele uli stoi w pracowniczych ogrodach działkowych, kilka na terenach przylegających do terenów kolejowych, na Ursynowie teren SGGW jest od bardzo dawna pełen pszczół. Stoją w lasach miejskich, stoją na zapomnianych fragmentach Siekierek. Pszczołami interesują się też instytucje kultury. Można zobaczyć pszczoły w Pałacu w Wilanowie i Służewskim Domu Kultury. Ciekawy projekt realizuje we współpracy z nami Muzeum Etnograficzne. Na ich dachu stoi ul bardzo współczesny, ale jednocześnie inspirowany zbiorami muzeum. Opiekujemy się też ulami w Parku Królikarnia. Wreszcie mamy ule w samym centrum miasta. Na Osiedlu Jazdów wśród domków fińskich znajduje się jedna z większych warszawskich pasiek, w której staramy się uczyć zainteresowanych jak hodować pszczoły samodzielnie – i wobec tego miejsca mamy bardzo duże plany. To wspaniałe i fascynujące miejsce – do tego w samym centrum miasta. Wreszcie dachy budynków – my hodujemy pszczoły na rogu Wilczej i Marszałkowskiej, pewien luksusowy hotel, który jest prekursorem miejskiego pszczelarstwa w Warszawie hoduje pszczoły na swoim dachu, tuż koło Łazienek Królewskich. Trudno powiedzieć ile tych uli dziś jest dokładnie – my szacujemy ich ilość na około 300.

Czy poza ulami, macie w planach rozwinięcie pomysłu i wzbogacenie idei?

W tym roku skupiliśmy się na kilku celach. Podstawowym było doprowadzenie do zmiany przepisów zabraniających w Warszawie hodować pszczołę miodną. Udało nam się to. Drugim było ustawienie ograniczonej ilości uli, ale w miejscach udowadniającym niedowiarkom, że może być to fajne i bezpieczne. W parkach, na dachach śródmiejskich kamienic, na budynkach użyteczności publicznej. Trzecim celem było zebranie silnej grupy ludzi którzy chcą pomagać pszczole hodując ją. Wszystkie te cele udało się zrealizować. Plan na przyszły rok to stworzenie w Warszawie Centrum miejskiego pszczelarstwa. Miejsca, gdzie cały czas odbywać się będą szkolenia i warsztaty o tym jak hodować pszczołę. Dla dzieci, dla młodzieży i dla tych nieco starszych. Wykłady i prelekcje o tym jak pszczoła działa i na czym polega jej kłopot. Miejsca, gdzie każdy miejski pszczelarz będzie mógł zawsze znaleźć wsparcie – merytorycznie ale i techniczne. Miejsca, w którym pokażemy nigdy niewyświetlane w Polsce filmy dokumentalne traktujące o pszczołach. Nie jest łatwo samemu bez specjalistycznych i drogich urządzeń wyciągnąć świeży miód z plastra. Chcemy w tym celu użyczyć od miasta jeden z domków fińskich na Jazdowie. Czekamy na decyzje w tej sprawie mając nadzieję na pozytywne wieści.

Z jakimi trudnościami najczęściej spotykacie się w związku z akcją?

Trudności było tak dużo, że trudno o nich mówić krótko. Ważne jest, że udało nam się je przezwyciężyć. Największą trudnością było przekonywanie ludzi, szczególnie urzędników i radnych o tym, że to możliwe i że warto na to przyzwolić, ba nawet wspierać. Nie było to łatwe, ale w końcu właśnie po to jest i była ta inicjatywa.

Jak teraz wygląda sytuacja pszczół? Możemy mieć nadzieję na poprawę ich sytuacji?

Trudno powiedzieć, że sytuacja pszczół na świecie i w Polsce się zmieniła zasadniczo od roku. Ale też nie mamy ambicji, aby mieć wpływ na polskie prawodawstwo, na regulacje dotyczące zakazów stosowania pewnych substancji chemicznych w rolnictwie, nie możemy mieć zasadniczego wpływu na przemysłowych pszczelarzy – aby przekonywać ich skutecznie do rezygnacji z pewnych pomysłów wdrażanych od stu lat – które z jednej strony prowadzą do większej efektywności, większej produkcji – więc i większych zysków. To sprawy dla nas ważne – ale my skupiamy się na idei upowszechniania, szczególnie w miastach hodowli pszczoły. Skupiamy się na tym, aby pojawiali się nowi ludzie, nowe pokolenie które chce pomagać pszczole mając pod opieką wesołą, liczącą kilkadziesiąt tysięcy owadów gromadkę. Opiekując się nią w sposób właściwy i bezpieczny.

Kogo łatwiej jest przekonać do wzięcia udziału w akcji – organizacje pozarządowe, czy zwykłych ludzi? Z kim współpracujecie w celu ratowania pszczół?

Jesteśmy gotowi współpracować z każdym. Najważniejszym dla nas jest jednak wyłapywanie tych, którym w głowie zaświtała myśl: Może bym zaczął hodować pszczołę i takie wspieranie ich w kolejnych krokach, aby ta myśl po roku nie została tylko miłą myślą, ale zmaterializowała się w postaci dwóch uli na dachu swojego bloku, dachu miejsca w którym pracują, w przydomowym ogrodzie.

 

zdjęcia: www.facebook.com/miejskiepszczoly