Marta Mielcarek - najlepszy dyplom ASP [WYWIAD]

Marta Mielcarek, absolwentka wydziału Sztuki Mediów na warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. W tym roku to właśnie jej projekt Inwersja został uznany za najlepszy dyplom ASP w całej Polsce. 

Moja praca dyplomowa Inwersja traktuje o zależnościach pomiędzy jednostką a zbiorowością. Inspirację do pracy stanowił chór grecki – ze względu na wspólnotowość, szyk, unifikację jednostki, uroczystość oraz uniwersalność przekazu. Genezą pracy dyplomowej jest moje wewnętrzne rozdarcie między chęcią przynależności do masy a byciem jednostką manifestującą swoją odrębność.

Mam wrażenie, że artyści często nie potrafią w jasny i przystępny sposób mówić o swoich pracach. To co przyciągnęło moją uwagę przed wejściem do pomieszczenia, gdzie znajdował się Twój projekt, to opis projektu, jasny i łatwy w odbiorze.

Do tej pory tworzyłam trochę mniej konceptualne prace, więc zdawałam sobie sprawę, że pracując nad tym projektem, który ma bardzo wiele warstw interpretacyjnych i jest też trudny w odczytaniu, rzucam się na głęboką wodę. Starałam się jednak, żeby wszystko było przystępne dla każdego i żeby nie był to bełkot intelektualny. Zależało mi, żeby przekaz był dosyć uniwersalny.

Całkowicie Ci się to udało!

Bardzo mnie to cieszy. Moja praca była wcześniej na wystawie najlepszych dyplomów ASP w Gdańsku, gdzie udało mi się wygrać. Tam zdania były bardzo różne, spotykałam się z pozytywnymi reakcjami, ale słyszałam również opinie, że to przerost formy nad treścią.

W swojej pracy dyplomowej poruszasz temat współczesnego człowieka, który z jednej strony ma potrzebę przynależenia do jakieś grupy, a z drugiej strony pragnie być indywidualistą. To jest problem, z którym Ty również się borykasz?

Tak, oczywiście. Każdą swoją pracę na początku zaczynam od siebie, chcę żeby była jak najbardziej autentyczna. Później, to się w pewnym momencie uniwersalizuje, dzięki czemu inni też mogą się z tym utożsamiać. Przy tym projekcie było podobnie, ten problem na początku pojawił się we mnie, zresztą wydaję mi się, że to kłopot, który dotyka wielu początkujących artystów. Jesteśmy jeszcze trochę niepewni siebie, a to jest zawód bardzo nastawiony na indywidualizm, często nawet egoizm.

Wyprzedziłaś moje następne pytanie. Chciałam się spytać czy myślisz, że ten problem w szczególności dotyka studentów uczelni artystycznych?

Na pewno szkoły i zawody artystyczne są bardziej na to narażone, tak mi się wydaję. Ja zawsze z jednej strony chciałam cos osiągnąć i być jednostką indywidualną, a z drugiej strony, zawsze bezpieczniej jednak czułam się w tej masie. Chyba dla naszej psychiki bezpieczniejsze są zawody, które umieszczają nas wśród większej rzeszy ludzi, wtedy też odpowiedzialność za to co robimy jest mniejsza, inaczej się rozkłada.

Jesteś zwolenniczką sztuki dla sztuki, czy jednak artysta swoimi pracami powinien zawsze skłaniać odbiorców do głębszych przemyśleń?

Wspaniale jest kiedy sztuka aktywizuje umysły i sprawia, że ludzie zaczynają mieć jakieś refleksje, ale cieszy mnie również kiedy osoby, które niekoniecznie interesują się sztuką lub które z różnych powodów nie potrafią bądź nie chcą skupić się na problemie, doceniają stronę wizualną mojego projektu. W dyplomie starałam się zawrzeć oba te czynniki. Chciałam aby każdy mógł się czuć na swój sposób poruszony: mechaniką sylwetek czy pewnego rodzaju patosem płynącym z tej pracy, ale równie ważny jest oczywiście ten wkład intelektualny. To chyba najlepsze połączenie.

Świetnie udało Ci się połączyć ze sobą formę i treść. Twój projekt skłania do przemyśleń, ale również strona wizualna robi ogromne wrażenie, szczególnie dźwięk, który było słychać zanim weszło się do pomieszczenia, gdzie znajdowała się Twoja praca.

Dźwięk był bardzo istotny, bo właściwie ta praca bez dźwięku jest martwa, staje się trochę takim ruchomym zdjęciem, obrazem. Dźwięk dogrywałam w Akademii Muzycznej, pracowałam z super dziewczyną Aliną Behnke, która mi pomogła, bo nie byłam biegła w tej sferze. Dopiero kiedy pojawił się dźwięk poczułam, że coś się zaczyna dziać, już tak naprawdę.

Panowie, którzy pilnowali wystawy, musieli się z tym dźwiękiem uporać będąc w pracy cały dzień. Było go słychać na całym korytarzu, więc myślę, że mógł być dla nich momentami bardzo denerwujący (śmiech).

Kim jest modelka z Inwersji, miałaś jakieś kryteria, którymi kierowałaś się przy wyborze odpowiedniej dziewczyny do projektu?

Modelkę do projektu znalazłam dosyć przypadkowo. Wrzuciłam na Facebooku ogłoszenie, że szukam kobiety, która tańczy i ma świadomość swojego ciała. Namiar do Marty Czajkowskiej dostałam od koleżanki. Okazała się nie tylko świetną modelką, ale również i choreografką. Jej wkład w ruch w tym projekcie jest nieoceniony. Marta w tej pracy była takim trochę moim alter ego. Zależało mi na wykreowaniu tej postaci na jednostkę bezosobową, bez żadnych cech szczególnych, aby nie było w niej tej indywidualności. Tak też starałam się dobrać strój. W pracy jest również dużo konotacji z faszystowską estetyką, z próbą unifikacji jednostki, ujednolicenia wszystkich. Marta świetnie się wpisała w ten schemat, chociaż na co dzień jest osobą bardzo charakterystyczną i kolorową, to musiałam z niej te kolory zdjąć, była dla mnie takim czystym płótnem.

Nie kusiło Cię, żeby pojawić się w swoim projekcie?

Myślałam nad tym, dlatego, że też miałam dużo do czynienia z tańcem i ruchem jako nastolatka, więc na początku miałam taką pokusę, ale doszłam do wniosku, że straciłabym wtedy  pewien dystans i nie mogłabym wcielić się w kreatora tej pracy. Potrzebowałam kogoś kim mogłabym dyrygować.

Powiedz nam, czy Ci którzy nie zobaczyli Twojej pracy będą mieli szanse ją gdzieś jeszcze obejrzeć?

Ten projekt startuje teraz w kilku konkursach, niestety jeszcze nie znam ich wyników, więc nie mogę za bardzo nic powiedzieć.

Natomiast wygraną w Coming Out jest wystawa indywidualna w Salonie Akademii w grudniu przyszłego roku z zupełnie innym, nowym projektem. Bardzo się cieszę z tej możliwości, bo nagrody pieniężne zawsze dają mi poczucie niedosytu. Oczywiście można je zainwestować w jakiś nowy projekt, jednak student, który kończy Akademię jest na niepewnym gruncie, dlatego, że staje się również swoim organizatorem. Wcześniej Akademia była trochę takim kloszem, który zapewniał lub umożliwiał kolejne wystawy. Pieniądze dla mnie to coś do zdobycia lub zarobienia, natomiast świadomość, że mam już teraz takie miejsce, w którym będę mogła pokazać swoje kolejne projekty, to wielka mobilizacja na kolejny rok pracy twórczej.

Jestem ciekawa czy coś się już zmieniło po wygranej w Coming Out, odczuwasz większe zainteresowanie swoją osobą, dostajesz propozycje pracy lub wystaw?

Powoli to się zaczyna rozkręcać. Ostatnio miałam spotkanie z jedną galerią, nie mogę za dużo powiedzieć, bo to jeszcze bardzo świeży etap. Tak jak powiedziałam wcześniej, na pewno perspektywa Salonu Akademii mobilizuje do pracy, bo to po dyplomie, kolejna szansa zrobienia czegoś dużego, na swoją skalę.

Podczas studiów odbyłaś staż m.in. w TR Warszawa. Opowiedz nam o tym.

Odbyłam tam staż trzykrotnie, byłam odpowiedzialna za zdjęcia, montaże i nagrania. Robiłam widea z rożnych wydarzeń, czasem też krótkie trailery. Bardzo cenne doświadczenie, ludzie i teatr. Moim opiekunem była Ewa Łuczak, która jest fantastyczną specjalistką i odpowiada za całą TRWizję. To było bardzo ciekawe przeżycie.

Pierwszy staż był zorganizowany przy współpracy z Akademią. Osoby, które były zainteresowane musiały złożyć portfolio. Później TR dokonywał rekrutacji, z tego co pamiętam, przyjęto 4 czy 5 osób.  Ja po pierwszym stażu zostałam na jakieś 1,5 roku.

Prowadzisz również bloga Simple-Story, który jest poświęcony kobietom inspirującym, aktywnym oraz kreatywnym.

Strona działa w wolniejszych momentach mojego życia, bo niestety nie mogę sobie pozwolić, żeby prowadzić bloga regularnie, traktuje go jako hobby. Zawsze bardziej interesowały mnie kobiety, bliżej mi do wrażliwości kobiety niż mężczyzny. Byłam ciekawa nowych spotkań i znajomości, zaczęłam od koleżanek, a potem one polecały mi inne dziewczyny i jakoś wszystko zaczęło się kręcić. Cieszę się, bo platforma ma bardzo pozytywny odbiór, chociaż strona dopiero raczkuje w sieci. Daje mi to dużo pozytywnej energii i jest odskocznią od codziennych obowiązków związanych z pracą i sztuką.

Na blogu publikujesz krótkie filmiki o swoich bohaterkach. Dlaczego zdecydowałaś na taką formę prezentacji wybranych kobiet?

Aparat jest moim naturalnym narzędziem, z którym pracowałam przez całe 5 lat studiów. Obecnie większość aparatów daje możliwość rejestracji filmowej. Wydaję mi się, że ruchomy obraz to bardziej zaawansowana forma przekazu. Jest teraz mnóstwo różnych fotoblogów, które angażują nas na chwilę, a forma krótkiego filmu wymaga od odbiorcy poświęcenia tych swoich cennych 5 minut, w całkowitym skupieniu. Dodatkowo, ta forma jest w stanie bardzo dobrze oddać świat tych dziewczyn, tego co je otacza.

Zamierzasz kontynuować ten projekt?

Tak, chociaż nie wiem na jak długo pozwolą mi na to moje osobiste fundusze, bo blog jest projektem non-profit. Inwestuję w niego swoje pieniądze i czas.

Masz swój ulubiony projekt z tegorocznej edycji Coming Out?

Bardzo podobał mi się projekt Sylwii Popławskiej z konserwacji, która odwzorowała i powołała do życia dziennik Elizy Orzeszkowej, to był bardzo ładny gest.

Istnieje według Ciebie jakiś wartościowy portal , magazyn, który promuje i pomaga młodym artystom?

Do tej pory u mnie tę rolę spełniał mój wydział Sztuki Mediów, który bardzo prężnie, cały czas się rozwija. Ten kierunek chyba w większym stopniu niż inne, przygotowuje studenta, przyszłego absolwenta, aby działać również w biznesie.

No właśnie, sporo studentów ASP narzeka, że Akademia, w bardzo małym stopniu skupia się na stronie biznesowej zawodu artysty.

To chyba zależy od specyfiki danego wydziału, nie wiedziałabym jak przygotować do komercyjnej pracy malarza, który tkwi nadal w takim micie o romantycznym rzemieślniku, chociaż oczywiście można burzyć tę konwencję. Mam kolegów, którzy są absolwentami malarstwa, robią komercyjne murale i świetnie się w tym odnajdują. Mój kierunek jest chyba takim fajnym połączeniem bardzo wielu dziedzin. Na pierwszym roku zaczynaliśmy od rysowania, malowania, podstaw rzeźby, animacji, typografii, projektowania graficznego, fotografii i filmu. W pewnym momencie zaczęły się moje pierwsze kontakty z teatrem, odbyłam dużo gościnnych współpracy i staży, np. w Operze Narodowej, Teatrze Wielkim, TR Warszawa, teatrze Studio czy fundacji Ciało i Umysł. Dzięki wydziałowi Sztuki Mediów miałam też dużo czysto komercyjnych możliwości.

Wydział Sztuki Mediów chyba daje najwięcej możliwości, nie zamyka Was na jedną dziedzinę sztuki. Jest najbardziej uniwersalny.

Tak, zdecydowanie. Wydaję mi się, że z każdym rokiem jest coraz lepiej. Pracownia Działań Przestrzennych pod opieką Mirosława Bałke, u którego robiłam aneks do dyplomu, podróżuje po całym świecie. Pozwala to nawiązywać nowe znajomości. Mieliśmy swoje pierwsze gościnne wystawy czy realizacje pewnych projektów zagranicą. To wszystko daje bardzo dobrą podstawę, aby później działać, nie bać się świata. Na tym to chyba głównie polega, teraz się wszędzie aplikuje, to żmudna praca. Ludzie zapominają, że w dzisiejszych czasach artyści muszą sobie bardzo dobrze radzić również ze stroną formalną tego zawodu, z wypełnianiem różnych wniosków, z opisywaniem swoich projektów. To wszystko też jest bardzo ważne.

Jesteś w stanie wymienić swoją największą zaletę jako artystka?

Hmm… jak już wcześniej powiedziałam, wszystko odnoszę bardzo do siebie i to może być przez jednych uznawane jako niepotrzebny sentymentalizm, a drudzy mogą dostrzegać w tym jakąś wartość.

Druga rzecz jest taka, że ja bardzo wolno myślę, to oczywiście może być traktowane jako minus. Nie jestem bardzo płodną artystką, nie mogłabym robić dwóch projektów miesięcznie. Podziwiam osoby, które mają po 12 wystaw w roku. Ja myślę i pracuję dosyć wolno, ale wydaję mi się, że ta powolność zamienia się często w jakąś wartość. Długo myślę, pracuję, oczyszczam pewne pomysły, ale dostrzegam, że dzięki temu moje projekty mają później lepszy odbiór.

Które galerie według Ciebie warto odwiedzić w Warszawie?

Warszawa pod tym względem coraz bardziej się rozwija, to mnie bardzo cieszy. Jest mnóstwo instytucji państwowych, które na pewno warto odwiedzić: Muzeum Sztuki Nowoczesnej, Centrum Sztuki Współczesnej czy Zachęta, ale są też małe galerie niezależne jak Galeria Propaganda czy Lokal 30. Jest tego bardzo dużo, więc po prostu trzeba chodzić, ładować oko sztuką, kształcić się. Uwielbiam podróżować, chodzić po galeriach sztuki w innych miastach. Kiedy jestem zagranicą zwiedzanie zawsze zaczynam od wizyty w muzeach i galeriach.

Powiedzmy, że ktoś pierwszy raz jest w Warszawie i kompletnie nie wie gdzie szukać ciekawych wystaw. Skąd według Ciebie mógłby zaczerpnąć takich informacji?

Na pewno z prasy czysto artystycznej, fajnym magazynem jest SZUM, który jest na bieżąco z informacjami o wystawach. Jest też OBIEG na stronie Centrum Sztuki Współczesnej, a CSW to taka instytucja, która, mam wrażenie, zaczyna jakoś istnieć w świadomości Polaków, zwłaszcza tych z mojego pokolenia.

 

rozmawiała: Aleksandra Mleczko