EUGENIA WASYLCZENKO: DOMNI-BEZDOMNI

Zastanawiacie się czasem jak pomóc osobom bezdomnym? Dzięki Eugenii Wasylczenko i jej pracy dyplomowej, zrealizowanej w pracowni Krzysztofa Wodiczko na warszawskiej ASP możemy zaopatrzyć potrzebujące osoby w rzeczy, które są im niezbędne.

Projekt Domni-Bezdomni, to instalacja artystyczna, znajdująca się na Placu Dąbrowskiego, gdzie dwunastu bezdomnych mężczyzn ma swoje skrytki. Na ścianie każdej z nich jest kartka, na której potrzebujący piszą swoje imię oraz co najbardziej chcieliby znaleźć w swoim segmencie np. kurtkę, śpiwór czy słodycze. Wspierający akcje mogą wrzucać przedmioty przez otwory znajdujące się nad każdą ze skrzynek, a bezdomni za pomocą specjalnych kluczy otwierają swoje przegródki i odbierają zostawione dla nich rzeczy.

Instalacja Eugenii ma za zadanie przybliżyć nam i pomóc zrozumieć problem osób bez dachu nad głową. Ma również na celu zachęcić jak największą liczbę osób z różnych środowisk do bezinteresownej pomocy, ludziom, którym w życiu wiedzie trochę gorzej niż nam.

Przeczytajcie, co sama autorka projektu powiedziała nam na temat swojej instalacji.

 

Projekt Domni-Bezdomni to bardziej instalacja artystyczna czy społeczna inicjatywa?

Wydaję mi się, że jest to coś pomiędzy. Jest w tym na pewno pewien pierwiastek sztuki, ale jest w tym także społeczna inicjatywa. Pasuje mi tu pomysł Josepha Beuysa na rzeźbę społeczną, projekt zainicjowany przez artystę, który jednak ma coś zmienić na świecie.

Dlaczego wybrałaś akurat problem bezdomności?

Ten problem zawsze mnie mocno dotykał, było parę sytuacji, które mocno mnie uderzyły. Kiedyś na przykład mój chłopak spotkał bezdomnego, wywiązała się z tego interesująca rozmowa. Okazało się, że spotkany bezdomny był kiedyś profesorem filozofii na polskim, a potem niemieckim uniwersytecie. Wynika z tego, że tak naprawdę taki los może spotkać każdego z nas, czasem wystarczy, że coś niespodziewanego stanie się w naszym życiu, śmierć bliskiej osoby, długi czy nagła strata pracy. Mam wrażenie, że mam dobrze w życiu, pieniędzy brakuje mi najwyżej czasem pod koniec miesiąca, mam kochającą rodzinę, super znajomych i przyjaciół. Mam też takie mocne poczucie, że trzeba się po prostu dzielić tym swoim „dobrze” z tymi, którzy tego nie mają.

Ile czasu minęło od pomysłu do realizacji instalacji?

Od pomysłu do realizacji projektu minął cały rok akademicki. Długi czas zajęło mi zaprojektowanie kształtu instalacji, bardzo ważna była jej funkcjonalność, np. elementy, do których ludzie mogą wrzucać rzeczy.

Co było najtrudniejsze przy realizacji projektu?

W sumie każdy etap był dość trudny, tak naprawdę każdą z tych rzeczy robiłam od początku do końca po raz pierwszy. Na pewno trudne było szukanie ludzi, techniczne opracowanie projektu, stresujące było też czekanie na decyzję czy będę mogła postawić mój projekt w przestrzeni publicznej.

Miejsce, gdzie stoi instalacja jest przypadkowe czy ma ono jakieś szczególne znaczenie?

Często tamtędy przechodziłam i stwierdziłam, że to idealna lokalizacja dla projektu. Jest to miejsce spotkań mieszkańców pobliskich bloków, ale również plac, przez który codziennie przechodzi wiele przypadkowych ludzi.

W jaki sposób znalazłaś uczestników akcji Domni-Bezdomni?

Uczestników projektu znalazłam w jadłodajni na Miodowej. Na początku podeszłam do dwóch osób, które poleciły mi kolejnych znajomych.

Czy były jakieś kryteria, którymi kierowałaś się podczas wybierania ochotników do projektu?

Zależało mi, aby znaleźć osoby, którym naprawdę da się pomóc i które naprawdę chcą coś zmienić w swoim życiu. Znalezione przeze mnie osoby, to trochę takie spełnione marzenie o idealnych uczestnikach projektu. Wszyscy są naprawdę dobrymi ludźmi, bardzo zaangażowanymi w projekt. Niektórzy z nich z własnej woli pilnują instalacji, dbają o nią, w razie potrzeby naprawiają.

Spodziewałaś się takiego zainteresowania ludzi i mediów Twoją instalacją?

Jest to dla mnie bardzo miłe zaskoczenie, nie miałam żadnych konkretnych oczekiwań. Cieszę się z tego zainteresowania. Jest mi bardzo miło, że odbiór projektu jest tak pozytywny i trochę dziwi mnie tak mała ilość negatywnych opinii. Póki co korzystam z tego, że mam szanse opowiedzieć o nim w różnych mediach, zrobić jak najwięcej szumu, który sprawi, że ta siatka połączeń się powiększy. To nie tylko autopromocja mnie jako artystki, ale przede wszystkim chęć dotarcia do jak największej liczby osób, które mogą pomóc. Teraz cisnę, bo wiem, że zainteresowanie medialne przelewa się na zainteresowanie ludzi.

Czy liczba publikacji o Twojej inicjatywie przekłada się na realną pomoc, ilość rzeczy zostawianych w skrzynkach?

Tak, panowie dostają wiele rzeczy, zainteresowanie jest duże. Nie ukrywam, że największym wsparciem są propozycje pracy czy dachu nad głową, które naprawdę mogą zmienić czyjeś życie. Niedawno zgłosiła się do mnie grupa architektów, z którą będziemy realizować projekt schronienia dla jednego z Panów. Prawdopodobnie niedługo nastąpi zmiana uczestników, wymyślili ją sami bezdomni, niektórzy panowie już otrzymali pomoc, na którą liczyli, na swoje miejsce polecają kolejne osoby.

Przeciwnicy akcji mówią, że nie motywuje ona bezdomnych do samodzielnego podjęcia decyzji o zmianie w ich życiu, że ich rozleniwia. Co Ty na to?

Wtedy mówię, że przecież te osoby nie chcą tylko jedzenia, kosmetyków czy środków czystości, ale przede wszystkim zależy im na znalezieniu pracy i domu. Jutro będę kręcić filmiki z panami, w których będą mówić, że potrzebują działki do mieszkania w zamian za pracę. Powiedzą, co mogą robić dla danej osoby, wspomną też o swoich ograniczeniach. Musimy np. pamiętać, że posiłek w jadłodajniach dla bezdomnych nie jest wydawany przez cały dzień, więc nawet, kiedy bezdomny znajdzie prace, ciężko jest mu ją pogodzić z codziennym życiem, nie raz musi wybierać: praca albo ciepły, darmowy posiłek.

Czy Twoje podejście do ludzi bezdomnych zmieniło się od czasu zrealizowania projektu?

W pewnym stopniu tak, poznałam „kulisy” ich życia. Jest wiele poziomów bezdomności. Niektórzy są na samym dnie, to osoby, które potwierdzają negatywny stereotyp o bezdomności, ale „moi” panowie na pewno odcinają się od niego, nie piją, potrafią się ogarnąć, są po przejściach i traktują tę akcję jako okazje do poprawy swojego życia.

Jak udał się piknik w Parku Skaryszewskim, podczas którego chętni mogli się spotkać z uczestnikami projektu?

Panowie byli bardzo zadowoleni ze spotkania i jedzenia. Te osoby mają ogromną chęć porozmawiania z innymi ludźmi, spoza środowiska bezdomnych. Wszyscy są świetnymi rozmówcami, mają wiele dających do myślenia historii do opowiedzenia i są po prostu fajnymi ludźmi. Nawet jak przychodzę na Plac Dąbrowskiego w słabszym humorze, to oni zawsze potrafią mnie podbudować. Czuję od nich bardzo dobrą energie i wdzięczność. Na pewno planuję kolejne edycje pikników.

Masz już w głowie pomysły na kolejne projekty?

Pomysłów artystycznych od zawsze mam bardzo dużo, ale na razie chcę żeby ten projekt się rozwinął. Teraz celuję we Wrocław, bo jestem z okolic i mam tam wielu przyjaciół. Widzę spore zapotrzebowanie na taką akcję w innych miejscach, ludzie piszą jakieś dziesięć wiadomości dziennie z nazwą miasta, w którym chcieliby zobaczyć podobny projekt. To co się dzieje teraz, to dla mnie okres testowy, żeby w przyszłości nie powtarzać tych samych błędów, wyciągnąć odpowiednie wnioski.

Rozmawiała: Aleksandra Mleczko

zdjęcia: fanpage Domni-Bezdomni