Dźwięki z walizką w tle x wywiad z zespołem SONAR

fot_Pawel Zanio
11 / 12
Muzyka SONARA to wysublimowane i ambitne połączenie chilloutu, elektroniki i artpopu. Półtora roku po debiutanckich „Pętlach” zespół wraca ze świetnym materiałem przesiąkniętym wakacyjnym brzmieniem, atmosferą podróży oraz opowieściami wypełnionymi słońcem, plażą i przyjemnościami smakowanymi powoli. Sam wywiad jest redagowany w Port Barton na Filipinach, które polecił nam nikt inny jak Sonar Soul, założyciel zespołu. To w tym magicznym miejscu powstał teledysk do utworu „Lżej” promujący album „TORINO”, o którym mam przyjemność rozmawiać z Leną i Łukaszem na 12 godzin przed ruszeniem w podróż dookoła świata.

A: Sonar to projekt czy pełnoprawny, współpracujący ze sobą zespół?
Lena i Łukasz: Zdecydowanie zespół.
L: Jest nas czworo. W głównym składzie grają: Łukasz, Artur Bogusławski (pianista), Rafał Dutkiewicz (perkusista) i ja na wokalu.
Ł: Częścią zespołu jest również Przemek (Dred), nasz świetny akustyk. Ponadto poza muzycznie pomagają nam: Gwidon (światła) i Marcin (stylizacja).

A: Kto zebrał cały skład?
Ł: To chyba ja:)
L: Jak przystało na XXI wiek, poznaliśmy się przez Internet.
Ł: Był moment kiedy zacząłem szukać wokalistki do składu. Cisnąłem te wszystkie programy, przeglądy, talent shows. Powoli traciłem wiarę, że to się uda. Po ponad miesiącu prób stwierdziłem: „poddaję się, zrobimy projekt instrumentalny”. Groszek – szef wytwórni U Know Me Records równolegle do mnie prowadził poszukiwania i któryś z jego znajomych przypomniał sobie o Lenie i jej występie w programie The Voice of Poland. Kiedy tylko poznałem próbkę jej głosu i osobowości pomyślałem: „to się może udać”.

A: Czyli zespół powstał w momencie, w którym pojawiła się w nim Lena.
Ł: Tak, zdecydowanie. Wcześniej jako Sonar Soul wydałem płytę, na której wokalnie udzielało się wielu gości, m.in. Novika, Paulina Przybysz, Justyna Święs. Graliśmy już na tym etapie z Rafałem i koncertowaliśmy z Pauliną. Ten projekt nie mógł się jednak rozwinąć, ze względu na inne plany Pauliny. Ja miałem od zawsze marzenie, by mieć pełnoprawny zespół i budować coś od początku, aby stał za nim głos i twarz konkretnej osoby, kogoś kto na stałe będzie reprezentował zespół. Tylko w takich okolicznościach band może się naturalnie rozwijać.
L: Spotkałam się z Grohem i z Łukaszem i na początku byłam przekonana, że chodzi o muzykę elektroniczną w stylu duetu RYSY, który Łukasz współtworzył. Posadzili mnie przed głośnikami i przez 40 min słuchałam całego materiału z pierwszej płyty. Usłyszałam rzeczy, których się nie spodziewałam jazz, smyczki, akustyczne instrumentarium.

Ł: Lena wyszła ze spotkania i nic nie powiedziała 🙂
L: Potem jednak stwierdziłam, że spróbuję i tak powstała „Vaga”, nasz pierwszy wspólny numer. Wcześniej robiłam głównie covery na YouTubie, bawię się również w produkcję.

foto: Rafał Jarzombkowski

foto: Rafał Jarzombkowski

A: Jak wspominasz udział w programie The Voice of Poland?
L: Poszłam do tego programu po to by poznać ludzi, zdobyć kontakty i rzeczywiście tak się stało, bo między innymi dzięki Voice’owi trafiłam na rodzinę U Know Me Records. Idąc do programu, zależało mi jedynie na tym by jak najlepiej wypaść podczas przesłuchań w ciemno. Program oglądają miliony ludzi. Nie jest to tylko przesłuchanie przed czterema jurorami, ale również szansa na to, że ktoś taki jak Łukasz, będzie zainteresowany współpracą.

A: „Torino” to Wasz drugi wspólny album. Jak wyglądały Wasze przygotowania do projektu, nie mam tu na myśli samej muzyki, ale podejścia do tego materiału, do jego promocji. Czego nauczyliście się przy pierwszej płycie i jak to ewaluowało.

L: Stworzenie tej płyty wychodziło nam bardzo organicznie i spontanicznie. Faktycznie nauczeni doświadczeniami przy pierwszym albumie, postanowiliśmy się bardziej przygotować do samej promocji materiału i zadbać o to, by usłyszało go więcej osób.
Ł: Wcześniej ustawialiśmy sobie pewne deadline’y i potem goniliśmy mocno. Ta płyta powstała stosunkowo szybko. Dokładnie rok czasu trwało od powstania koncepcji do usłyszenia finalnych masterów. W styczniu były pierwsze szkice, a dosłownie w Sylwestra mieliśmy ją skończoną. Minęło już trochę czasu, zrobiliśmy sesję zdjęciową. Nawiązaliśmy kontakt z magazynem ELLE.  Rozesłaliśmy płytę do wielu znajomych, do środowiska by zobaczyć jaki jest feedback.
L: My mamy z tym materiałem bardzo bliski kontakt i ciężko nam na niego spojrzeć świeżym okiem.

Ł: Dobrze, że to zamknęliśmy i przez jakiś czas mogliśmy poczuć się w roli odbiorców tej muzyki. Czekaliśmy na komentarze dopływające od innych i przygotowywaliśmy się do działań promocyjnych. Obok robienia muzyki, całe tworzenie tej otoczki jest równie fascynujące i twórcze. Dzisiaj odbiorcy oczekują  bezpośredniego podejścia. Każdy chce tego by artysta robił muzykę dla niego, podał mu ją do ręki, najlepiej wytłumaczył o co w niej chodzi. Skrócił się dystans między muzykiem a odbiorcą.
L: Mamy nadzieję skracać ten dystans i spotykać się z Wami na koncertach.

foto: Rafał Jarzombkowski

foto: Rafał Jarzombkowski

A: Sama płyta, a przynajmniej pierwsza jej część, to bardzo przyjemny instrumentalny chillout. Muzyka, która zabiera nas w wymarzone miejsca i jest idealnym tłem do życia w stylu #wanderlust. Nagle przychodzi zmiana tempa i ma się wrażenie, że jest się na świetnej imprezie. Może „Torino” jest jak długa podróż, podczas której można zwolnić, odpocząć a potem zebrać siły na coś co nowe i nieznane? Głos Leny jest bardzo narracyjny przez co ja odebrałam cały album jako opowieść, a nie zbiór różnych utworów. Bardzo się cieszę, że znowu na polskiej scenie powróciło zamiłowanie do melodii i wykorzystanie żywych instrumentów.

Ł: Mnie inspirują takie zespoły jak Caribou, Mount Kimbie, The XX czy producenci jak Four Tet czy Nicholas Jaar. Ci artyści tworzą bardzo współcześnie brzmiące, świetnie wyprodukowane rzeczy, ale pozostawiają bardzo dużo przestrzeni na przypadek i niedoskonałość, która jest piękna i bardzo ludzka. Uwielbiam zapisywanie pierwszych wrażeń, emocji, dużo rzeczy nagrywam od razu z efektami co uniemożliwia ich późniejszą edycję. Chodzi o uchwycenie magii chwili, a niekoniecznie siedzenie i rozgrzebywanie, zastanawianie się: „czy ta wersja jest lepsza”. Ważne jest stworzenie odpowiednich warunków do tworzenia a potem zatopienie się w tym i możliwie szybkie odkładanie pomysłów.

L: Część wokali wykorzystanych na płycie zostały nagrane przy pierwszym podejściu.
Ł: Mimo, że były nagrane pokątnie na dynamiku w Turynie to zostawiliśmy pierwotne wersje. Było tak chociażby w przypadku utworu „Lost and Found”

A: Dlaczego Turyn? Czy samo miasto, jego klimat, architektura, położenie wpłynęły finalnie na ten materiał?

Ł: Przy okazji pierwszej płyty mieliśmy bardzo silną koncepcję i łatwiej było nam opowiadać o założeniach i inspiracjach. Jedyne założenie jakie mieliśmy w przypadku tej płyty, to wsiąść w samochód i pojechać do mojego przyjaciela Maćka, który mieszka w Turynie.

L: Maciek był na tyle kochany, że ugościł nas przez cały miesiąc.
Ł: Załadowałem całe auto po dach sprzętem i pojechałem. Na miejsce dotarłem sam. Lena doleciała do Mediolanu kilka dni później i tak cały luty w zeszłym roku spędziliśmy na twórczych wakacjach. To był wspaniały czas. Dużo dobrego włoskiego jedzenia, imprezy, wino.
L: Ja też starałam się podczas tego wyjazdu nagrywać vlogi. Teraz kończę je montować. Większość szkiców, które zdefiniowały tę płytę, powstały w tym miejscu.

Ł: Pojechaliśmy do Turynu we dwójkę, a już po powrocie do Polski dograliśmy Artura i Rafała. W przypadku tej płyty system pracy był taki że pomysły wyszły od naszej dwójki a potem dograliśmy chłopaków, którzy dodali do materiału wirtuozerii i żywego sznytu. Miewałem podczas tego wyjazdu niedosyt, że tak mało pracujemy. Faktycznie przez cały ten włoski klimat pracowaliśmy na miejscu może 20 godzin, a mimo to powstało kilkanaście mocno rozwiniętych szkiców. Po prostu najlepsze pomysły wychodzą spontanicznie i powstają szybko.
L: Potem podczas wakacji wyjechaliśmy za miasto do chatki na Mazowszu gdzie dogrywaliśmy kolejne rzeczy. Zarówno podczas pierwszego jak i drugiego wyjazdu najlepiej sprawdziły się pierwsze nagrania i pierwsze wieczory. Potem zostaje czas na relaks.
Ł: To magia w powietrzu w innym miejscu. Moment, w którym zmieniasz otoczenie.
L: Chociaż w Turynie jest straszny smog, więc od tego nie uciekliśmy. Miasto jest położone w dolinie, ale jest piękne, studenckie, bardzo zróżnicowane, każda dzielnica jest inna.
Ł: Włochy mają w sobie coś lekkiego w tej atmosferze dolce vita, szybko absorbujesz ten luz, momentalnie wchodzisz w ten tryb, nie musisz się spinać. To wszystko wpłynęło na tę płytę. Słońce działa na kreatywność.

A: Słuchając tej płyty mam wrażenie, że udałam się w podróż. Może jest to dla mnie w tym momencie to czym żyję, ale faktycznie tak jest. Czuję ten mega luz, który mieliście podczas tworzenia. Nie jest to materiał bezpośrednio i mocno osadzony z tym co dzieje się na naszym podwórku. Które utwory z płyty są Wam najbliższe?

L: Dla mnie to będzie „Lost and Found”. Jest to mój pierwszy tekst po angielsku, który napisałam dla SONARa. Za teksty na pierwszej płycie był odpowiedzialny Mateusz Holak. Przy „Torino” zaprosiliśmy więcej osób do współpracy i pomimo to, że tak dużo osób udzielało się tutaj tekstowo, to wydaje mi się, że zachowaliśmy spójną całość. Czuć w niej przeważający motyw ucieczki.
Ł: Cieszę się, że tak odbierasz Torino. Zawsze starałem się tworzyć rzeczy współczesne ale niekoniecznie osadzone w aktualnej modzie. Lubię muzykę, która podobnie jak dobry design starzeje się w piękny sposób i nic nie traci słuchana za pół roku albo za pięć lat. Kocham albumy, do których mogę wracać po latach, odkrywać je na nowo. Przywołują wspomnienia z czasów kiedy ich słuchałem. Osobiście uważam, że obok nietuzinkowej produkcji i emocji to właśnie ponadczasowość muzyki stanowi o jej wartości.

foto: Rafał Jarzombkowski

foto: Rafał Jarzombkowski

A: Gdybyście mieli za pół roku/rok siadać do kolejnego materiału to jaki kierunek chcielibyście obrać?

L: Mi w głowie jawi się spontanicznie Skandynawia. Chciałabym zobaczyć te rejony. Bardzo mnie inspirują ostatnimi czasy, ale byłoby zimno, więc może warto się zastanowić.
Ł: Mnie też od zawsze kręciła Skandynawia. Myślę, że specyfiką polskiej muzyki jest fakt, że znajduje się w rozkroku pomiędzy zachodem a północą. Ta nostalgia i liryzm są bardzo odczuwalne.
L: Północny Pop jest taki …
Ł: Wyszukany
L: …ale też taki „in your face”, mocny.
Ł: I zawsze doskonale wyprodukowany.
L: Włochy jeżeli chodzi o atmosferę są super, ale naszym zdaniem współcześnie niewiele mają do zaoferowania muzycznie.
Ł: Pamiętajmy jednak, że ja bazuję na samplach. Łatwiej jest oddać charakter danego kraju kiedy korzystasz ze starych nagrań z tego miejsca. W Turynie spędzałem czas głównie w antykwariacie z winylami. Wszyscy mnie tam znali. Przychodziłem ze swoim przenośnym gramofonem, stąd cała masa sampli na Torino jest zaczerpnięta z italo disco. To czuć, mimo że ta muzyka sama w sobie jest dość mocna. Zbudowałem swoje studio w taki sposób by móc je spakować w plecak i nagrywać gdziekolwiek.  Wystarczy komputer, karta dźwiękowa, słuchawki, gramofon i gotowe. Bardzo dużo rzeczy przywiozłem z Japonii gdzie koncertowałem z Rysami. Masę czasu spędziłem tam w sklepach z winylami. To jest kraj, który ma niezwykle bogatą kulturę muzyczną i który kocha polską muzykę. Mówię… pakujemy się przyjeżdżamy do Was i nagrywamy. Może Australia?

A: Zapraszamy.
Ł: Super kiedy możesz oddać klimat danego miejsca. Techniczne niuanse doskonale wyposażonego stacjonarnego studia ustępują miejsca pewnego rodzaju subtelnościom. Motyw ciszy i suszy na pustyni czy inna wilgotność powietrza ma wpływ na dźwięk. Im więcej siedzę w muzyce tym bardziej uważam, że najlepsze są proste rozwiązania. Łączenie podróży z możliwością nagrywania jest moim odkryciem i celem na najbliższe lata. Można wprowadzić się w ciekawy stan, odkryć magię, przetłumaczyć dźwięki otoczenia na muzykę.

A: Lena a Ty z czego czerpałaś, jakiej muzyki słuchałaś zanim pojawił się SONAR w Twoim życiu?
L: W gimnazjum słuchałam dużo trip hopu i indie, póżniej przeszłam przez fazę Florence and The Machine, a po niej przyszedł czas na australijskich producentów takich jak Chet Faker czy Flume. Faker zachwycił mnie tym, że jest zupełnie sam na scenie. Przez niego ściągnęłam pierwszy program do produkcji muzyki. Uwielbiam też rap i hip hop. Kiedyś też tańczyłam stąd blisko mi do czarnej muzyki.

A: Jakie plany wiążecie z tą płytą?
Ł: Przy okazji tego materiału skoncentrowaliśmy się na podstawowym składzie i chcemy z niego wycisnąć jak najwięcej mocy na scenie. Jest więcej tanecznych kawałków, motorycznych i transowych – to sprzyja nieskrępowanej imprezie. Tak więc gorąco zapraszamy na nasze koncerty. Ponadto w przygotowaniu kilka teledysków. Obserwujcie SONAR, będzie się u nas w najbliższym czasie dużo działo! 

Dziękuję Wam za rozmowę.

 

Rozmawiała Aga Strzałkowska