Baasch: spojrzenie w głąb siebie - wywiad

Płyty Corridors miałam przyjemność posłuchać po raz pierwszy kilka tygodni przed premierą. Od tamtego momentu mnie nie opuszcza. Głęboki, seksowny wokal i muzyka, która działa jak magnes. Dawno nie było w Polsce kogoś takiego jak Baasch. Kogoś, kto jest młody, cholernie uzdolniony i pewny tego, co chce robić. Życzę sobie i Wam tego, by Bartek nie przestał tworzyć takiej muzyki. Panie, Panowie, przed Państwem Baasch.

 

Przylgnęła do ciebie łatka pesymisty, który pisze dołujące i mroczne piosenki. Naprawdę taki jesteś?

Nie, nie jestem, ale rzeczywiście dużo osób mnie o to pyta. Oczywiście mnie się nie wydaje, żeby moja muzyka była przesadnie mroczna, ale może ta granica mi się po prostu odrobinę przesunęła? To, że te piosenki są takie, a nie inne, wynika z tego, że piszę w specyficznych momentach.

Taaak, słyszałam o tym.

Naprawdę jest tak, że muzyka zawsze pełni jakąś funkcję dla autora. Nie zastanawiam nad tym, czy ta piosenka ma być smutna czy wesoła. W muzyce kręci mnie szorstkość i chropowatość.

To słychać na płycie.

Takiej muzyki też słucham. Obcując z muzyką innych artystów, nie czuję, żeby mnie to dołowało, czy powodowało, że nienawidzę świata.

Przesłuchałam twojej płyty kilka razy pod rząd, jednocześnie czytałam krótkie wywiady czy opisy twoich działań artystycznych: że jesteś muzykiem dołującym, że emanujesz negatywnymi emocjami. W moim odczuciu w ogóle tak nie jest. Nastawiałam się na to, że będę po odsłuchu w totalnym dole, a tu ot, niespodzianka. Zdarzyło się odwrotnie, byłam bardzo pozytywnie naładowana.

To kwestia tego, czego słuchają na co dzień osoby, które tak odbierają tę płytę. Jeśli słuchają czegoś zupełnie innego, to kontrast faktycznie jest odczuwalny, mogą uważać, że moje nagrania są mroczne lub hałaśliwe. Jestem ciekawy, jaki będzie oddźwięk, kiedy ludzie przesłuchają całą płytę. Nie zastanawiałem się nad tym na etapie tworzenia, natomiast teraz czekam na opinie. Myślę, że płyta jest dość energetyczna i nie sądzę, żeby powodowała stany depresyjne (śmiech).

Miałam taki obraz – chodzisz po mieście, wyalienowany, obserwujesz wszystko z boku i z miasta czerpiesz inspiracje. Wiesz, gość, który chodzi ulicami, obserwuje i słucha – tworzy. Jesteś zakorzeniony w Warszawie, czy jest ona dla Ciebie źródłem inspiracji?

Każde miejsce, w którym się jest, jest źródłem inspiracji. Warszawa jest mi bardzo bliska i większość tej muzyki powstawała właśnie tutaj. To, że miałaś taki obraz mnie, gdzieś szwędającego się po ulicach w słuchawkach, może wynikać z tego, że ta płyta jest introwertyczna. O ile energia na koncertach jest bardziej „do ludzi”, o tyle tworzenie tej płyty było spojrzeniem w głąb siebie. To nie jest tak, że te teksty są zapisem 1: 1 moich doświadczeń, ale są zbiorem obserwacji, przefiltrowanych przeze mnie. Teksty piszę dość spontanicznie, słowa wpadają mi same podczas tworzenia melodii, nigdy nie zakładam sobie wcześniej konceptu piosenki. Słowa wpadają, tak samo melodia, a potem na bazie tych szczątkowych słów zaczynam budować treść.

Dokładnie tak sobie to wizualizowałam, słuchając albumu.

Zawsze wydaje mi się, że muzyka „piszę się sama”, to się po prostu dzieje. Tak samo te teksty –  w dużej mierze napisały się same. Oczywiście ze słowami jest trudniej, bo są mniej abstrakcyjne niż muzyka. Z muzyką dzieje się to bardziej samoistnie.

Myślałeś o tym, żeby nagrywać po polsku?

Wiesz co, myślę, że kiedy zacznę śpiewać po polsku, to będzie moment, kiedy będę miał trudności z tym, żeby wyrazić moje myśli po angielsku. Wydaje mi się, że język angielski jest uniwersalnym językiem muzyki, to zupełnie naturalne dla mnie środowisko muzyczne. Być może dlatego, że zazwyczaj słucham muzyki, w której teksty śpiewane są po angielsku. No ale jasne, nie wykluczam opcji polskiej.

Umówmy się – angielski opanował nasz język codzienny, wystarczy policzyć, ile wyrazów angielskich wtrącamy w rozmowach. Ktoś kiedyś nawet zwrócił mi uwagę, jest tyle słów po polsku, których mogę używać zamiast, ale dla mnie angielski jest pojemniejszy, są słowa, których nie przetłumaczysz dosłownie na polski.

Są też sytuacje, pojęcia, w których bardziej pasują angielskie wyrażenia, które znamy z zachodniego świata, jakoś tak wędrują do nas naturalnie. Słuchamy muzyki zachodniej, inspirujemy się nią, więc tworzenie po angielsku jest dla mnie naturalne. Chyba więcej bym się namęczył, żeby to potem przełożyć na polski. Nie czuję, żebym wysiłkowo tłumaczył coś na angielski – słowa wpadają same.

Wrócę do tego, o czym gadaliśmy off the record. Ostatnio jest dużo synth –  popowego brzmienia na rynku, ciekawe jest to, że – dzięki Bogu – Ty, mimo że pozostający w tym nurcie, brzmisz zupełnie inaczej, świeżo. Przykładałeś do tego dużą wagę? Wiesz, żeby nie usłyszeć, że to po raz kolejny coś, co już było.

Płytę tworzyłem, bez żadnych deadlinów. To nie była żadna świadoma, wykalkulowana decyzja, żeby ta płyta była „inna”.  Spotykałem się wcześniej z sytuacjami, kiedy ta muzyka nie była rozumiana przez ludzi. W Nextpopie podoba mi się to, że Robert ją zrozumiał, zastanawiałem się, czy będzie zainteresowany moją płytą. Okazało się, że to był strzał w dziesiątkę. To, że płyta jest inna – odbieram jako komplement.

Pierwszy raz usłyszałam Cię na żywo na koncercie Rubber Dots w Kulturalnej, zremiksowałeś ich utwory. Kiedy zaczęliście z Anką śpiewać, to odczucie było jedno – dopełniłeś ich muzykę swoim wokalem i tym, co robisz na scenie. To było zajebiste – idealnie zamknięta kompozycja. Współpraca z innymi muzykami inspiruje, nakręca do dalszych działań?

Otworzyłem się na to niedawno. Dotychczas robienie muzyki było czymś tak osobistym i bez jakichkolwiek planów na przyszłość, że początkowo nie wyobrażałem sobie, że mogę to robić z kimś. Rezerwowałem sobie koncerty jako taką okazję do zrobienia czegoś w towarzystwie, bo to jest bardzo twórcze. Samo robienie muzyki było dla mnie bardzo indywidualne, teraz czuję, że otworzyłem się na innych. Zremiksowałem w zeszłym roku dwa utwory innych wykonawców, teraz zaprosiłem do kolaboracji wokalistkę BOKKI.

Pewnie wszyscy Ci zazdroszczą, że pracowałeś z nią w studio i wiesz, kim jest.

Zawiodę Cię – wszystko odbywało się mailowo (śmiech). Myślę, że kolejna moja płyta będzie bardziej kolektywna. Corridors musiało być takie „moje”, wynikało to z tego, co działo się w mojej głowie.

Myślałeś kiedyś o poruszaniu się w innych gatunkach muzycznych?

To wynika zawsze z tego, co ci w duszy gra i co cię inspiruje. Wszystko oscyluje wokół tego, jaka muzyka jest ci bliska. Słucham muzyki elektronicznej. Niemniej z gustem muzycznym, smakiem muzycznym, jest jak ze smakiem w ogóle. Kiedyś nie lubiłem ogórków kiszonych, teraz tak. Może będzie tak, że zainspiruje mnie gatunek muzyczny, który nigdy do mnie nie przemawiał. Może zacznę słuchać country, siedzieć w jazzie. To, że robię elektronikę, wynikało z tego, że do tej pory moja twórczość była bardzo indywidualna, a najłatwiej jest zrobić samemu płytę właśnie elektroniczną. Elektronika była super wygodna.

Jesteś też producentem muzycznym. Myślisz, że jak przejdziesz na muzyczną emeryturę, właśnie tym się zajmiesz? Może praca w wytwórni muzycznej, szukanie młodych i zdolnych?

Myślę, że bardziej widziałbym się w roli kompozytora filmowego, bardzo mi się to spodobało. Chętnie pomógłbym też komuś wyprodukować jego płytę. Nie myślę jeszcze o sobie jako o dojrzałym producencie muzycznym, bo do tego daleka droga, jednak byłoby super produkować cudze utwory, pracować z kimś na jego materiale. Może fajnie będzie robić muzykę dla innych, jak już będę za stary, żeby wejść na scenę (śmiech).

Stworzyłeś ścieżkę dźwiękową do filmu Płynące Wieżowce. Jak wygląda praca przy soundtracku?

Bardzo różnie. Czasami kompozytorzy piszą utwory na podstawie samego scenariusza, a czasem, jak w moim przypadku, komponują do zmontowanego obrazu.

Druga opcja chyba lepsza, co?

Lepsza, ale ogranicza cię długość scen. Z drugiej strony tak jest łatwiej, bo film inspiruje. Przynajmniej mnie Wieżowce inspirowały, dobrze mi się komponowało, oglądając je. Poruszył coś we mnie, otworzył, to dzięki temu było mi łatwiej.

Wpisując „Baasch” w google nie znajdujemy zbyt wielu wyników, na Twoim FB nie publikujesz zbyt wielu wywiadów. Wycofujesz się?

Jestem skupiony na robieniu muzyki i tak naprawdę moja obecność w środowisku jest taka, na ile wymagają tego różne sytuacje.

Wiesz, różni artyści promują się też w telewizji. Podejrzewam, że ciebie raczej nie zobaczę na kanapie z Kingą Rusin. Z czegoś to wynika. KAMP! udziela dziesiątek wywiadów, ale żadnymi nie chwalą się na swoim FB, to jakaś ich polityka.

Obecność w środowisku rozumiesz jako udzielanie się w mediach czy obecność w środowisku od kuchni, na imprezach branżowych?

Jedno i drugie (śmiech).

Myślę, że wywiady pojawiają się przy okazji jakichś działań. Kiedy powstał film, wywiadów było więcej. Pewnie teraz, przy okazji premiery płyty, też będzie ich więcej. Wiesz, obecność w mediach to działania potrzebne do tego, żeby wypuścić w świat to, co udało nam się zrobić muzycznie. Ja wolę robić muzykę niż udzielać się publicznie.

Jeśli chodzi o decyzje, czy pojawiać się w takim czy innym programie – to zależy od tego, dla kogo robię muzykę. Warto pojawiać się tam, gdzie wiesz, że będą twoi potencjalni odbiorcy. Nie chcę oceniać, czy śniadaniówki są spoko, czy nie. Po prostu to chyba nie dla mnie.

Są ludzie, którzy uważają takie występy czy gadki o niczym z Kubą Wojewódzkim w jego show przy okazji promocji płyty to takie aż nadto komercyjne działania.

Czasem w Polsce ludzie przesadnie się nad tym skupiają. Jeśli artysta angielski pojawiłby się w BBC w porannym paśmie, to nikt nie pomyślałby o tym, że to śmieszne i niewłaściwie. Komercyjne. Chyba specyfika naszego kraju jest właśnie taka. Prawdziwi fani, którzy słuchają muzy, skupiają się na muzie, a nie na tym, kto gdzie przyszedł. Dopóki to nie wpływa na jakoś muzyki, nie podważa wiarygodności artysty. Są, oczywiście, granice, których nie przekroczę, bo nie czułbym się komfortowo. Nie zagrałbym z playbacku, ale jeśli miałbym grać na żywo – czemu nie pójść do telewizji?

Wspomniałeś, że chcesz zaprosić do współpracy przy następnej płycie muzyków. Kogo widzisz w tej opcji?

Nie myślałem o nikim konkretnie. Chciałbym więcej poeksperymentować z żywymi instrumentami. Chociaż może być tak, że skończę znów na samej elektronice. Kto wie?

 

 

rozmawiała: Kasia Kępka / example.pl

zdjęcia: Liubov Gorobiuk (zdjęcia prasowe), Darek Kawka (zdjęcia koncertowe)