Text me

Era smartfonów i mobilnego internetu zrobiła z nas więźniów cyberprzestrzeni, w której pozornie lub nie, wszystko jest łatwiejsze. Zdecydowanie najłatwiejsza wydaje się być komunikacja, która w wirtualnej rzeczywistości nie przypomina tej werbalnej, która z kolei z co raz większym natężeniem pretenduje do wyparcia przez społeczeństwo.

Skoro już znaleźliśmy się w takiej sytuacji i co zaskakujące, szybko udało nam się w niej odnaleźć, koncerny stojące na straży naszych potrzeb nie mogły nie pomóc nam w rozwijaniu pozawerbalnych komunikatów. Jak w wielu przypadkach, tak i w tym potrzeba okazała się matką wynalazku. Tutaj potrzebą była możliwość wyrażania uczuć w literkach. Z autopsji wiemy, że klawiatura nie zawsze oddaje nasze nastroje i intencje, dlatego miały nam w tym pomóc Emoji – setki ikonek, które wklejane do wiadomości dodają jej (nie)zbędnych znaczeń. W pierwszej wersji emoji było zbiorem owoców, warzyw, wyrazów twarzy, ubrań i podobnych grafik mających nieoceniony wpływ na jakość wiadomości tekstowych wymienianych na co dzień. Wraz z sms-owym rozwojem, ewoluował również system wartości wielu z nas i koniecznością okazały się seksikony. Na realizację erotycznych Emoji nie musieliśmy długo czekać, bo już można je zdobyć w skromnej cenie 0,99$, którą pośrednio przenosimy życie na inny, co raz mniej realny level.