MOZAIKA: pierwsza dama warszawskiej gastronomii

W sercu warszawskiego Mokotowa 63 lata temu otworzyło się niepowtarzalne miejsce, które na mapie rozrywkowej stolicy w kategorii klasyk wiedzie absolutny prym. Restauracja Mozaika to lokalne zjawisko, mekka polskich filmowców, prawdziwy oldschool i wizytówka górnego Mokotowa, która skupia wokół siebie Warszawiaków serwując polską kuchnię i pomysły na międzypokoleniowe spotkania. Bywają tu politycy, dziennikarze i artyści. To tu Kieślowski spotykał się z Wajdą na sznapsa, by omawiać fragmenty wyśmienitych scenariuszy. W zimny listopadowy wieczór spotykamy się w miejscu pełnym ciepła i zarezerwowanych stolików z Panią Danutą Zaporską właścicielką legendarnej Mozaiki. Rozmawia: Agnieszka Strzałkowska. Foto Filip Blank.

Porozmawiajmy o Mozaice dzisiejszej?

Danuta Zaporska: Mozaika jest miejscem, w którym spotyka się wiele pokoleń. Odwiedzają nas pięćdziesięcio i sześćdziesięciolatkowie. Dla tej grupy mamy ofertę spotkań tanecznych w piątki i soboty. W czwartki jak dziś zazwyczaj jest kabaret. Bardzo chętnie przychodzą po pracy dużymi grupami, również ludzie młodzi. Cieszę się bo te wydarzenia łączą wiele pokoleń. Część młodzieży przychodzi przez wzgląd na opowieści swoich rodziców, którzy poznali się tu na wieczorkach dla singli. W związku z tym mamy bardzo dużo jubileuszy i przyjęć rodzinnych.

Jak wyglądały początki lokalu?

DZ: Mozaika powstała wraz z zasiedleniem tego budynku na Puławskiej 53, czyli to będzie w ’61 roku. Na początku była to tylko kawiarnia. Wtedy występował tutaj pan grający na fortepianie, co nadawało charakter bistra temu miejscu. W 1991 roku przekształciła się w restaurację. Od 15 lat organizujemy wieczorki integracyjne. Na początku były to spotkania dla singli. Obecnie przychodzą na nie wszystkie grupy. Bardzo się sprawdzają właśnie jako towarzyskie i rodzinne spotkania. Coraz częściej mieszkańcy Mokotowa wychodzą z domu.

Mokotów skupia filmowe środowisko, chociażby przez wzgląd na SPATiF na ulicy Chełmskiej. Legendy, które krążą o Mozaice i spotkaniach znanych osób to prawdziwa wizytówka tego miejsca.

DZ: To była ulubiona kawiarnia Pana Kieślowskiego. W latach 70. i 80. przesiadywał tu całymi godzinami. Wtedy  lokal wyglądał inaczej.

Były tu również kręcone sceny do kilku filmów, chociażby Pan Idziak nakręcił tu kilka scen do filmu „Ema”. Poza tym Mozaika była również ulubionym lokalem Pana Hoffmana. Spędził tu godziny podczas pracy przy „Potopie”. Kawiarnia już wtedy serwowała likierek J. Bywało tu w dużej części środowisko aktorskie.

A jaka jest Pani historia związana z tym miejscem?

DZ: Razem z mężem jesteśmy właścicielami lokalu od 1990 roku, ja natomiast od 1978 roku pracowałam w Mozaice jako kierowniczka Sali.

Niesamowite. Jest Pani prawdziwą Panią domu!

DZ: Można tak powiedzieć. Obserwowanie wszystkiego co się tutaj dzieje, poznawanie naszych gości i ich historii jest dla mnie bardzo wzruszające. Lubię te momenty i spotkania.

Lato, a zima w Mozaice.

DZ: Teraz z wiadomych przyczyn jest zamknięty ogródek, który działa tu latem. Zauważyliśmy jeszcze jeden problem w Warszawie. Młodzież cierpi ze względu na ciszę nocną, nic nie można zrobić w budynku mieszkalnym. Życie młodzieżowe nie kwitnie u nas tak jakbyśmy tego chcieli. Młodzi ludzie preferują inne godziny do zabawy, ale zauważyłam też, że Mozaika często jest traktowana jako taki starter przed Regeneracją, która jest obok, gdzie można się już huczniej zabawić.

Co poleca szef kuchni?

DZ: Wyśmienitą kaczuszkę, rybki… głównie serwujemy dania kuchni polskiej.

A z klasyków?

DZ: Przebojowy tatarek i śledzik, najlepiej smakuje pod kieliszek czystej wódeczki.

Co jest Waszym znakiem rozpoznawczym?

DZ: Zdecydowanie blask neonu. Kiedy zaczęłam tu pracować neon już był. Zainstalowali go na początku lat 70. Powstał w roku kiedy była neonizacja Warszawy. Stare neony nadawały charakter Warszawie. Ambicją władz była „neonizacja” miasta, która miała nadać mu charakter europejskiej metropolii. Wszystkie projekty musiały być zatwierdzone przez Urząd Architekta lub Plastyka Warszawy. On pierwotnie był o wiele większy, ale na początku lat 80. lokatorzy zauważyli, że za sprawą neonu dokonywane są włamania. Ich argumentem był fakt, iż neon służył za drabinkę. Do szóstego piętra był wyciągnięty cały dywanik, który był zamontowany jeszcze poza tą poziomą częścią. Z racji warunków pogodowych wymagał remontu i dziś pięknie świeci i zaprasza naszych gości pozastając wizytówką lokalu.

Dziękuję bardzo za rozmowę i tatarek poproszę.

 

Rozmawiała: Aga Strzałkowska

Zdjęcia: Filip Blank