INTUICJA w INSTRUMENCIE X WYWIAD z RITA PAX

Sami nazywają się pracowitymi zajawkowioczami i wykształciuchami. W naszym odbiorze są konstruktorami pełnymi wyobraźni i intuicji jaką odnajdują w instrumentach. Mariaż talentu tej piątki pobudza u odbiorcy emocje i zabiera w  nowe, często abstrakcyjne, zakamarki dźwiękowe. Spotykam się z nimi przy dobrej kawie w warszawskim STOR gdzie próbuję rozbić ich układankę na czynniki pierwsze. 

Chciałabym zacząć naszą rozmowę przywołaniem pewnego cytatu. Jest to cytat promotora mojej magisterki, którą obroniłam raptem rok temu i pisze on o Was: „Trochę Ameryki, trochę Europy, trochę białego, trochę czarnego, no i wreszcie trochę retro z awangardą – taki miks byłby wielkim ryzykiem przy niedostatkach talentu, ale Rita Pax to nader udana asocjacja instrumentów i talentów. Brawo!” – to są słowa pana Mirka Pęczaka. Ja chciałabym zapytać:

Kim jest Rita Pax?
Kasia: Zespołem.
Paulina: Zespołem w końcu!!!
Kasia: Nie projektem, nie tworem…
Paulina: Co ciekawe nie jest to wcale sezonowy projekt. Być może stawiamy kroki powolne, jednak odczuwamy, że łączy nas już kilka lat pracy i wciąż jesteśmy tym zespołem.
Jurek: Powolne kroki, ale pewne.
Piotrek: Ładnie powiedziane.
Paulina: Trochę jak dzieci we mgle, ale teraz już trzymani za rączkę przez nowy management, tej mgły jest jakby mniej.
Jurek: Z tego opisu w sumie wynika, że gramy takie nie wiadomo co (śmiech).

Właśnie nie. Właśnie bardzo wiadomo co.
Piotrek : To dobrze (śmiech).

No właśnie, może więc dlatego, że jesteście zespołem zgranym, ale złożonym z indywidualności muzycznych, to opowiedzmy sobie po trochu historię każdego z Was. Jak na siebie trafiliście? Skąd się znacie? Zakładam, że z branży, ale czy poza tym stoi też jakaś inna historia?
Jurek: Nie całkiem z branży.
Paulina: Nie do końca. Z braćmi Piotrkiem i Pawłem znam się z podstawówki.

Z wariatami…
Paulina: Z Jurkiem znamy się ze szkoły muzycznej na Bednarskiej. Potem Jurek grał ze mną w pinnawelowych składach, a z Kasią znamy się bardziej środowiskowo.
Kasia: Też z Bednarskiej.
Paweł: Edukacyjnie się znamy.
Piotrek: Wykształciuchy same. (śmiech)
Kasia: Wszyscy mieszkamy w Warszawie i od dłuższego czasu wpadaliśmy na siebie. Braci poznałam przez Paulinę, ale z Jurkiem poznaliśmy się w Piątkach, na jamie. Z Pauliną znamy się jeszcze z jamów z Muzie, mieliśmy wtedy po kilkanaście lat.
Paulina: Kleiło się to przez różnych muzyków.
Piotrek: Tak, a my wtedy z Pawłem graliśmy koncerty w Jadło.

Świętej pamięci… kochane Jadło. Opowiedzcie mi też o swojej działalności w Ricie. Na takiej zasadzie: kto czym się zajmuje, jakie są części składowe zespołu, jak się łączą.
Paulina: Ja mogę stwierdzić, że zwołałam ten skład.
Chłopaki: I skomponowałaś go.
Paulina: I skomponowałam. Ale potem ich aranżacje naznaczyły charakter całej naszej muzyki.
Paweł: Aranżacjami zajmujemy się wszyscy. Kiedy Paulina pokazuje nam swoją kompozycję, każdy z nas wnosi coś od siebie.
Paulina: Aczkolwiek przy drugiej płycie były utwory, które przynosiliście wy. Na przykład „Dead Bleeding Pride” przyniósł Paweł, a Piotrek skomponował „Indeed”. Myślę, że ten podział już się teraz powoli zaciera. Zauważam, że teraz zanim zaczniemy grać jakiś numer na próbie, najpierw improwizujemy. A zbyt długie cody [zakończenia utworu – przyp. red.] mogą przerodzić się w nowe utwory.

Bo to tak jest z Wami, że czuć w tej muzyce… No nie wiem. Za każdym razem, jak słucham Waszej płyty jest tak, że…
Jurek: Że nie możemy skończyć kawałka (śmiech).

Trochę tak jest. Rozkręcacie człowieka. Człowiek wchodzi w pewne emocje. Słuchałam kiedyś dużo Zappy, Lou Reeda – mi się Wasza muza z tym kojarzy. Czytam o Was, ze to jest bardziej projekt soulowy, no ale nie jest tak.
Paulina: Gdzie takie rzeczy czytasz?

Różni ludzie piszą różne teksty. Lubią sobie ułatwić życie i szufladkować. Prawda jest taka, że nie da się tej muzy określić przez różnorodność instrumentów i aranżacji. To jest lekki chaos, ale taki, który fascynuje.
Paulina: O czym była twoja praca?

O kreowaniu wizerunku gwiazd rockowych w latach 60.
Zespół: Poczytalibyśmy (śmiech).

Obroniłam ją dopiero rok temu, natomiast… no dobry promotor mi się trafił. Jak Wy byście nazwali muzę, którą robicie?
Piotrek: Ale po co ją w ogóle nazywać?
Paulina: Taki zawód, dziennikarstwo…
Piotrek: Po prostu gramy sobie to, co nam się podoba.
Paulina: To wy dziennikarze musicie się teraz męczyć z tym, żeby to jakoś określać.
Piotrek: Gramy muzykę. Nie widzę potrzeby nazywania jej w jakikolwiek sposób.
Paweł: Ogólnie dla mnie jest bardziej rockowa niż soulowa.
Paulina: Dla mnie ona jest filmowa. Ma ilustracyjny charakter, to się przejawia w wielo instrumentalnych aranżach i naszych odlotach.
Kasia: Jeśli jedna osoba przejmuje stery w utworze, reszta w to idzie. Nie mamy z tym żadnego problemu. Każdy jest indywidualnością, słucha czegoś innego. Dzięki temu pokazujemy sobie różne rzeczy, różne gatunki muzyki.
Paweł: A jednak na koniec potrafimy się dogadać, coś z tego wychodzi.
Paulina: Przychodzi taki moment, kiedy mówimy wspólnie: „tak, to jest fajne”.
Paweł: Złoty środek.

Wykorzystujecie bardzo dużo różnych instrumentów. To jest tak, że jak macie próby, to wiecie, jaki instrument zagra w utworze. Ja np. nie mam pojęcia czym jest wibrafonetta. Rozłóżmy Wasze utwory na czynniki pierwsze.
Paulina: Kiedy powstanie piosenka i nagrane są podstawowe instrumenty, słuchamy jej pod kątem tego, co można dodać albo ująć. Zalewscy mają na przykład wspaniałe rozeznanie w zakresie instrumentów muzyki dawnej i wiedzą, że przestrzeń w utworze może wypełnić np. mandolina, viola da gamba czy jakiś dziwny flet. Tak się składa, że oni mają te instrumenty w domu albo wiedzą, kto je ma…

Czujecie to już wcześniej?
Paulina: Oni mają świetną intuicję do instrumentów. Kiedy mam już zarys piosenki, ja też – nawet korzystając z prostych przyrządów – odpalam np. harfę midi i jeżeli pasuje, na dalszym etapie szukamy harfisty. To są impulsy. Chociaż np. w numerze Brain w nagraniu został ksylofon z apki na iPada i tak też wiernie jest wykonywany na koncertach.
Paweł: Zarówno przy komponowaniu, jak i przy późniejszym aranżowaniu, dopuszczamy dziwne dźwięki z rzeczy, które nie muszą być zdefiniowane jako instrumenty. Mogą to być to na przykład jakieś szklanki, które mają akurat tu dla nas sens.

Nawet jeśli można byłoby porównać każdą płytę do jakiejś podróży, ostatnio rozmawiałam z Łukaszem z Rys i ich Traveler jest podróżą w typowo elektronicznych przestrzeniach, tak Wasza pierwsza płyta jest podróżą w różne zakamarki, nie jest jednolita, nie jest jednoznaczna. Czym zajmujecie się poza Ritą?
Paulina: Ja głównie dziećmi (śmiech).

A muzycznie? Widzę, że macie „fazę” na oldschoolowe instrumenty. Więc czym się zajmuje cała Wasza piątka?
Piotrek: Ja i Paweł gramy np. muzykę dawną, klasyczną. W tym się specjalizujemy.
Paulina: Na różnych instrumentach.
Piotrek: Na przykład na violi da gamba, czyli takim poprzedniku wiolonczeli, czasem gramy też na innych. Zależy od potrzeb.

Jak to wygląda?
Zespół: Taka oldschoolowa wiolonczela.

Komponujecie na poczet innych działań artystycznych, np. sztuk teatralnych czy po prostu?
Paweł: Ja i Piotr komponujemy również dla teatrów. Mamy zespół progrockowy, nazywa się Alters, w którym gramy z Robertem Pludrą. Ostatnio skomponowaliśmy muzykę do spektaklu „Baby Doll” Teatru Studio w Warszawie, którą wykonujemy na żywo w czasie przedstawień, zapraszamy.
Jurek: Wiesz co, ja swoją drogę nakreślę mniej więcej tak: na początku tworzenie zespołu z kolegami, później, w szkole, przyszła faza…
Paulina: Na koleżanki. (śmiech)
Jurek: Później przyszła faza na inne projekty, byłem bardziej „muzykiem do wynajęcia”. To też trwało parę lat i dało mi wiele doświadczenia, nauczyłem się wielu stylistyk. Obecnie współtworzę projekt Nervy i Patryk Kraśniewski Trio. Poza tym gram w zespole Kasi Kowalskiej.
Kasia: Ja zaczynałam od pisania do szuflady. Skończyłam studia w Katowicach, gdzie poznałam kolegów muzyków. Wtedy to były jedyne studia jazzowe w Polsce. Myślałam, że zostanę przy tym gatunku, ale jednak, no nie (śmiech).
Paulina: Fajna by była z niej Diana Krall.
Kasia: Jakiś czas po studiach zaczęłam grać z Anią Dąbrowską. To był pierwszy taki… mainstreamowy projekt, w którym brałam udział. Graliśmy dużo koncertów i od tamtego czasu wszystko szybko się potoczyło. Zadzwoniła do mnie Kasia Nowicka i zaczęłam z nią pracować. Później z Moniką Brodką przy Grandzie, z Arturem Rojkiem przy ostatniej płycie.
Paulina: Niedługo ich wszystkich rzucisz dla nas.

Dla Rity (śmiech).
Paulina: Piotr jeszcze nie powiedział w jakim zespole gra.

Właśnie, potraficie odpowiadać osobno? Jesteście bliźniakami?
Paweł: Nie, ale w większości projektów pracujemy razem. Jest między nami 4 lata różnicy wieku.

Paulina, a Ty…?
Paulina: Ja jestem oddana Ricie Pax. Jak też i innym zespołom (śmiech). Teraz robię swoją solową płytę, we współpracy ze składem Night Marks Electric Trio. Jesteśmy takim combem producenckim, wspólnie robimy piosenki. Może przed latem uda się temu projektowi wykluć. To ostatnio zajmuje mi czas. Więcej nie biorę, bo już nie ogarniam. Więc dwoje dzieci, dwa zespoły. Mam jeszcze Minimal, ale to jest projekt do grania na żywo, a nie wydawniczy. Gram tam razem z Markiem Pędziwiatrem, wybitnym muzykiem. Staram się już więcej nie robić. Muszę też przecież kiedyś oglądać seriale…

Właśnie, z czego każdy z Was czerpie inspiracje pozamuzyczne? Wyjdźmy z tej przestrzeni. Co najbardziej lubicie poza tworzeniem muzyki?
Kasia: Filmy, seriale, książki i podróże.

Jakie?
Paulina: Niestety Chirurdzy.
Piotrek: Gotham jest dobry.
Kasia: Z seriali: House of Cards, True Detective, Girls… .
Paulina: Szczerze mówiąc poza muzyką mam niewiele czasu.

Z czego czerpiecie najbardziej?
Paulina: Z rozmów z ludźmi. Np. jak się siedzi pijanym z papierosem na bruku przed Kulturalną… bardzo dużo wtedy czerpię inspiracji. Wtedy jest pewna ostateczność. Nie chciałabym propagować używek, ale czasem my, matki, potrzebujemy poczuć, że nikt i nic nas nie trzyma. Możemy gadać o głupotach, wzbijać się na intelektualne szczyty, które okazują się bełkotem, być wolnym. Warto czasem to zrobić, żeby móc zainspirować się do tworzenia. Na szczęście robię to niezwykle rzadko, bo nie mam czasu. Zazwyczaj po koncertach wracam do domu nawet z najdalszych zakątków, żeby obudzić się obok dzieci o 6 rano i jechać z nimi do placówek edukacyjnych…

Czyli czasem z tego gadania wychodzi niezła sztuka?
Paulina: Tak, gdzieś tam – bardzo relatywnie i subiektywnie to oceniając. Podróże też są warte uwagi. Ja czasem lubię wyjechać, żeby przez dwa dni pić kawę z moim chłopakiem w innym mieście. Bez planu, wyjechać np. do Brukseli. Wracam z czystą głową, mogę wtedy stwierdzić nawet, że Polska jest fajnym krajem. Ale kreatywna jest też np. nuda i totalna nicość. Długie przebywanie w domu poza centrum Warszawy. Obcowanie z dziećmi, ogarnianie trudów życia. Trudy życia są awesome.

To będzie nasz lead. A ciebie Kasia? Co cię zabiera od muzyki? Albo wręcz przeciwnie.
Kasia: Filmy, książki. Uwielbiam Herzoga, Fritza Langa, Bergmana i Allena oczywiście. Trenuję Wing Tsun, to taka odmiana Kung Fu.

Wiecie o tym chłopaki?
Paweł: Dlatego nie podskakujemy Kasi.
Kasia: Szczerze mówiąc, zawsze czegoś takiego chciałam. Nigdy nic nie trenowałam, ale pewnego dnia postanowiłam po prostu to zmienić i spróbować. I zostałam.

Panowie?
Jurek: U mnie jest podobnie, jak u Pauliny i Kasi. Książki, podróże, sport. Chociaż i tak nie mogę uciec od muzyki.
Paulina: Jurek jest wzięty.

Pawle?
Paweł: Tak dużo obcuję z muzyką, niestety albo na szczęście, że jest mało czasu, żeby skupić się na czymś innym. Ale lubię siedzieć na działce, palić ognisko. Palić liście, pić piwko.

Jak dobrze to brzmi.
Piotrek: Ja lubię grać w gry.

Komputerowe czy planszowe?
Piotrek: I takie, i takie. Nie mam jednej ulubionej, to zależy od sytuacji. Na działce, przy kominku, często gramy w planszówki, na przykład w Eurobiznes, to jest świetna polska wersja Monopoly. Na konsoli ostatnio chyba najczęściej gramy w FIFA. Mamy zgrupowania i potyczki między zespołowe z kolegami z innych składów.

Może porozmawiamy sobie o płytach. Doszły mnie słuchy, że ta Wasza druga płyta jest bardziej uporządkowana, przemyślana. Kiedy podchodzicie po raz drugi do tego samego projektu, już wiecie, jak to wygląda, znacie siebie. Porównacie te dwie płyty?
Paulina: Przede wszystkim przed drugą płytą dołączył do nas Jurek.
Kasia: Poza tym praca nad drugą płytą zaczęła się tak naprawdę od utworu, który jest na niej ostatni, czyli „Old Transport Wonders”. Zrobiliśmy ten numer, wyszliśmy ze studia na zewnątrz zapalić papierosa i poczuliśmy, że jesteśmy w domu. Pamiętam dokładnie ten moment.
Piotrek: Pierwszą płytę nagraliśmy dosyć szybko. Nad drugą pracowaliśmy zdecydowanie dłużej. Daliśmy sobie czas i po kolei pracowaliśmy nad kompozycjami i aranżacjami. Później doszlifowaliśmy ją jeszcze w studio, na etapie produkcji. Wiedzieliśmy czego chcemy.
Paulina: Pierwsza płyta to było takie… spotkanie. A przy drugiej już graliśmy razem. To była taka randka ze śniadaniem.

A co będzie przy trzeciej płycie? Dzieci? (śmiech)
Piotrek: Rozwód (śmiech całego zespołu)
Zespół: Nieeee…
Paulina: Chciałabym też powiedzieć, że w tym zespole jest pewna doza przygody. Poza graniem, np. kręcenie klipu uznaję za przygodę. Grałam w różnych zespołach, dużo jeździłam w różne miejsca, ale z Ritą jest najwięcej tych najładniejszych przygód.

Gdzie kręciliście teledysk do Dead Bleeding Pride?
Paulina: Na Szczelińcu. W Górach Stołowych.

Jest przepiękny, bardzo klimatyczny.
Kasia: Fantastyczna ekipa. Na początku czułam, że się trochę obwąchujemy, szybko jednak się zaprzyjaźniliśmy. Przyjechaliśmy do Sebastiana [Juszczyka – przyp.red.], reżysera klipu, z przygodami. Po drodze skończyła nam się benzyna, było dużo śmiechu – jechaliśmy samochodem siostry Pauliny, która zapomniała nam powiedzieć, że nie działa wskaźnik paliwa. Traf chciał, że zatrzymaliśmy się akurat przy przydrożnej knajpie, która jest zrobiona ze starego samolotu. Wiesz, każdy zawsze chciałby się tam zatrzymać, ale przecież nigdy tego nie zrobi. My byliśmy zmuszeni.
Piotrek: To był wyjazd pełen przygód. A po nakręceniu klipu zagraliśmy koncert w knajpie Sebastiana, Papu w Nysie.
Paweł: W ogóle cała ekipa była świetna. Seweryn Odalski, Rafał Ogrodowczyk…

Idealnie.
Piotrek: A Jurka nie było, ale wszyscy myśleli, że jest.
Kasia: Bo leżał w basenie w swoim ogrodzie.
Paweł: Ale był z nami duchem. Czuliśmy to. Był takim cieniem, który się czaił.

Plany, plany… nadchodzące plany?
Paulina: W najbliższych miesiącach będziemy grać. Seria grudniowych koncertów już rozpoczęta, jesteśmy w trakcie i jest super. Z końcem stycznia rozpoczynamy trasę Spragnieni Lata z The Dumplings i Gooralem. Będziemy w Radomiu, Częstochowie, Bydgoszczy, Lublinie, Rzeszowie i Warszawie. Pracujemy też nad trasą w marcu. Będziemy się rozwijać na Waszych oczach.
Jurek: Drastycznie zwiększamy częstotliwość grania.

Dzięki

Rozmawiała: Agnieszka Strzałkowska
Foto: Filip Blank
Podziękowania dla kawiarni STOR